Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
„Boski Order. Opowieści reportera lotniczego” Eugeniusza Tomana
Jerzy Żelazny
ROMANTYKA LATANIA
Tak pięknie pisać o samolotach, lataniu, pilotach może tylko człowiek, który posiadł wielkie umiejętności w tej dziedzinie, pokochał ten zawód, a stał się on spełnieniem chłopięcych marzeń, pasją życia, zwłaszcza dla młodego mężczyzny wywodzącego się z pegeerowskiej rodziny. I tragedią, gdy zapadł wyrok, że nie może latać ze względu na stan zdrowia, konkretnie wzroku. To orzeczenie lekarskiej komisji zapadło wtedy, gdy bohater i jednocześnie autor książki „Boski Order”, Eugeniusz Toman, w pilotowaniu samolotów odrzutowych osiągnął wysokie umiejętności, czyli II klasę pilota wojskowego na odrzutowcach.
Relacjonuje w swej książce w dużej mierze autobiograficznej: Po trzech latach (latania – J.Ż.) to wszystko się urwało. Od przeciążeń pilotażowych obniżyła mi się nieco ostrość wzroku. Medycyna lotnicza wykluczyła mnie z zawodu - pisze w opowieści pt. „Być pilotem” ( str. 106). Już wcześniej o tej osobistej tragedii wspomina, w pierwszej opowieści „Romantyka latania”. Całkiem zrozumiałe, że dla lotnika taki werdykt to przeżycie traumatyczne, skoro bycie pilotem było marzeniem od najmłodszych lat. I by to osiągnąć, trzeba było wiele z siebie dać, ponieść trudy szkolenia, ciężary wojskowego drylu. „Boski Order” jest poniekąd - jakby to cynicznie nie zabrzmiało - efektem orzeczenia komisji o niezdolności jej autora do latania. Próby odwołań od tej decyzji nie pomogły – w polskim lotnictwie nie można latać w okularach, jak to zdarza się gdzieindziej, na przykład w Japonii.
Czytaj więcej: „Boski Order. Opowieści reportera lotniczego” Eugeniusza Tomana
Platon w piwnicy
Anna Krasuska
Wszystko przez przymusowe zamknięcie z powodu pandemii. Pomysł na sprzątanie nie był wcale odkrywczy. Ot, taki przerywnik między początkowym lenistwem, czytaniem, oglądaniem filmów czy słuchaniem muzyki. Coś trzeba było robić, przestrzegając zaleceń izolacji: „zostań w domu”. Oczywiście, rozumiała celowość odosobnienia i wcale nie zamierzała go łamać. Robienie porządku potraktowała więc, jak wszyscy, jako naturalne wypełnienie czasu. Najszybciej poszło jej z odkurzaniem, trochę dłużej z szafą czy zawartością szuflad. Ale bez przesady, ma raptem dwa pokoje, czterdzieści parę metrów. Dopiero później zebrała się na odwagę i postanowiła siłą rozpędu, bo dobrze jej szło, posprzątać też piwnicę. A dokładnie co? Zdecydowała, że przejrzy i wyrzuci na makulaturę gromadzone przez lata zapisane, zadrukowane kartki, karteczki, wszelkie swoje szpargały. Surowce wtórne przydadzą się gospodarce jak znalazł – myślała, wykładając z regałów równo ułożone stosiki – wszak papier toaletowy był jeszcze miesiąc temu najszybciej wykupionym towarem.
Że nie był to dobry pomysł, zrozumiała, kiedy już zasłała papierami całą podłogę. Nie było odwrotu. Upchanie zawartości z powrotem mogłoby okazać się dosyć problematyczne, a co ważniejsze, byłoby dowodem, że nie dotrzymała danej sobie dawno obietnicy: wezmę się za „to”, gdy będę miała trochę więcej czasu.
„Obietnice składane przez życie” Anny Przybyll
Leszek Żuliński
WAŻNY DEBIUT
Ten tomik wpadł w moje ręce ni stąd ni zowąd, bo o istnieniu jego Autorki nic nie wiedziałem. Nawet wydawnictwo nic mi nie mówiło. Ale szybko połapałem się, że to debiut dobrej klasy.
Na plecach okładki jest taka oto nota: Anna Przybyll urodziła się jesienią 1984 r. w Warszawie, gdzie nadal mieszka. Od najmłodszych lat jest zakochana w literach. W tomiku znajdują się wiersze z okresu 1990-2019. Dotyczą one triady tematów, które fascynują autorkę: podróż – miłość – wojna.
Nawiasem mówiąc, aż dziwne, że tyle lat Autorka wkładała swoje wiersze do szuflady. W końcu stało się! – alea iacta est – Rubikon został przekroczony.
Książka jest podzielona (jak zaznaczyłem) na trzy „rozdziały”: Podróż, Miłość i Wojna. Ale zanim jeszcze przejdę do sedna, to chcę podkreślić, że to jest późny tomik wczesnego pisania. Kilka linijek wyżej dowiedzieliście się, że w latach 90-tych Pani Anna już była poetką. Dlaczego tak długo zwlekała urbi et orbi ze swoim pisaniem? Tego nie wiem. Na szczęście jednak teraz „kurtyna poszła w górę”. A więc habemus poetkam, że się tak uniosę…
Czytaj więcej: „Obietnice składane przez życie” Anny Przybyll
Konkurs na plakat festiwalu Miasto Słowa
Organizatorem konkursu jest Wydział Kultury Urzędu Miasta Gdynia.
Konkurs ma charakter otwarty. Jest adresowany przede wszystkim do grafików, studentów uczelni artystycznych oraz firm zajmujących się projektowaniem graficznym.
Aby wziąć udział w konkursie, należy zaprojektować plakat festiwalu Miasto Słowa. Festiwal towarzyszy Nagrodzie Literackiej Gdynia.
W tym roku Nagroda Literacka Gdynia obchodzi swoje 15-lecie. Z tej okazji świętujemy. Na towarzyszącym nagrodzie festiwalu Miasto Słowa będziemy starali się uchwycić i przeżyć raz jeszcze najważniejsze momenty w literaturze dwudziestego pierwszego wieku. Chcielibyśmy, żeby dopełnieniem tych festiwalowych spotkań i rozmów była ilustracja, która odzwierciedla hasło „lektura porusza”.
Prace należy przesyłać za pośrednictwem formularz zgłoszeniowego na stronie konkursu.
Każdy uczestnik może zgłosić maksymalnie dwa projekty.
Zaraza i cholera czyli globalizacja*
Anatol Ulman
Ze zgrozą, gniewem i złością przeczytałem w prasie rozmowę z Antonio Negrim, byłym rewolucjonistą przed ćwierćwieczem oskarżonym o współpracę z Czerwonymi Brygadami i skazanym na trzydzieści lat mamra, dziś głośnym włoskim filozofem, autorem znaczących w świecie książek. Ten drań twierdzi, że my, Polacy, jesteśmy reakcjonistami! Uosabiacie wszystko, co w reakcjonizmie najistotniejsze – katolicyzm, arystokratyzm, populizm. Łobuz ponadto opluwa nasz obecny ustrój, twierdząc, że Kiedy ktoś przyjeżdża do dawnych krajów socjalistycznych widzi przede wszystkim jedno - kapitalizm złodziei. A i tego mu mało, więc głosi opryszek, że europejskie poszczególne kraje nadal kurczowo trzymają się swej historii, swych przyzwyczajeń, które są bez wyjątku podłe i nędzne. I konkluduje ścierwo: czas skończyć z tym gównem – państwem narodowym. A wszystko dlatego, bo Negri (paskudny włoskojęzyczny komuch, umaczany w krwawym lewackim fundamentalizmie) jest teraz wrednym globalistą!
Gdyby kto zapomniał, co za świństwo ta cała globalizacja, to proszę: Globalizace je termin použivany k popisu změn ve společnosti a ve světové ekonomice, které jsou důsledkem dramatického vzrůstu mezinárodniho obchodu a sbližováni kultur. (Podaję po czesku, by pokazać, czym grozi globalizacja w dziedzinie komizmu).
Procesy globalizacyjne prowadzą nieuchronnie do uniformizacji o wymiarze planetarnym, zwłaszcza że następuje przerażająca homogenizacja (ujednolicanie) kultur.