Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
Katarzyna Kuroczka - Wiersz
RĘKOPIS UTRACONY W AUSCHWITZ
mówisz, że bluźnię, bo nie mam cyfr na przedramieniu
i nie poczułam nigdy zapachu palonych nocą przyjaciół;
nie musiałam kraść niczego, chociaż mogłam wszystko;
zazdrośnie patrzysz na moje suknie, bluzki i kapelusze,
które intuicyjnie uciekają przed prążkami na białym tle;
mówisz, że zapominam o bliskich zbyt łatwo, gdy tylko
znikają z oczu, choć powinnam dać im życie wieczne
jako zapłatę za tych kilka chwil, jakie podarowali mi.
a jednak widzę nas obie w tej samej celi; w mojej wszyscy
osłaniają twarze jakby chcieli ukryć słowa obnażające
bezradność; każdy ma wyznaczoną przestrzeń, poza którą
czeka go śmierć przez uduszenie; grzebie się szybko i bez
bliskich, a rękopisy noszone na sercu odbierane są
każdego dnia przez strażników uporządkowanych cyfr.
Przygoda amerykańska Adama Zagajewskiego*
Adam Lizakowski
Adam Zagajewski, obok Czesława Miłosza i Stanisława Barańczaka, największą część twórczego życia spędził w Ameryce, chociaż nigdy na stale tutaj nie mieszkał. Od roku 1988 był wykładowcą akademickim w Houston i Chicago, a także bardzo często przekraczał ocean z wizytą na spotkania poetyckie, literackie, konferencje międzynarodowe oraz po odbiór licznych nagród poetyckich i honorowych. Dla mnie ten krakowski poeta był panem życia, mówił biegle kilkoma językami. W porównaniu z innymi polskimi poetami, którzy nie chcieli, nie mogli, albo woleli nie ruszać się z kraju, miał możliwość obserwacji i kontaktów z ludźmi innych kultur. Czy czas spędzony na podróżowaniu i zwiedzaniu czyniła z Zagajewskiego lepszym poetą, eseistą? Niewątpliwie tak, można to z całą pewnością stwierdzić na przykładzie jego esejów, a także wierszy.
Przebywanie na stałe czy tylko czasowo poza granicami Polski to doskonała okazja aby spotkać innych, nowych ludzi, posłuchać co mają do powiedzenia chociażby o naszej ojczyźnie, o naszej kulturze, kuchni, o nas jako narodzie. Za granicą słowa Polak, patriota, katolik słyszymy inaczej i odmiennie brzmi ono w naszych uszach. Wyjazd za granicę także pomaga nam lepiej zrozumieć nas samych, popatrzeć na siebie z pewnego dystansu. Każda ojczyzna ma swój urok dla jej mieszkańców, ale gdy oddalimy się od niej, choćby na kilka dni, wtedy mamy ciekawsze spojrzenie na rodaków i własny kraj. Wracając z każdej podróży widzimy zmiany nie tylko w swoim rozumieniu nas samych czy rodaków. Oczywiście nie dzieje się to z dnia nadzień, lecz świeże doświadczenia i obserwacje wcześniej czy później dadzą o sobie znać.
Celem mojej pracy nie jest opisywanie związku Zagajewskiego z Ameryką, ani poruszanie tematu odbioru jego poezji za oceanem - chociaż jego obecność fizyczna na Ziemi Lincolna trwała prawie cztery dekady. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na fakt, jak poeta znad Wisły spostrzegał ten wielki kraj, który okazał się dla niego tak bardzo przyjazny i gościny. W poniższej pracy chciałbym przyjrzeć się bliżej tomikom wierszy wydanych jeden po drugim; „Jechać do Lwowa” (Londyn 1985), „Płótno” (Paryż 1990), „Ziemia ognista” (Poznań 1994), „Późne święta (wiersze wybrane)” (Warszawa 1998), „Pragnienie” (Kraków 1999). Okres ten obejmuje dwadzieścia lat życia na emigracji.
Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Kazimierza Ratonia
Organizatorami konkursu są Galeria Literacka przy Galerii Sztuki Współczesnej Biuro Wystaw Artystycznych w Olkuszu oraz Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne FRAZA.
Konkurs ma charakter otwarty.
Każdy uczestnik może zgłosić do konkursu od 5 do 8 wierszy (łącznie około 150 wersów). Wiersze nie mogą być wcześniej publikowane w wydawnictwach zwartych ani nagradzane w innych konkursach.
Prace oceni jury w składzie: Magdalena Rabizo-Birek (krytyk literacki, redaktor naczelna kwartalnika „Fraza”), Marta Podgórnik (poetka) i Janusz Radwański (poeta).
Opłata za udział w konkursie wynosi 30 zł.
Wiersze wydrukowane w 4 egz. należy przesyłać pocztą (szczegóły w regulaminie).
Główną nagrodą jest wydanie autorskiego tomiku poetyckiego. Pozostali nagrodzeni oraz wyróżnieni otrzymają nagrody pieniężne i książkowe.
Czytaj więcej: Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Kazimierza Ratonia
„Ogród Eowyn” Adama Marka
Leszek Żuliński
OGRÓD WIELCE NIEPOSPOLITY
Fundamentem tych wierszy jest to, co Łucja Dudzińska napisała: Adam Marek zaprasza nas do swojego tajemniczego ogrodu. Nazywa go „Ogrodem Eowyn” – sądzę, że jest to ogród życia – połączenie czasu, pamięci zdarzeń ze skrzętnie ukrytymi emocjami.
Nie starczyło by mi miejsca aby dalej to opisywać. Ale co ciekawe: Eowina to postać stworzona przez J.R.R. Tolkiena mitologia Śródziemia.
Teraz mogę pokazać Wam kilka wierszy dzięki którym w tę aurę wnikniecie.
Zacznijmy od utworu sen o Eowyn – oto on: będę odpoczywał rano / zaraz po tym jak wyjdziesz / włączę radio / i popatrzę na pościelone łóżko // zaraz po tym / gdy nie wyjdziesz zaparzę dwie kawy / przygotuję jajecznicę której nie lubisz / i nie porozmawiamy // więc może lepiej wyjdź / mi z głowy.
Zauważcie: to jest dykcja jakby zwykła. Lecz w wielu wierszach warta uwagi. Na przykład taki wiersz pt. Gepetto: w warsztacie mojego dziadka / oczy wyglądały z każdego zakamarka / mogłem wyciągnąć dziobatego przyjaciela / z bajek o ptaku dziobaku // w warsztacie mojego dziadka znalazłem pierwszy klucz / wiolinowy a może wiklinowy / kosz pełen fantastycznych opowieści // w warsztacie mojego dziadka / ożywa jak dawniej żabi król / liczy również zielone gwiazdy / śpią razem z księżycem // wystarczy zajrzeć / przez uchylone drzwi / warsztatu mojego dziadka.
„Śmiech Chryzypa” (odcinek dziewiętnasty - ostatni)
Jerzy Żelazny
KAŹŃ
- Delikwent, może usiąść na skarpie strzelnicy – zlitował się kapitan czarnych krawatów, bo Fryz Jerski nadal stał na miękkich nogach, podobny do bezlistnego krzewu jarzębiny, w którym wiatr uwiązł, chwiał nim, natrząsał się, zdmuchnął wcześniej wszystkie liście, chichotał między nagimi patykami gałęzi.
- Chce pan papierosa? – zapytał się ku zdumieniu chłopaków w czarnych krawatach, którzy usiedli na darni, a kałasze ułożyli między dolnymi kończynami. Jeden z wojaków z kałasznikowem gotowym do strzału zajął miejsce w pobliżu delikwenta, a siadając szepnął, tylko niech pan nie próbuje uciekać, poczęstuję serią jak nic, na pewno trafię, celnie strzelam, a to niehonorowo zginąć podczas ucieczki.
- Pan odpowie dowódcy - bo Fryz Jerski milczał, trzęsąc się na siedząco bardziej niż, gdy stał, patrząc w wycelowane w jego pierś lufy karabinów. Machinalnie wtedy policzył tych, którzy celowali w jego pierś i głowę. Jest ich sześciu, siódmy kapitan, czy rzeczywiście kapitan, nie miał na pagonach gwiazdek, tylko znak geometryczny - dwa trójkąty zachodzące na siebie. Jerski domyślił się, że to dystynkcja oznaczająca kapitana w tej dziwnej formacji, kapitanem bowiem tytułowali go żołnierze, którzy poza czarnymi krawatami nie posiadali żadnych innych odznak. Ubrani w robocze żółte kombinezony, w jakich chodzą do roboty hydraulicy, tylko na głowie czarne furażerki czyniły z nich formację wojskową, odróżniając od ulicznych sprzątaczy, bo i takie skojarzenia nasunęły się Jerskiemu. Mimo fatalnego położenia jego myśli wędrowały złośliwymi ścieżkami, nawet pozwolił sobie na chichot wewnętrzny, co było oznaką, że nie bał się śmierci, przeciwnie, wyczekiwał na nią, gdyż przeraziła go myśl, że już nikt – to mu wmówiono - od niego niczego nie oczekuje, nawet Lilli, ona nie odbierała jego telefonów, sama też nie dzwoniła, owszem, raz jeden udało im się połączyć, ale rozmowę przerwano, coś musiało się stać, więc nic po mnie na tym świecie, nadciąga starość chorobliwa, bolesna, niewładna, z siusianiem pod siebie… Tak, przekonywali go w Sekcji Przedsennej - nadszedł czas, by stanąć przed plutonem egzekucyjnym, to honorowa śmierć. Jeśli go rozstrzelają, co prawda z idiotycznego powodu, ale taka śmierć lepsza, bardziej godna, niżby miał skądś się zsunąć niczym Bohumil Hrabal ze szpitalnego piątego piętra, gdy już nie potrafił znieść życia.
Czytaj więcej: „Śmiech Chryzypa” (odcinek dziewiętnasty - ostatni)