Maskarada w Moguncji, Rauberthauptmann Karasek, *** (Wiersz 1951 ciągle figuruje jako nowy...), Gauguin. Reprodukcja

Kategoria: poezja Opublikowano: niedziela, 31 styczeń 2010 Drukuj E-mail


Kajetan Herdyński

 

MASKARADA W MOGUNCJI

I ta pośpieszna gorączka, ten zdyszany i późny karnawał,
ta panika nadrannych sal balowych i wieża Babel masek,
które nie mogą trafić do swych szat prawdziwych.
Bruno Schulz, Druga jesień.

To wszystko jest nieprawdą. I naszym rozpaczliwym
danse bizarre, którego apodyktyczność celuje w to zdanie,
jak kula w rozedrgany płot. A jednak mamy ufność, że ta pustka
mieszka tylko w naszym oku. Że jesteśmy tylko mikrofalą

tej epistemologicznej kategorii, jak Zimbabwe znacząc dla nas
szkolną mapę, w bezpretensjonalny punkt, który mógłby
stać się nawet ośrodkiem czegoś ważniejszego, na przykład
rozbawionych tłumów, gdy karnawał dobiegł końca. Punkt

zbiega się w kontrapunkt, a ty stoisz w kontrapoście balansując
swoim ciałem, jakby to był jeszcze taniec. Jakby to był remix
dobrze znanego przeboju sprzed lat: This is the picture. I co z tego,
jeśli w żadnym z nas nie znajdzie się miejsce, aby przepłynęła

jeszcze jedna zbędna kropla krwi? Jeśli mamy znaleźć dom,
by nie mówić w kółko, że jesteśmy bezdomni, wkładając
w swoje usta wszystko oprócz piachu, warunkowość sądu, logos,
etos, patos, tak by nic nie mogło umknąć naszym średnim

filozofom. W kółko dopraszając się o promocje i gratisy, jakby
wszystkie fundowała rzeczywistość przepełniona wdzięcznością
jak hiszpańskie kościoły. We wszystko to dość łatwo przyjdzie nam uwierzyć,
kiedy zgaśnie światło. Tylko kto i kiedy znajdzie dom dla świata?

 

 

RAUBERRTHAUPTMANN KARASEK

Śni się Rauberthauptmann Karasek. Odnaleziony
po tylu dniach nieobecności. Właściwie to nigdy
go tutaj nie było, więc można powiedzieć, jakby
w ogóle nie istniał. Ale zdradzają go daty.

Odnaleziony w 0,20 sek. Pół roku do moich urodzin.
Blisko fotografii chłopca z wypchanym zwierzęciem
i kołem od wozu. A dalej zapewne bawarski horyzont.
I droga do domu, i znów koło od wozu.

 


* * *

Wiersz 1951 ciągle figuruje jako nowy
na liście od plagiatorki. I ciągle kusi mnie ten

przycisk u dołu ekranu z podpisem naduś,
przecież wiesz, że chcesz
. To przez takich

jak on po angielskich ulicach chodzą teraz
osiemnastoletnie albo młodsze matki, myślę,

kiedy śpiewa smażąc jajecznicę w takt Tristana
i Izoldy. Kiedy w końcu wciskam ten przycisk

przychodzi od ciebie wiadomość,
ale to tylko zbieg okoliczności.

A w wierszu O’Hary tak jak myślałem,
nic się przecież od wczoraj nie zmieniło.

 

 

GAUGUIN. REPRODUKCJA

Tuż pod linią horyzontu zapowiadało się
najciekawiej. Jakieś kłębowisko w lewym rogu,

czyli tam, gdzie zaczyna się las, czyli tam,
gdzie kończy się przepaść. Starzec na koniu,

a może na ośle podąża w stronę światła,
które pada jak zwykle zza kadru. Matka zawsze

powtarzała nie patrz nigdy w słońce synu,
nie patrz. Świat nie zniknie jeśli tylko zamkniesz

oczy, słońce nie odwróci się plecami.
Dalsze plany zawsze rozmazują się jako pierwsze.


Latarnia Morska 4/2006