Jerzy Grupiński - Wiersze

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 09 marzec 2020 Drukuj E-mail

ARIA

Tylko jeden ruch ręki
palca przez ciemność
I światło lampy
- w grudniową ćmę

Na drucie oswojona róża
(papier, folia i kurz) zatknięta
pomiędzy grzbiety książek

Ona tak niewiarygodna
Ona niewierna
Podnosi głowę Rozpala się
rozchyla wargi w mrok
Wysoko w ciemność znów śpiewa

 

STRAŻNICZCE PROGU

      Rzeźbie Igora Mitoraja  „Światło Księżyca”
      w poznańskim Starym Browarze

  Nikt nie śmie
  Nie stanie przed tobą
  i nie powie – serwus madonna
  Dysk twój lotny rozcina chmury
  Podnosi się i zapada – głębiej
  Tam gdzie umarli słuchają głosów
  Karto siedemnasta taroka
  Monogram i Labirynt
  Izis Księżniczko Nocy i Stella Maris
  i wielokrotnych nienazwanych wysp

  Pusta w środku i taka lekka
  jak kobieta wypełniona
  słodkim mlekiem miłości
  I nikt nie śmie teraz jej dotknąć
  spojrzeć ani zcudzołożyć Bo święta
  Nic że tyle mówią szepczą
  na piętrach przy stoliku
  o rozrzutności nienasyconej sakiewce
  czerwonej ciągle głodnej otwartej
  o jej miłości do długonogich dziewczyn
  niejasnej płci w witrynach

Królowo katedry i lupanarów
roztańczonych wieszaków
i zalotnych manekinów w negliżu
z metkami prężącymi się lubieżnie
jak zaklęcia w pointach

I teraz śni - - śnij cały ten piękny dom
z czerwonej cegły pełen muzyki ludzi i szkła
schodów świateł i szyb migotliwych
odblasków odbić
nóg chromów i głodnych dłoni na poręczach
Targu słów które biegną z ust do ust

I kiedy pod napiętym okiem
drgnie wreszcie muskuł na spiżowym policzku
warga poruszy się bo żywa jest
I tak już tu zawsze
uniesione wysoko tańczące po piętrach pióro
i nogi jak w marmurze
związane zakute w zachwyt

 


IMIONA GÓR GRANICE PÓL

Pytam Marię o cmentarz choleryczny
o łąkę po drugiej stronie Noteci
gdzie prom gdzie była śluza
Patrzy Maria na mnie
- też nie pamięta rzeki

Wokół megality blokowiska
za akustycznym ekranem porykują tiry
reflektory tną ciemność na horyzoncie
drży poruszona ziemia
i szybki tramwaj jak kret – monstrum
które na na pamięć umie
i gada godziny nazwy i przystanki
mknie pod nogami wykopem

Tylko kury dwie
z Pianówki na żywo przywiezione
święte łykowate westalki – dziewice
ani na mięso ani na rosół do garnka
o których sanepid nie słyszał
zły sąsiad nie doniósł
- wiedzą gdzie krzyż na górze stał
która ziemia nasza dobra buraczana
gwałtem pod fabrykę wzięta
Gdzie figura i dom topielców
wąskotorówka i skrót na Bzowo – Goraj
- pamiętają skąd brali piasek
w sobotę żółty na klepisko
a tędy po tatarak na Wielkanoc
I brzeg niski jeszcze był – ścieżka
gdzie moczyło się czesało i bieliło len
Przy stajni – pies zły
w obroży medal miał
z piersi Mikołaja po niemieckiej wojnie

I tylko one dwie
pod rachitycznym drzewkiem
- Piskliwa i Siodłata
pieją na dwa głosy
o Kościelnym Kamieniu
granicznym między parafiami
Które domy zwą Góra – i chodzą
do Lubasza do Najświętszej Panienki
A tamta część – Pianówka
do miasta do Marii Magdaleny

I wciąż śpiewają w głuche zamglone
jak z waty styropianowe miasto
w tępe uszy wieżowców
swe antyfony psalmy i zwrotki

 


OBIETNICA
                pamięci Tadeusza Stirmera

Jeszcze przyjedziesz
gdzieś na półce szepcze
szeleści folią Twa „astra” niedopita
firmowa kawa dobra na żołądek i serce
Zatrzyma się przed furtką
długi i szary „fiat”

Zazielenią się nam pola oziminy
klinga ostra powietrza
aż po horyzont otworzy płuca
i ciężko zlegnie daleki pagór
opity wiosenną mżawką

Ktoś stanie
Zapatrzy się
i nagle zbyt głośno powie
jakby chciał dodać sobie odwagi
„czas na wiersz”
Ktoś zamilknie bo zapomniał tekstu
Szelest
ktoś w kieszeni zgniecie kartkę

Jeszcze otworzą się słowa i oczy
przez trawę i tłustą skibę
pójdą Edyty czerwone buty
i Twoje za duże stopy
jakby chciały połknąć zagarnąć świat
Skowronek się uniesie – bijące serce
dźwięczny i lekki

 

 

WIERSZ DO TOMASZA

Na drugi dzień
ktoś ukradł z grobu
Twój melonik czarny
z wiązanki kwiatów
Nie wiedząc jaki ciężar
co sobie bierze na głowę

Alicja ciągle do Ciebie pisze
Pyta o pogrzeb o słowa na szarfach
Mówili jej
że widziano mężczyznę
który stał osobno
z gołą głową ale nie przeżegnał się
To był Silentio Alter czy Res Mental?
W orszaku nieznane twarze
miały być Osoby ciemne
Mówiące wyrazy jakby innym językiem
i oczami dające sobie znaki

A ten gołąb
który rozbił się na kuchennym oknie
od Ciebie był?
Głowa ślad zapis piór
Jakby chciał sprawdzić lustro
granicę szyby?

 

 

DO BRATA
                      Jótkowi

Więc aż tutaj do Ciebie
w nowe mury przeniósł się
przeszedł z rynku miasteczka
nad Wartę – Święty Dom
Za torem wychylone z grobów
cmentarne drzewa
I płyną wciąż w zakolach rzeki
do słońca na wznak
ich twarze imiona i opowieści

W Olszynkach muzyka i pierś dziewczęca
czeka jak ręką w ogień
Dach szkoły ojcowski warsztat
Klasztorna sygnaturka – Anioł Pański
Głos w południe jak z pękniętego garnka
Nasz świat cały świat
Czy trzeba czy można więcej?

Dziewczynka ze ściany roczna
nasza stuletnia Mama patrzy
Michał Andrzej i pies z porcelany
Niżej
niewiarygodna i niebezpieczna wielce
rzecz o lataniu na balonach i aeroplanach
nie wiadomo skąd od kogo ta książka
Święty Dom – Twoja pamięć i serce
Jak relikwiarz świeci szkłem
próchno drzazga Krzyża
co postawili go pod Smolarami
w ciemną niemiecką noc
hrabia z Goraju i dziad nasz Józef

 

 

HöLDERLIN

        Da ich ein Knabe war...
        Krystianowi M. Manteufflowi

  Nie zdałem
  nie chcieli mnie w dziesiątej klasie
  ani chemik ani matematyczka
  Mimo to z lekkim sercem
  kopałem ciężka szmaciankę nad rzeką
  łapałem klejty na szpilkę i muchę
  Zbijałem klatki
  Krzyżowałem królice z królikami
  W angorze kochałem się białej
  wełnistej o jasnych jak anioł oczach
  Mlecz i marchew nosiłem w zaloty
  Na polskim – nic o Hölderlinie
  o krzykach w baszcie nad Neckarem
  o stolarstwie poety i gęstwie wierszy
  zdziczałych pisanych na piętra
  jedno na drugim

  Zdolny nad podziw i zazdrość
  umiałem rytmów natrzepać i rymów
  jak z rękawa na ślub i na pogrzeb
  I w jeszcze jednej biegły sztuce
- czy dotykasz się – pytał ojciec gwardian
Ile razy i wiesz jak sobie szkodzisz
Twój ministrant przyboczny – Cyryl gorszyciel
Każdy to widzi po nim
Jaki wyraz oczu wytrzeszcz z tej praktyki
 Ani siły aby kalikować na organie
ani stać koło ołtarza

W podwórzu była stolarnia
świst pił i maszyn
Ojciec wyszedł biały z trocin
jak z mieczem cherubin niebieski
Nie – do zawodu Wara mi od warsztatu
Nie było nikogo w miasteczku
kto skrobałby wiersze i deski

Jerzy Grupiński

 

Przeczytaj też inne wiersze J. Grupińskiego w dziale „poezja” naszego portalu, a także recenzje Jego tomików Dziesięć palców (2009) pióra Jolanty Szwarc, Kuszenie świętego Poetego (2012) autorstwa Anny Łozowskiej-Patynowskiej oraz  Sposób na motyle (2018) pióra Leszka Żulińskiego (dział „port literacki”)