Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
Po lekturze „Tarantuli” Boba Dylana
Marian L. Bednarek
Z OKIENKA POGOTOWIA KULTURALNEGO
Zerkokopy mnie tak wkurzają, że już nie wiem jakich artystów sprowadzać dla otwarcia serc. Moje biuro Pogotowie Kulturalne jest otwarte od do, ale i tak wiedzą, że jak wejdą od zaplecza, to nie odmówię. Dzisiaj spęd w kawiarence. Każdy coś wyciągnie przeciw Zerkokopom, jakiś wiersz. Cyganka się do mnie uśmiechnęła. Ma zawsze przy sobie trutkę na szczury, bo Zerkokopy to takie szczury mówi. Liryka jest moją tarczą dodaje z gwiazdami w oczach i poprawia swoje długie włosy. Okiennik Keszelko rozkręca wydawnictwo Szczerbatych Poetów, bo wie że miejscowi dentyści oddadzą 1 procent z podatku na jego tyrkę. Kawę proszę parzoną, bez cukru. Mogliby niektórzy krótsze pisać te swoje hercklekoty. Za dużo poprawności i fałszywej skromności. Niech się uczą od prania na sznurku, z dziurami. Whisky proszę. Niech sobie kanapki tym owiną. Jak chleb tymi wierszami nasiąknie, to może ukaże się jakiś ciekawy trop. Doszedł Szpak o kamiennej twarzy. Połknął wnuka i nawet nie wie, że Zerkokopy całują go za to po dupie. Proszę jeszcze raz Whisky. Hen Kancierkowski o czerwonych zawsze policzkach, zawstydzony liczy pod stołem te swoje drobinki poezji. W końcu coś uciuła i wyśpiewa w kobiece uszy. Zerkokopy okrążają miasto. Nadchodzi postęp, czyli potop, ale my wierzymy w nasze łodzie ucieczki z papierowymi masztami poezji. Brzdęk szkła. Nieśmiałość tomików na stołach jak żywa Golgota w tamtym dniu. Jezus też debiutował. W ekofrazach Mroka Flecisty pełno krów się pasie.
„Neony – Tożsamość” numer 2 / 2019
Lato przyniosło drugi tegoroczny numer (a w ogóle czternasty) kwartalnika artystyczno-historycznego „Neony – Tożsamość”, wydawanego – przypomnijmy – przez Stowarzyszenie Przyjaciół Pruszcza Gdańskiego i Okolicznych Gmin. Bezpłatne pismo, poza dystrybucją lokalną, jest osiągalne w siedzibie redakcji (ul. Obrońców Wybrzeża 2B, 83-000 Pruszcz Gdański) lub po kontakcie pocztą elektroniczną (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.). Można też przeczytać na stronie www.neony.pruszcz.com i www.powiat-gdanski.pl. Bogato ilustrowany kolorowymi reprodukcjami periodyk, liczący 62 strony formatu A4, obejmuje kwiecień, maj i czerwiec. Okładkę zdobi reprodukcja Gagika Parsamjana „Ogród dusz” (olej na płótnie).
A co wewnątrz numeru? Między innymi:
Proza: Magda Bielicka „Podróż za jedno euro”; Roman Brodowski „Kto zrozumie filozofa. Rozważania na temat Prawda naszego czasu”.
Poezja: Utwory z antologii jak po tym wszystkim wiersze pisać (wyd. Tadeusz Serocki, Pelplin 2019) – Gabriela Szubstarska, Jerzy Fryckowski, Jarosław Trześniewski-Kwiecień, Ryszard Częstochowski, Zbigniew Trzebiatowski, Andrzej Mestwin-Fac, Elżbieta Kruglik, Piotr Szczepański, Roman Ciesielski, Ewa Ilińska, Agnieszka Smugła, Tomasz Olszewski, Maria Kraus, Tadeusz Wojewódzki - nadto Mieczysław Czychowski, Zbigniew Ignacy Brzostowski, Hanna Glok-Lejk, Aleksandra Borzęcka, Małgorzata Mikos, Andrzej Sikorski, Ryszard Borzęcki, Tadeusz Karmazyn, Zofia Maria Smalewska.
Pusta ścieżka
Jerzy Żelazny
W mitach oglądanie się za siebie było karane. Często okrutnie, unicestwieniem. Orfeusz, który poszedł do Hadesu po ukochaną Eurydykę, młodą żonę, zmarłą od ukąszenia żmii, oczarował muzyką krainę cieni zmarłych, wyjednał zgodę władcy Hadesu na sprowadzenie Eurydyki do świata żywych, pod warunkiem, że nie obejrzy się za siebie, nie spojrzy na ukochaną, która szła za nim w milczeniu, a on słyszał:
... drobny tupot
Jej nóg spętanych suknią jak całunem -
pisze Czesław Miłosz w swym poemacie „Orfeusz i Eurydyka” I gdy ujrzał światło dnia, powierzchnię ziemi, gdy miał pewność, że pokonał krainę Nicości, obejrzał się:
Za nim na ścieżce nie było nikogo.
Tak utrwalił ten moment Czesław Miłosz - ukochana znikła porwana przemożną siłą z powrotem w głąb królestwa cieni zmarłych.
Jak będę żyć bez ciebie, pocieszycielko!
Lustro
Ewa Popławska
Spojrzała w lustro. Odbicie ukazało jej lniane włosy i zmęczone, jasne oczy. Źrenice rozszerzyły się pod wpływem strachu, którego wcale nie czuła w środku, obejmował ją raczej jak nieproszony, pijany żebrak. Westchnęła. Była piękna, choć właśnie teraz przestało się to liczyć. Sięgnęła po karminową szminkę i czterema zdecydowanymi ruchami powiodła nią po ustach, kreśląc kształt nierównej elipsy. Zaczesała włosy do góry, pozwalając kosmykom spływać do ramion.
Była gotowa. Czarna suknia z wysokim koronkowym kołnierzem podkreślała jej niecodzienną urodę. Rysy miała nad wyraz ostre, a minę zaciętą. Strzepnęła kciukiem nadmiar pudru z policzka, włożyła czerwone czółenka i wyszła z mieszkania, żegnając wzrokiem znajome przedmioty. Choć spodziewała się wrócić, wiedziała, że będzie to powrót zupełnie niepodobny do wcześniejszych.
Taksówka już czekała. Padało czwarty dzień i kierowca rzucił jej złe spojrzenie. W innych okolicznościach z pewnością by się tym przejęła, jednak dzisiaj ledwie omiotła mężczyznę wzrokiem i usiadła wygodnie na tylnym siedzeniu.
Po drodze nie rozmawiali. Słowa były zbędne. Należało tylko zrobić to, co potrzeba, nie mniej, nie więcej. Spoglądała na mokre chodniki i nawet cieszyła ją zła pogoda. Aż żal by było opuszczać słoneczny świat. Kierowca jechał nieuważnie, wpadał w dziury i ochlapywał przechodniów. Z wolna odzyskiwała humor i pod koniec jazdy była zupełnie uspokojona.
- Dwadzieścia cztery – rzucił kierowca.
- Reszty nie trzeba – skwitowała, podając pięćdziesiątkę.
Wyskoczyła zgrabnie bez pożegnania. Była na miejscu.
Notatki na marginesach (24)
Bartosz Suwiński
KOTLINA. LIPIEŃ
1.
Idziemy z Jankiem na spacer, nad Nysę Kłodzką. Upalnie. Towarzyszy nam B. i R. Ten drugi opowiada obszernie o Barszczu Sosnowskiego, gęsto zasiewającym się na łąkach, który jest rośliną pastewną, w Polsce (w przeciwieństwie do Syberii) ma duże stężenie toksyn, ludzi parzy, a zwierzęta przechodzą obok niego obojętnie. A mi się wydaje, że wygląda okazale: dwie, trzy białe korony, postura rosłego mężczyzny, można powiedzieć: palma północy. Zostawmy to. Polna droga, położony na plecach kret. Łapki kurczą się w upale. Sarni gnat w krzakach, równo rozszarpany wzdłuż tętnic, jakby wilcza robota. Muchy nad ścierwem. I za chwilę, krowa na łańcuchu, a za nią byk, tarasujący nam drogę. Dzwon. I dzwon. Kilku ludzi spieszących się na mszę. Nagrobek, który wam odsłaniam w ostatniej chwili.
2.
Ulewa. Grad. I wejście w zapach po burzy. I trwanie w nim. Nieokreślone, niedopowiedziane, niesłychane. Janek: „Pała, mapa, pogoda, dynia, basen, koła, jaja”.
3.
Na uboczu. Nikt się do niej nie garnie, nikt się do niej nie rodzi. Zbliża się tylko, kiedy odchodzisz.
4.
Padający deszcz łagodnie zajmuje się spojrzeniem. Przychodzi z tamtego światła i z tutejszego powietrza. Nie jest mi obojętny, bo stale wobec mnie otwarty. Chciałbym doświadczać go jak liść. Nie widzieć przesunięć słońca, nie wiedzieć, że od niego zależą nasze cienie. Deszcz wpisuje się w powietrze, należy bardziej do niego, czy do oddechu? Czy w przewalających się chmurach, znajdujesz jakieś znaczenie?