Wrogowie książek*
Lech M. Jakób
Ogólnie rzecz ujmując książka jako wytwór kultury jest niezniszczalna. Lecz inaczej sprawa się ma z jej fizycznym kształtem. Choćbyśmy nie wiadomo jak dobrze starali się nasze skarby chronić, ich zagrożeń i zniszczeń całkowicie wyeliminować się nie da. Księgozbiory pustoszone bywają przez przypadki losowe w rodzaju pożarów i powodzi, a także przez samych ludzi - w czym celowały (i celują do dziś) zwłaszcza systemy totalitarne. Aż nadto wiele dowodów tego daje historia.
Powie ktoś, by sprawy nie demonizować, bo książka - w odróżnieniu na przykład od od dzieła malarskiego - publikowana jest w wielu egzemplarzach, zwykle później rozproszonych i nawet największa klęska żywiołowa lub sporadyczny akt wandalizmu danego tytułu całkowicie nie zlikwiduje. Odpowiem na to, że racja tu tylko częściowa. Bo o ile współczesnym wydawnictwom istotnie mało zagraża, o tyle niepokój budzi los druków rzadkich, starodruków, inkunabułów - czyli zabytków piśmiennictwa.
A jest jeszcze jeden wróg, właściwiej powiedzieć armia wrogów, lekceważona lub w ogóle ignorowana przez zwykłych (wzdragam się przed użyciem zwrotu „przeciętnych”) wielbicieli ksiąg. Mam tu na myśli stworzenia traktujące nasze księgozbiory niczym wystawne jadłodajnie, gdzie ucztować można do woli o każdej porze dnia i nocy, pod każdą szerokością geograficzną...
Nie myszy i szczury, które łatwo odstraszyć. Owady. Wręcz trudno do wyobrażenia zatrzęsienie gatunkowe. Doskonale wiedzą o tym zwłaszcza bibliotekarze i konserwatorzy, usiłujący później uszkodzone księgi leczyć lub profilaktycznie chronić przed owadzimi inwazjami.
Gdyż książki, szczególnie źle przechowywane (m. in. w kurzu, wilgoci, wysokich temperaturach i przy braku wentylacji powietrza), jest idealnym siedliskiem dla tych miniaturowych stworzeń. Przestaniemy temu się dziwić patrząc na to, z czego książka jest zbudowana. Same związki organiczne: papier, pergamin, oprawy kartonowe, drewniane lub ze skór i tkanin, kleje zwierzęce i roślinne. To wszystko świetnie nadaje się do konsumpcji. „Mniam, mniam! - woła jeden robal z drugim. - Żaden z tych specjałów nie jest dla nas ciężkostrawny!”
I tak, nie bacząc na rozpacz księgolubów, bezwzględnie i metodycznie drążą w książkach korytarze kołatki, żywiaki chlebowce i pustosze, grasują w najlepsze karaczany, rybiki cukrowe, skórniaki słonińce, psotniki niszczyciele, gryzki, mole kożuszniki oraz tabuny innych pracowitych reprezentantów owadziej nacji. Komfortowy byt z nieludzkiego punktu widzenia - wszak wszystkie spokojnie sobie żyją w samym środku żarcia!
Rodzi się oczywiste pytanie: jak rozpasane uczty niszczycieli ksiąg przerwać? Czy są jakieś sposoby zahamowania owadziej inwazji? Jak chronić ukochane księgozbiory?
Sposobów jest wiele. Jednym z nich jest wymrażanie książek w temperaturze około minus trzydziestu stopni Celsjusza. Stosowane są komory próżniowe i chemia. Powszechnie sięgają po te metody duże biblioteki, zwłaszcza zaś uniwersyteckie i narodowe.
A cóż mogą uczynić właściciele domowych bibliotek, pozbawieni specjalistycznych narzędzi ochrony? Nadspodziewanie dużo. Zwłaszcza w zakresie profilaktyki.
Oto kilka prostych porad, które (przynajmniej potencjalnie) postawią tamę owadziej inwazji. A także uchronią od innych powszechnych zagrożeń w prywatnych sanktuariach.
Przynajmniej raz w roku półki należy z książek opróżnić i umyć, a nasze ukochane woluminy dokładnie odkurzyć.
Zadbać o to, by nie stały zbyt ciasno (o ile to możliwe), gdyż ważna jest wentylacja. Z zatęchłych kątów i wnęk tylko nasi mali wrogowie się cieszą.
Zbiory trzymamy w miejscu suchym, nienasłonecznionym.
W żadnym razie nie stawiamy na półkach i regałach donic z roślinami (zakazane sąsiedztwo źródła wilgoci).
Jeśli ktoś trzyma w domu zwierzęta (na przykład psy, koty, chomiki) powinien zrezygnować z magazynowania woluminów na otwartych półkach przynajmniej do półtora metra od podłogi.
Pamiętać także należy (zwłaszcza w mieszkaniach ciasnych występuje ten problem) o rozsądnej odległości od kuchenek gazowych, pieców i elektrycznych grzejników.
Na koniec można księgozbiór dopieścić stosownymi zapachami, które zwykle skutecznie odstraszają większość owadzich szkodników. Świetnie naszym książkom posłużą: geranium, wonie cedrowca, drzewa różanego i kadzideł z drzewa sandałowego. Miniaturowych dręczycieli ksiąg dobrze także płoszy zapach lawendy. Samej lawendy lub z domieszką koniczyny skalnej.
Zatem, drodzy miłośnicy ksiąg, sami starajmy się chronić własne księgozbiory przed ich wrogami - bo jeśli nie my, to kto? Chyba tylko krasnoludki, których coraz mniej niestety we współczesnym świecie...
Lech M. Jakób
----------------------------------------------------------
*Pierwodruk felietonu miał miejsce w piątym numerze papierowej „Latarni Morskiej” – w 2007 roku