Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
Wojciech Czaplewski - Wiersze
HOJNE DARY
nad krawędź gór
wezbrało morze
pod dotykiem ciszy
liżesz z wargi sól
na ostrzu gwoździa
gęstnieje kropla
Spotkanie autorskie z Piotrem Michałowskim i Karolem Samselem
10 czerwca (czwartek) o godz. 19:00 – Szczecin, pl. Żołnierza Polskiego 2, Dom Kultury „13 Muz”, sala kominkowa – odbędzie się spotkanie autorskie z Piotrem Michałowskim (http://www.wforma.eu/michalowski-piotr,874.html) i Karolem Samselem (http://www.wforma.eu/samsel-karol.html) (w ramach spotkania promocyjnego kwartalnika literacko-kulturalnego "eleWator"), połączone z promocją wydanych przez FORMĘ książek: „Dzień jest wierszem, świat kolorem” (http://www.wforma.eu/dzien-jest-wierszem-swiat-kolorem.html) Piotra Michałowskiego oraz „Autodafe 4” (http://www.wforma.eu/autodafe-4.html) Karola Samsela.
Spotkanie poprowadzi Damian Romaniak.
Czytaj więcej: Spotkanie autorskie z Piotrem Michałowskim i Karolem Samselem
Notatki na marginesach (46)
Bartosz Suwiński
KOTLINA. MAJOWE
1.
Maj zaczął się gołębiami
ociekającymi deszczem
na gałęzi
czerwonego klonu.
2.
Jak im się wiele rzeczy nie udaje.
3.
Deszcze. Poza tym, nic się nie składa. Niczego nie mam, co mógłbym zapisać. Nie mam słów na to, czym mijam. Ale chyba wciąż mogę czekać. Nie pytam się, odpowiadam. Garstka piasku waży tyle ile ciężar spóźnionych życzeń. „Kiedy byłem smutny, a zdawało mi się, że smutek mój do mnie nie należy, poszedłem za miasto wielkie, między czarne cyprysy, na smętarz” (Cyprian Kamil Norwid). I widziałem marmur obracający w perzynę kabłąk liry. I nie potrzebowałem już nic na pocieszenie. Bezczynnie pojąłem spoczywać.
4.
Moja piętnastoletnia uczennica pisze, że nic nie byłoby ważne, gdyby nie było ludzi, choć ci boją się dostrzec to, co piękne i zamykają otwarte drzwi; miłość jest, a potem jej nie ma, a czas stoi w miejscu, kiedy my prowadzimy się donikąd.
„Za blisko” Agnieszki Rykowskiej
Leszek Żuliński
KRZYK PRZEZ SEN
Beata Patrycja Klary na końcu tego zbioru niewielką recenzję napisała: Krzykiem przez sen są wiersze te…
Już na początku wiersz pod tytułem Curriculum vitae wprowadza nas w „aurę egzystencjalną”. Przeczytajcie, posłuchajcie: dobrze znam się na szczegółach / cierpię na bulimię – wyrzucam hektolitry wspomnień / anoreksja też wyciąga pazury – w oczach wieczny głód // drugie miejsce za opowiadanie bajki o szewczyku dratewce – klasa druga / opowiadanie kryminalne porwał wiatr – wróciło bez zakończenia // dzieci głosu nie miały / na moim strychu bajki szeleściły w mysich ustach / noce splecione z pijackim jazgotem / – Papusza też nie mogła czytać // brud zwyczajności zmywałam wodą / niezwyczajny tkwił pod paznokciem / nie bałam się łamania traw / znajdowałam nowe ścieżki / jak Błaga Dimitrowa / chciałam być nawet żoną / redaktora który rozszarpywał moje wersy / za dużo kropek mało przecinków – mówił / i szybko się znudził // bawiłam się źdźbłem – zostawiało na języku krew / zębami przecinałam głowy smakując wnętrza / miałam szczęśliwe życie: / biegłam przez Polskę w pieprzony mróz / nie każda noc się kończyła.
Smak lemoniady
Jerzy Żelazny
To się zdarzyło przed wielu laty, dociągałem do drugiej dziesiątki życia, ale nie odczuwałem z tego powodu radości ani zachwytu wiosną, która już się zazieleniła obficie w parkach i na chudych skwerach. Natomiast smutek tułał się wszędzie, atakował mnie podstępnie albo całkiem jawnie, na dodatek odczuwałem dojmującą pustkę…
Z taką wewnętrzną pustką, ściśnięty nią, zaskorupiały wewnątrz, szedłem wieczorem opustoszałą główną ulicą Koszalina. Mrok wałęsał się między domami, starał się zgasić rzadkie i mętne latarnie uliczne, by ciemność zawładnęła przestrzenią, pochłonęła wszelkie blaski, nawet te zastygłe na niebie, aby noc kołysała się w swym żywiole ciemności, smutku i osamotnienia. Zmierzałem w kierunku dworca, by wsiąść do pociągu, pojechać do Słupska, tam mieszkałem, odnajmując pokój od sympatycznej babiny, uciekinierki z Wołkowyska.
Nie pamiętam w jakim celu przyjechałem do tego miasta, wówczas będącego ledwie co po debiucie w roli stolicy województwa; jeszcze nie zdążyło się pozbyć zasyfienia wojennego i wałęsającej się goryczy, drętwoty, niepewności i pełzającego po ludzkich twarzach zawstydzenia. Może wysłał mnie kierownik szkoły na jakąś konferencję albo na modne w tamtych czasach masówki, na których wykrzykiwało się hasła na cześć wodzów i w obronie pokoju. Tylko dlaczego wracałem późnym wieczorem?