„Ranne pieśni” Marzeny Orczyk-Wiczkowskiej
Klaudia Jeznach
ŚPIEW POCZĄTKIEM REWELACJI
1. Bywa i tak, że pieśń, która gra w duszy poety staje się w słowach rewelatorem dźwięku i czyni poezję siostrzaną sztuką muzyki. Najnowszy tomik poetycki Marzeny Orczyk-Wiczkowskiej jest doskonałym przykładem na korespondencję sztuk, w której apoteoza słowa odbija się falą dźwięków, a wewnętrzna muzyka pisana jest obrazami. „Ranne pieśni” to zbiór 33 wierszy, w których poetka próbuje wydobyć na światło dziennie drogocenną perłę jaką jest pisarstwo. Sięgając po pieśń, jedną z najstarszych form poetyckich, odświeża i aktualizuje to, co zabiera nam czas, przy jednoczesnym powrocie do prapoczątków.
2. Poranek to słowo zapowiadające świeżość, początek, odrodzenie. Nowy dzień to nowa jakość, która dana nam jest niejako odgórnie. Nic więc dziwnego, że pieśni wydobywające się z wnętrza poetyckiego przekazu najlepiej brzmią o poranku. Aby zrozumieć trwającą dalej kulturę na tle upływającego czasu i upadających cywilizacji, musimy się zatrzymać i zwrócić uwagę na drobiazgi. „Może jeszcze zdążymy między wdechem i wydechem zbudować most?” Wiersze M. Orczyk-Wiczkowskiej zapraszają do długotrwałej rozmowy ze światem mitów, stajemy się naocznymi świadkami ponownych narodzin – początków kolejnego świata. Jak w wierszu pangea proxima „wszystko wraca w starych cyklach, / nowych nazwach. rodzina rozpada się, / z ziaren cyrkonu rośnie kolejna cywilizacja”.
3. Wędrując do źródeł, pytamy o człowieka. Gdzie jest początek, a gdzie koniec? Czy wieczna wędrówka dodaje nam pierwiastka nieśmiertelności? A może śmierć jest początkiem nowej drogi? „Bo śmierć była wyspą, płynęliśmy do niej co rok, / każdej nocy na lżejszym okręcie” – brzmi motto wiersza mercy enclave. Jesteśmy zakotwiczeni na niepewnym i kruchym gruncie, nasze fundamenty drżą tak jak drga ziemia, lecz „nasze ciała są wieczne” – dopóki istnieć będzie poezja.
4. Śpiewam, więc jestem – wydobywa się z otchłani tekstu i gra w każdym słowie. To właśnie pieśń jest pierwszą i ostatnią oznaką człowieczeństwa, dzięki muzyce narodził się wszechświat, bo „faktem jest, że gdy pękła pierwsza struna, / niebo oddzieliło się od ziemi, planeta parsknęła ogniem. / a kiedy strzeliła druga, z rozkołysanych oceanów / wykluły się kontynenty, wypiętrzyły góry”. Poetka jest wirtuozem słowa, kompozytorem, który zręcznie scala wszystkie dźwięki świata i pozwala im wybrzmieć, obraz po obrazie w harmonijnym takcie. Momenty przejścia bywają niemalże niezauważalne, jak droga z początku do końca.
5. Kiedy wybrzmi pieśń, będzie można usłyszeć jedenaste przykazanie – „będziecie dla siebie na języku mgłą”. Na barkach poetów spoczywa ogromne wyzwanie – ocalić słowem kulturę, cywilizację, ludzkość. „Ranne pieśni” są dowodem na żywe słowo, słowo wieczne. A więc czytelniku „zamknij oczy, otwórz usta. / weź głęboki oddech. łów”, niech gra w nas poetycka pieśń nieskończoności.
Marzena Orczyk-Wiczkowska „Ranne pieśni”, Łódzki Dom Kultury, Łódź 2020, str. 46
Klaudia Jeznach