Stefan Rusin "Pacyfik", Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2011, str. 80

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 24 kwiecień 2011 Opublikowano: niedziela, 24 kwiecień 2011 Drukuj E-mail

Stefan Rusin - (rocznik 1946) urodzony w Golinie, mieszka w Koninie. Poeta, eseista, krytyk literacki i plastyk. Ukończył studia w poznańskiej Akademii Ekonomicznej. Autor ponad dwudziestu wydań książkowych, głównie poetyckich. Opublikował m. in. tomiki wierszy Jak niepojęte jest nasze istnienie (1978), Spadkobiercy raju (1985), Wrota piekieł (1995), Wesele Hioba (1999), Adoracje i pokusy (2008), wybór wierszy Niespokojne pragnienia (2003), a także prozy dokumentalne Zakony na Ziemi Konińskiej (1993), Mniejszości wyznaniowe na Ziemi Konińskiej (1994) oraz Znani i nieznani w Koninie (2008). Jego wiersze tłumaczono na język czeski, niemiecki i włoski.

Koniński poeta należy do twórców unikających medialnych młynów, żyje i pisze z dala od zgiełku. Między innymi dzięki temu jego perspektywy widzenia nie zakłóca cywilizacyjna czkawka. S. Rusin nie goni też za warsztatowymi świecidełkami, unika poetyckich mód. Po prostu stara się mówić własnym głosem. Widać to wyraźnie w jego najnowszym zbiorze wierszy Pacyfik.
Solidnie edytorsko opublikowana książka (twarda oprawa, wyklejki, barwna reprodukcja fragmentu pejzażu Frederica E. Churcha na okładce) zawiera trochę ponad siedemdziesiąt utworów.
Wejście w tom otwierają strofy kontemplujące przestrzeń natury, wyzwalając tym coś ponad zwykłą obserwację - nastawienie duchowe. Notuje poeta w trzecim utworze: Zapalają się wydmy./ Spójrz ursonie,/ nieznany głos woła.// Witaj brzytwodziobie/ i bieliku z leśnej drużyny/ na stromym szlaku.// Kukawko srokata/ czekaj na mnie na pustyni. A w wierszu poprzedzającym: Zbiegamy/ z porośniętego nasypu, rozpłomienieni, przezroczyści,/ by złapać anioła/ w swoje ręce.
Takich motywów w książce jest więcej; znikają i na powrót się pojawiają, konsekwentne w refleksji, migawkowym obrazie.
Skąd tytuł Pacyfik? Bo mamy tu do czynienia z wyprawą poety za ocean. A cały zbiór to plon tejże wyprawy. Zatem można określić te utwory mianem wierszy podróżnych. Gdyż właśnie świeżo rozpoznawana zaoceaniczna rzeczywistość staje się inspiracją dla notowanych strof. Z całą otoczką egzotycznego dla Europejczyka krajobrazu, także atmosfery.

Ciekawie pomyślana jest budowa tego zbioru. Dominujące wersy o charakterze impresyjnym, zwykle krótkie (czasem ledwie trzylinijkowe), przeplatane są rozbudowanymi wierszami narracyjnymi, dotykającymi konkretnych sytuacji oraz literackich odniesień do zaoceanicznego kręgu kulturowego. Opowiadają o tym m. in. wiersze "W San Francisco", "Hollywood", "Yellowstone". A jednocześnie pojawiają się głośne nazwiska pisarzy-ikon, takich jak Walt Whitman, John Steinbeck czy Allen Ginsberg. Ta podróż poety uruchamia wyobraźnię i rozmaite skojarzenia. Nie zabraknie tu również wątków polskich (Cz. Miłosz, H. Modrzejewska). A także odwołań do kontekstu zachwytów własnych, jak choćby w utworze "Do Jakoba Bohmego", gdzie czytamy: Czy to nie dziwne, że w Newport pomyślałem/ o tobie, mistyku ze Zgorzelca?/ (...) Piszesz o rozpoznaniu boskiego Misterium/ i o perle, którą w swojej duszy znalazłeś./ Morze, na które patrzę, jest pełne nierospoznanych/ dusz. (...)/ Nic nie budują, nie niszczą, nie kaleczą się wzajemnie./ Nie grozi im ponowne zamieszkanie/ w kłopotliwych ciałach. Wolne są od zdradliwych/ uczuć i nienawiści. Nie dzielą czegokolwiek/ na lepsze i gorsze. (...)/ Cieszą się śpiewającą przestrzenią.
Jednak, jak się po lekturze wydaje, najlepiej w tym zbiorze wierszy wypadają strofy impresyjne, liryczne obrazy domykane zwięźle. Bije z nich poetycka moc. Spójrzmy choćby na utwór "Trawa":

Dymi jak lodowiec.
Mija musujący brzeg morza,
zamyka skrzydła,
zaciera
ślady krwi.

Lub na wiersz "Meteoryt":

Głodny szakal
leci jak urwany ze smyczy.

Udaje świecący pocisk,
obrastając musującymi
językami ogni.

To niewątpliwie poezjowanie - mówię teraz o wrażeniach z całości - zakotwiczone w realnym świecie, który dla autora Bezdomnej czułości (2002) jest trampoliną w świat duchowy. Docenić należy u tego twórcy zmysł obserwacji, a także pokorę w podejściu do słowa oraz zdolność operowania strofiką nieodpychającą "gadką mądralińską". Powiada w "Drzewie Jozuego" (wierszu domykającym tom): U mormonów, upartych gospodarzy,/ każdy następny dzień jest jak nieustające świtanie,/ cisza w sadzawkach, modlitwa anachorety w głębokiej dolinie./ Ponawiany trud budzi nadzieję. Tu i w każdym innym miejscu.
Nie znacie twórczości Stefana Rusina? Jeśli nie, poznajcie. Nie będzie to czas stracony.

Wanda Skalska

Przeczytaj też na naszym portalu wiersze Stefana Rusina w dziale "poezja",
a także omówienie jego zbioru wierszy
Magala (2006) w dziale "port literacki"