Wirus i książki
Jerzy Żelazny
Żale Agatona
Porzekadło powiada – nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Można to porzekadło wyrazić w sposób filozoficzny, jak to w Fauście uczynił Goethe: „ Jam jest częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro”. Z pandemią koronawirusa jest podobnie – zagraża oczywiście nam, ludziom, ciężką chorobą, nierzadko zgonem. Przyczynia się jednak do pozytywnych zjawisk, na przykład ograniczenia palenia papierosów. Donoszą media - niektórzy palacze w obawie, że palenie tytoniu sprzyja tej chorobie, łatwiej o zakażenie i trudniej z niej wyjść, powstrzymują się od szkodliwego nałogu.
Są też inne pozytywne zjawiska. Podobno wirus przyczynił się do wzrostu zainteresowania książką. Niektóre czasopisma zamieściły artykuły, w których radzono po jakie pozycje literackie warto sięgnąć podczas przymusowego pobytu w domu z powodu epidemii, podczas kwarantanny. Ja sięgnąłem po Mszę za miasto Arras Andrzeja Szczypiorskiego. To przejmująca opowieść o zarazie w drugiej połowie XV wieku. Historia wystąpienia zarazy opisana przez Szczypiorskiego nabiera w obliczu obecnej pandemii nowego wyrazu. Napisana przecież w odmiennej sytuacji historycznej, jest relacją z innej epoki, ujawniając przyczyny powstania w zakażonym mieście terroru, staje się mimo woli przestrogą - początku terroru należy szukać często w dobrych intencjach jednostek, bądź całych grup społecznych. Są w tej powieści opisane zdarzenia, które mogą się powtórzyć w każdym czasie. Oczywiście w innej scenerii, ale istota zjawiska pozostanie ta sama.
Oczywiście czytałem książkę Szczypiorskiego tuż po jej ukazaniu się w1971 roku. Miała ona wówczas inny sens niż dzisiaj. Przypomnieć tę pozycję warto choćby dlatego, mimo że dzieje się jej akcja podczas zarazy w dawnych czasach, to mechanizmy pewnych zjawisk społecznych bywają podobne.
Nasuwają mi się bardziej pogodne skojarzenia w związku z grasowaniem wirusa covid-19. Publicyści, naukowcy i politycy, uczestnicząc podczas obecnej epidemii w telewizyjnych audycjach i komentując wydarzenia ze swych domów za pomocą komunikatorów, najczęściej ustawiali je w taki sposób, by tło stanowiły regały z książkami domowej biblioteki. Jakby się chcieli popisać ilością posiadanych książek. Ten, co wystąpił na innym tle, obdarzany był przekornym komentarzem: - On nie ma domowej biblioteki?
Optymistycznie prezentowały się owe księgozbiory w czasach, gdy czytelnictwo książek przeżywa kryzys. Że bogate biblioteki domowe mają naukowcy, literaci, publicyści nie budzi zdziwienia. Natomiast u polityków obfitość książek zastanawia - ile z nich zostało przeczytane? Sądzę, że niewiele. Mam w tej sprawie sporo doświadczeń – moje osobiste kontakty z politykami wcale nie tak małe, wskazują, że do książek ich nie ciągnie bez miary, korzystają z nich raczej umiarkowanie. Lubią się wymigiwać, uzasadniając swoją niechęć w sposób najróżniejszy, na ogół mało przekonujący.
Są oczywiście zachęcające wyjątki. Przytoczę tylko jedno zdarzenie – swego czasu podczas lokalnej imprezy podpisywałem swoją najnowszą książkę, podszedł do stoiska polityk wywodzący się z naszego regionu, który zrobił karierę krajową, zaliczył wpadkę, ale przemógł kłopoty, wypłynął na powierzchnię. Przyprowadził go do mego stoiska miejscowy włodarz. Ów polityk uścisnął mi serdecznie dłoń, pochwalił moje pisanie, powiedział, że się cieszy z poznania mnie, życzył twórczej weny. Podbudowany ciepłymi słowami, napisałem na karcie tytułowej książki grzecznie entuzjastyczną dedykację. Podziękował i przyrzekł, że książkę przeczyta. Ta obietnica osłodziła mi fakt, że za książkę nie zapłacił.
Może po roku spotkaliśmy się przypadkowo. Gdy mnie ujrzał, usprawiedliwił się, mówiąc, nie zdążyłem przeczytać, wie pan, muszę czytać przepisy prawa, urzędowe dokumenty, czasu brakuje.
- Wiem – powiedziałem. – Rozumiem i współczuję.
- Na pewno sięgnę po nią, gdy będę miał więcej luzu - zapewnił.
Nie czułem się zawiedziony. I nie wymawiam mu tego, że nie zapłacił, nadal się cieszę, że wziął moją powieść, ustawił na półce w swej domowej bibliotece, być może stoi obok ważnych pozycji literatury polskiej, a nawet światowej, co moją książkę w jakimś tam skromnym zakresie nobilituje. Każdy polityk ma wiele szans nabywania książek w różnych okolicznościach. Może epidemia sprawi, że w audycji telewizyjnej wystąpi na tle swej domowej biblioteki, a tam na półce będzie stać moja książka, chociaż niewidoczna w nawale innych, ale jednak…
To jednostkowy przypadek, ale czy nie charakterystyczny? Książek w naszych bibliotekach domowych mamy dużo, ale czy są czytane? Pandemia ograniczając naszą aktywność, powodując konieczność siedzenia w domu, wprawdzie to najgorsze minęło, ale przecież, jak przewidują spece, mogą znowu zostać wprowadzone ograniczenia, co sprzyja sięganiu po książkę.
Jerzy Agaton Żelazny
Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, w tym fragmenty nowej powieści Śmiech Chryzypa, a także recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014), Kichający słoń (2018), Trzynasta (2018)