Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
„Topos” nr 1/2020
Pierwszy tegoroczny numer sopockiego dwumiesięcznika literackiego „Topos” – zawierający bibliografię osobową i rzeczową pisma za rok 2019 – liczy 216 stron. Wiodącym tematem numeru są Czesi. Do pisma przyłączono dwie publikacje: tomik wierszy Macieja Bieszczada Niteczka oraz niewielki zbiór dramatów Jarosława Jakubowskigo Czerwony autobus.
A co znajdziemy wewnątrz bieżącego wydania? Między innymi:
‘Poezja’: Michał Czorycki, Mateusz Moczulski, Mirosław Dzień, Wiesław Trzeciakowski, Jerzy Grupiński, Bartłomiej Józef Kucharski OCD, Ryszard Kołodziej.
‘Eseje / aneksy krytyczne / przyczynki’: ks. Jan Sochoń „Metafizyczność poezji”;
Jadwiga Clea Moreno-Szypowska „>W zamkniętym ogrodzie< R.M. Rilkego”;
Karol Alichnowicz „Krew, nie atrament”;
Bogusław Żyłko „O kondycji humanisty (współczesnego)”;
Bartłomiej Siwiec „Talida postanowiła umrzeć”;
Piotr Wiktor Lorkowski „Intermedium krytyka”;
Karol Toeplitz „Egzystencjalistyczna bajka o śniegu”;
Wojciech Kass „W duchu pisarza i jego litery”.
O zwilczeniu i zestryczeniu, czyli miłość w czasach zarazy
Maria Migda
Zbieramy żniwo co najmniej trzech dekad powolnego dryfowania w stronę konsumpcjonizmu, elitaryzmu, wygodnictwa i egoizmu. Rozpanoszyła się zasada „mnie się należy”, „mam prawo”, „znam swoje uprawnienia”, przy czym najważniejsza w tej regule jest pierwsza osoba liczby pojedynczej. Żadnej innej obecne społeczeństwo już nie uznaje. Nie istnieją zatem: ty, on, ona, ono, my, wy, oni, one. Chyba, że rozmawiamy o opozycjach i różnicach politycznych, światopoglądowych, religijnych, kulturowych i wszelkich innych. Wtedy w ruch idą wszystkie zaimki oprócz ja, mnie, mi. „Ty taki-owaki”, „ty buraku”, „ty nie masz racji”, „on jest ślepy”, „ona jest głupia”, „ono jest ograniczone”, „nie mów o mnie ‘my’, bo się nie utożsamiam z tobą i twoimi poglądami, ja to ja”, „wy nie macie prawa tu przebywać”, „oni są niebezpieczni”, „one mi zagrażają”. Ale gdy rozmawiamy o prawach, to wtedy istnieją tylko jedne: moje własne.
Sąsiad? A co on mnie obchodzi! Byle mnie było dobrze. Osoba w kolejce? Opluć ją, zepchnąć na sam koniec – „panie, pan tu nie stał” – bo jeszcze dla mnie zabraknie. Kolega/koleżanka w pracy? Podłożyć mu/jej świnię, byle wyszedł/wyszła na wariata/wariatkę, a moje interesy były przy okazji zabezpieczone, choćby na tę jedną, krótką chwilę! Potem się pomyśli, co dalej zrobić z zawadzającym mi człowiekiem, który umie i wie więcej niż ja (sic!), ale przecież nie ma prawa odbierać mi mojego słusznego miejsca na szczycie tej kociej górki. Zrobię więc wszystko, aby się pozbyć konkurenta.
Zbieramy żniwo, bo nie słuchaliśmy naszych poetów i za nic mieliśmy proroków. Co tam wołanie Stachury, by nie dać się zwilczyć i nie dać się zestryczyć!
Czytaj więcej: O zwilczeniu i zestryczeniu, czyli miłość w czasach zarazy
Jadąc starym mercedesem*
Jerzy Żelazny
Jerskiego rozbawiło to, co zmyślał, leżąc pod cienką kołdrą. I chociaż już nastała noc, lekko się ochłodziło, to jednak nadał rozgrzane za dnia powietrze napływało przez otwarte okno. Podciągnął pościel, odkrył nogi, uwielbiał spać albo tylko leżeć z odkrytymi stopami. Kiedyś ciotka, u której miał swój pokój, wpadła doń znienacka i zastawszy go śpiącego z odkrytymi nogami, orzekła, będziesz artystą, pewnie pisarzem – to się zdarzyło w czasie, gdy ze składu makulatury znosił znajdowane tam dzieła światowej literatury. - Oni, artyści wszelkiej maści, a zwłaszcza pisarze i poeci – twierdziła ciotka - lubią spać z odkrytymi bosymi nogami. - Fryz to zapamiętał i powtarzał w duchu, może rzeczywiście zostanę pisarzem? I wieczorami gryzmolił dla wprawy śmieszne historyjki.
A teraz, leżąc z odkrytymi stopami, myślał tak: skoro łatwo wymyślić istnienie i czyny dyktatora, instytucje powołane, by ułatwić rządzenie komuś, dla którego władza jest dobrem najwyższym, wierzy, że posłannictwem, bez niej z trudem daje sobie radę z istnieniem, panowanie nad ludźmi jest jak zaspokajanie popędu albo głodu. I w gruncie rzeczy działania to mocno śmieszne a przez to groźne. Ludzie bowiem śmieszni i słabi, zagrożeni utratą wpływów, stają się brutalni, okrutni, bezlitośni. Jeśli więc tak łatwo wymyślić zbrodniczy system, to może równie łatwo go urzeczywistnić, stworzyć realnie? Od tej myśli Jerskiemu zrobiło się zimno, ale tylko przez chwilę, pocieszył się, przecież to są moje obawy, moje konfabuluje.
„Pasażer codzienności” Tadeusza Karmazyna
Leszek Żuliński
POETA POLSKO-AMERYKAŃSKI
Autor tych wierszy mieszka w ponad stutysięcznym mieście Gainesville na Florydzie.
Recenzowałem już jego wcześniejszy tomik pt. Agape w roku 2018 i oto przychodzi mi po raz wtóry pisać o Tadeuszu Karmazynie. Wtedy, w tamtym tomiku, m.in. napisałem: …potrzebna jest nam taka poezja. Interwencyjna, lecz także pełna agape, czyli miłości…
Ten nowy tom wierszy pt. Pasażer codzienności jest równie ważny co poprzedni. W jakiejś mierze osobliwy, ponieważ spora część tekstów jest przedstawiona w języku polskim i angielskim. To niezły pomysł ponieważ zamorscy czytelnicy Autora mają tu sporo wierszy do czytania. Innymi słowy my mamy wszystkie wiersze jak na dłoni, ale czytelnikom anglosaskim też niemała garść do lektury pozostaje. Coś w tym pomyśle jest istotnego: autorzy dwujęzyczni, zakotwiczeni na dwóch kontynentach, „sprzedają” swoje utwory dla wielu potencjalnych odbiorców.
W przypadku Karmazyna to istotne, bowiem zbyt znany on w Polsce nie jest, a warto, by częściej tutaj nam się objawiał. Mówiąc wprost: to bardzo dobry poeta.
Człowiek w rękach Boga
Anna Łozowska-Patynowska
Religijna liryka Piotra Sikorskiego jest zarazem częścią jego prywatnego świata kontemplacyjnego, który rozciąga się wszerz (horyzont poznawczy świata) i wzdłuż (ruch wertykalny w kierunku Boga), w ramach wykreowanej w jego zbiorach przestrzeni świętości. Sacrum i profanum to nie tylko ważne punkty jego lirycznej rzeczywistości, ale przede wszystkim filary myślowe, miejsca orientacyjne, pozwalające na zrozumienie pozornie prostej ścieżki życiowej bohatera lirycznego, który prowadzi nas jakby za rękę przez swój alternatywny świat. Określenia te są adekwatne dla trzech zbiorów P. Sikorskiego, wydanych już jakiś czas temu (Moje sacrum [1], Żeglując piórem. Wybór wierszy [2] oraz Boskie narzędzia. Droga krzyżowa ludzi pracy [3]). Dlaczego jednak tomiki te są godne uwagi? Nie tylko dlatego, że Sikorski jest autorem błyskotliwych refleksji związanych ze współczesną kondycją człowieka, ani też dlatego, że banalna tematyka religijna przenika się ze spojrzeniem zwykłego człowieka, ale głównie z tego powodu, że otwierają one przestrzeń uniwersalną, dostępną dla każdego i panującą dla wszystkich. Taka kreacja, zaczerpnięta najpewniej z literackiej tradycji średniowiecznej (everyman) każe nam choć na chwilę zatrzymać się i posłuchać tej opowieści.