Wpław, Jaśniej niż słońce, Siebie nie ma, Właściwie nie było mowy o niczym, Wolniej

Kategoria: poezja Opublikowano: niedziela, 31 styczeń 2010 Drukuj E-mail


Julia Szychowiak

 

WPŁAW

Wypożyczyć łódkę, chociaż ktoś połamał wiosła,
i nie mamy domu.

Jesteśmy tu i teraz mocno
skomunikowani jak rzęsy na powierzchni.

Aż się rozpłakały ryby w tym jeziorze, kiedy
wyjęłam szczotkę i czesałam ci włosy,

a one cierpliwie skubały nasze odbicia,
wsiąkały w źrenice.



JAŚNIEJ NIŻ SŁOŃCE

Wyjdę z siebie jak będę gotowa.
Na schwał, na środku chodnika.

Wiedziałam, że mogę umyć twarz i dłonie,
cieknąc przez gęste oczka. Że jestem cierpliwa,
podpierając się o brzeg morza, ale nie mogę się napić.

Chodź, poszukamy w sobie kogoś, żeby mógł
cię poznać. Na samą boisz się potknąć o serce.
Zamykam oczy i śpię.

 

SIEBIE NIE MA

Wybieram z siebie to, co się nie śni.
Ty płaczesz dymem, ciemna łuska
pokrywa płuca.

Jeszcze krzykniesz, jakbyś była inną,
żeby być bliżej, zagrzać w sobie
miejsce, gdy siebie nie ma.

Nie potrafię znaleźć rąk w tym świetle.

 

WŁAŚCIWIE NIE BYŁO MOWY O NICZYM

Chciałam się z tobą całować pod
niebem pieśni, co cieknie nam po brodach,
zagłuszając tętno.

Ten bezruch to tango, które tańczysz od lat
wzdłuż ulicy, której dawno nie ma.
Pieści od środka jak płód ten piach.



WOLNIEJ

To samo. Sterty zrzucanych ubrań,
szmat czasu. Patrzę na ciebie, myśląc o kraju,
w którym żyję. On także wie o nas wszystko.

Idą smutne miesiące. Głośne światło
podbiega od tyłu.
Wiatr i słońce wcierać w kości, zapomnieć,
by potem raz jeszcze zacząć dzień kilkanaście
lat temu.

Jakbym nie miała języka w ogóle,
jak gdyby język pytał o swoją tożsamość,
jakby wszystko to na raz.


Latarnia Morska 4/2006