Samotny baran beczy
Jerzy Żelazny
Ten baran w tytule wziął się z utworu Gałczyńskiego, z cyklu miniatur dramatycznych „Teatrzyk Zielona Gęś”. W jednej „Gęsi” poeta pisze:
Jesień,
Mgła płynie wśród zalesień,
Samotny baran beczy.
Jesień. De facto jesień.
Hej jesień…
I te rzeczy.
Bardzo lubię ten fragment wiersza zaczerpnięty z groteski „Koncert w Częstochowie”. I przypomina mi się zawsze, gdy jesień za oknami roznosi kolory na liściach drzew i ziela. Gdy to piszę, według kalendarza jesień już trwa od wielu dni, ale przewaga zieleni na drzewach jest wyraźna, chociaż już mocno spłowiała. Ot, przypomina mi się wiersz Złota jesień Jana Kasprowicza, w którym poeta zauważył:
Brąz się skrada między trawy,
Słońce żółci liście jaworów…
To prawda - drzewa już gubią liście, zabarwiają się delikatnie, trochę nieśmiało żółcieniem, a czerwień czeka na październik, wtedy liście ozłoci. A ja siedzę w swoim ogródku, niezbyt wypielęgnowanym, chwastów w nim mnóstwo, miewam też sporo kwiatów, ale te już przekwitły, na ostatnich – bratkach wielkowiatowych - barwy dogorywają. Od osiedlowej drogi oddzielają mój ogródek gęste krzewy, mam tam niejaki azyl, mogę przez całe lato za nimi siedzieć i czytać, nikt się mi nie naprzykrza, nie podgląda.
I raptem spostrzegłem, że krzewy prześwitują, część liści opadła, można już mnie ujrzeć z książką albo gdy kopię grządki, usuwam chwasty. Sąsiad przechodząc, dojrzał mnie przez przerzedzone krzewy, zatrzymał się, pozdrowił, mówi:
- Fantastyczna pogoda. Czy to babie lato? Ale nie widać unoszących się nici przędnych. Może wyginęły pajączki, które wytwarzają owe nici babiego lata.
- Być może. Wkrótce pojawi się złota jesień w całej swej krasie – pocieszam sąsiada. I przypominają mi się słowa Ani Shirley, które pamiętam z czasów, gdy krótko uczyłem języka polskiego w podstawówce: Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież byłoby to okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad.
No tak, jesień – Opadły liście z drzew. To tytuł opowiadania Tadeusza Różewicza i filmu jego brata Stanisława pod tym samym tytułem, a w filmie boje partyzanckie, nastrój melancholii, tragizm… Wkrótce opadną liście, może znowu obejrzę ten film, choćby z uwagi na uwielbienie twórczości Różewiczów, Tadeusza zwłaszcza, uwiodła mnie jego poezja, ale cenię też dramaty, zwłaszcza Kartotekę. A z jego wierszyka Bursztynowy ptaszek przytoczę chociaż pierwszą strofkę:
Jesień
ptaszek bursztynowy
przejrzysty
z gałązki na gałązkę
nosi krople złota.
Z tym samotnie beczącym baranem na pastwisku trochę przesadziłem. Mało kto hoduje jedną owieczkę albo jednego barana. Jeśli już, to kierdel, czyli stado liczące kilkadziesiąt albo kilkaset owiec. Chyba że natrafimy na gospodarstwo agroturystyczne – jego właściciel trzyma barana i owieczkę, by wczasowicze, ludzie z miast, mogli, oglądać, głaskać żywe zwierzę. Cóż, wczasowicze wyjechali, a baran został, smutno mu, więc beczy.
Który poeta nie pisał o jesieni! Zrobiłem takie doświadczenie – w wyszukiwarkę internetową wpisywałem nazwisko poety i słowo jesień. Prawie zawsze pojawiał się wiersz poświęcony jesieni – tej barwnej, złotej albo deszczowej, ponurej, zwanej jesienią szarugą. A jeśli się nie pojawiał, to nie znaczy, że poeta ten nie pisał o jesieni, tylko tytuł wiersza był inny.
Znam kilka wierszy o jesieni na pamięć w całości lub tylko fragmenty, jak ten z beczącym baranem albo pod tytułem Jesień również Gałczyńskiego. Cytuję kilka wersów ze środka wiersza:
Już kasztan się osypał i ochłodły ranki,
o, młody przyjacielu, poszukaj kochanki
z małym domkiem, z ogródkiem, sennym fortepianem,
która by włosy czesała nad ranem,
z którą byś po śniadaniu czytał Mickiewicza -
Motyw jesieni jest częsty w twórczości tego poety, ale raczej jest to jesień pogodna, pełna barw, czasem melancholii, zadumy nad przemijaniem. Podobno jesienią mamy więcej czasu dla siebie, na spotkania z przyjaciółmi, na książki, słuchanie muzyki… Sugestia Gałczyńskiego, by czytać Mickiewicza z kochaną kobietą i to już po śniadaniu, ponętna.
Lubię w ciszy przypomnieć sobie:
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny…
Znany to utwór Leopolda Staffa, nie trzeba więcej przytaczać, by się przypomniał nastrój smutku, przygnębiającej szarości. Zwykle ten wiersz przypomina mi pieśń przecież o odmiennej treści, bo o młodym chłopaku skazanym na bycie żołnierzem: Deszcz, jesienny deszcz/Smutne pieśni gra,/Mokną na nim karabiny,/Hełmy kryje rdza… To raczej melodia, nie słowa, stwarza ten nastrój smutku, tęsknoty za życiem wśród bliskich, kochanych.
A Julian Tuwim – Siódma jesień to nie tylko wspaniały wiersz miłosny, ale również tytuł jednego z bardziej znanych tomów wierszy tego poety. A oto początek wiersza:
Przyszła ciszą miłosierna ksieni:
Siódma jesień – najzłotsza, najsłodsza
Z wszystkich złotych i słodkich jesieni.
Julian Tuwim jesieni poświęcił kilka utworów, a wiersze o jesieni pisali: C. K. Norwid, Adam Asnyk, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Kazimiera Iłłakowiczówna, Władysław Broniewski, Krzysztof Kamil Baczyński, Stanisław Grochowiak, Jerzy Harasymowicz, Edward Stachura… Długo by wymieniać.
Nie potrafię powstrzymać się, by nie przytoczyć wiersza Edwarda Stachury oczywiście pod tytułem Jesień:
Zanurzyć zanurzyć się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia
Chodzić od drzewa do drzewa
Od bólu i znowu od bólu
Cicho krokiem cierpienia
By wiatru nie zbudzić ze snu
I liście zrywać bez żalu
z uśmiechem ciepłym i smutnym
a mały listek ostatni
zostawić i umrzeć
O jesieni w literaturze i szerzej w sztuce można pisać tomy. To tylko kilka uwag i wierszy, które tkwią w mej pamięci.
Spoglądam przez okno na kasztan, na graby rosnące w pobliżu - przez noc liście zażółciły się, jeszcze wprawdzie nieśmiało spadają, tworząc na trawniku się barwny dywan - to oznaka, że nadciąga złota polska jesień, ten krótki czas, który uwielbiam.
Tylko na jaworze, który rośnie nieco dalej, listowie niewzruszenie trwa w swej zieloności. Znam jego obyczaje – przyjdzie taki dzień, gdy przymrozek da znak liściom – opadajcie. W ciągu jednego dnia objawi jawor swe bezlistne pokrętne gałęzie, które na tle nieba będą tkwić niczym ręce wyciągnięte w błagalnym geście o powrót wiosny, lata.
Jerzy Żelazny
Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014), Kichający słoń (2018), Trzynasta (2018)