Urbin
Jerzy Żelazny
Żale Agatona
Wie może ktoś, co oznacza słowo urbin? Pamiętam je z czasów dzieciństwa. Mówiono z kpiną o kimś, kto zachowywał się niepoważnie albo mówił od rzeczy: - Ty masz urbina albo: - Z ciebie to prawdziwy urbin. Skąd się wzięło to niepochlebne, wręcz deprecjacyjne znaczenie tego słowa? Oczywiście dzisiaj już się tego nie usłyszy. I nie wiem, jaki określenie to miało wtedy zasięg. Zapewne niewielki, ale to tylko moje przypuszczenie.
Dzisiaj trudno to dźwięczne słowo znaleźć nawet w Wikipedii – zamiast wyrazu urbin komputer wyłuskuje nazwę włoskiego miasta Urbino. Stare to miasto, zabytkowe, niegdyś stolica księstwa, ale to dawna jego świetność, dzisiaj niewielkie, nieco ponad 15 tysięcy mieszkańców, jednak chętnie odwiedzane przez turystów. I z urbinem nie ma nic wspólnego. Komputer chętnie zamienia je na Urban, a Urbanów jest w Wikipedii dostatek. Na czołowym miejscu pojawia się oczywiście słynny Jerzy, dziennikarz i polityk, przez wielu znienawidzony, pogardzany. Zresztą sam z siebie robi błazna, figurę plugawą. Taki jego styl żartowania, satyryczny. Ma też swoich wielbicieli, bo trzeba przyznać – satyryk z niego nieprzeciętny, utalentowany felietonista, chociaż to, co pisze, bywa wulgarne, obleśne, lubi prowokować… Zresztą po co opisywać – Jerzy Urban jaki jest, każdy widzi – parafrazując słynne powiedzenie Benedykta Chmielowskiego o koniu w jego encyklopedii Nowe Ateny (wyd. 1745-1746).
Czy słowo to urbin wywodzi się od łacińskiego słowa urbs, co znaczy miasto? Celownik tego słowa brzmi urbi. Może dodano tylko głoskę n, by uzyskać nazwę dla niezbędnego w każdym domu produktu.
Gdy się dłużej poszpera w internecie, na portalu Allegro pojawia się fotografia pudełka gutaliny. Na jego wieczku na żółtym tle jest obrazek sylwetki mężczyzny od pasa wzwyż, ma na sobie czarną marynarkę, białą koszulę przystrojoną muszką – jednym słowem prezentuje się elegancko. Prawa ręka uniesiona w doskonałym geście, a wskazujący palec, nieco nierzeczywiście wydłużony, dotyka czoła. Pod nim na czerwonym pasku napis nazwy wyrobu: Urbin. Domyślamy się, co oznacza palec wskazujący czoło – wybór gutaliny o nazwie Urbin wymaga zastanowienia się, pomyślunku, bystrości umysłu. Oczywiście to przesada, ale przecież w każdej reklamie stosuję się co najmniej odrobinę fanfaronady. Ten gest potocznie oznacza całkiem coś odmiennego – puknij się w czoło i nie pleć głupstw. Niedawno w Sejmie te słowa powiedział polityk do polityka i wywołał tym powiedzeniem oburzenie tego, który miał się puknąć, gdyż zdaniem jego adwersarza, mówił nierozsądnie.
W czasach mojej wczesnej młodości, a na pewno w regionie, z którego się pochodzę, o człowieku zachowującym się nierozsądnie, niemądrze, słowem – głupio, mówiono: on ma urbina albo: z niego to prawdziwy urbin. Niemieckie pudełko z tym wyrobem dobitniej sugerowało ten kpiarski sens, gdyż koło sylwetki mężczyzny pukającego się w czoło był napis: Ich hab´s! ( Ja mam) w domyśle - urbin. To z tego pudełka wzięło się to przezwisko.
Na wieczku pudełka był też napis: Najlepsza pasta do obuwia. Napisałem, że było to, pudełko, w którym się znajdowała gutalina. Bo tak w moich stronach nazywano pastę do butów. Zresztą nie tylko w moich stronach rodzinnych, czyli na Pomorzu, ale nie tutejszym, lecz tym po prawej stronie dolnej Wisły. Dzisiaj to część terenu województwa pomorsko-kujawskiego. Słowo gutalina znaleźć można w gwarach Śląska, Kujaw, Wielkopolski, szczególnie w słowniku gwary szamotulskiej. To tereny, które znajdowały się pod zaborem pruskim, być może nazwa gutalina wzięła się z niemczyzny. Można było to słowo usłyszeć jeszcze po II wojnie światowej i w innych regionach niż w tych wymienionych. To wynik wielkiej powojennej migracji mieszkańców naszego kraju. Oczywiście, w czasach obecnych jeśli je się słyszy, to raczej jako żart.
A ja żałuję, że owe słowo gutalina nie zagościło w polszczyźnie, przecież jego brzmienie jest przyjemniejsze niż pasta. No i pasta jest słowem mocno obciążonym. Ileż mamy przeróżnych past, a będąc wypowiadane blisko siebie, stwarza niemiłe wrażenia: pasta do zębów i pasta do butów albo do podłóg, pasta BHP, grzybobójcza… Spożywczych past jest też mnóstwo: kanapkowa, mięsna, pomidorowa, śledziowa, z makreli, warzywna, z owoców – długo można wymieniać.
No cóż, słowo gutalina nie przyjęło się w polszczyźnie, pozostało w gwarach, w języku żywym raczej nieobecne. A gdy byłem chłopcem, to owa gutalina była w częstym użyciu - drogi były błotniste, każdy powrót do domu wymagał zajęcia się ubłoconym, bądź zakurzonym obuwiem. Z tamtych czasów pamiętam ową gutalinę z wizerunkiem mężczyzny pukającego się w czoło. Używało się oczywiście innych popularnych past – niemiecki Erdał przystrojony zieloną żabką albo chyba najbardziej znana na świecie pasta Kiwi, której produkcja zaczęła się w Australii, rozpowszechniona na cały świat, a pudełko było ozdobione wizerunkiem ptaka kiwi.
Jaka przyczyna mego rozpisywania się o paście do butów? Oczywiście z powodu owego słowa urbin. Korciło mnie bowiem niegdyś, by to słowo użyć jako tytuł felietonów, ale zrezygnowałem, uznając, że jest ono mało znane, byłoby niezrozumiałe, a mógłby ktoś, kto je pamiętał, pomyśleć, że autor felietonów ma urbina, czyli nie wszystko w głowie po kolei. Porzuciłem więc ów pomysł, czego jednak trochę żałuję.
Jerzy Agaton Żelazny
Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, w tym fragmenty nowej powieści Śmiech Chryzypa, a także recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014), Kichający słoń (2018), Trzynasta (2018)