Wojenko, wojenko

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: środa, 23 styczeń 2019 Drukuj E-mail

Jerzy Żelazny

W stulecie odzyskania niepodległości przypominano stare wojskowe piosenki, w których nie wojna, lecz wojenka dominuje. Te obchody trwają nadal, chociaż mocno przycichły, a przecież organizowanie na nowo państwa polskiego intensywnie trwało przez cały następny rok i lata późniejsze.
Lubię słuchać tych piosenek lub sobie zanucić - przypominają stare dobre czasy. Stare dobre… To taki idiom, który się powtarza z przyzwyczajenia i często bezsensownie, bo czyż one były dobre? O tyle, gdyż się było młodym, mając przed sobą ponętne perspektywy, plany i marzenia, które się na ogół nie spełniają, a jeśli nawet, to nie tak, jak jawiły się niegdyś, na początku drogi. Rozczarowanie przychodzi po czasie, gdy stwierdzamy - to nie to. Przeżywa je chyba każde pokolenie, każdy pojedynczy człowiek.

Miałem tylko jednego przyjaciela, nie będę wymieniał jego nazwiska, a był postacią dość znaną nie tylko w naszym regionie, lecz w szerszych kręgach, przede wszystkim ludzi kultury, chociaż wśród tych, co bywają raczej daleko od ludzi tworzących wartości kulturowe, też był znany z racji działań politycznych; więc on powiadał, że czuje się człowiekiem spełnionym, mnie się wszystko udaje, powtarzał.

Odszedł raptem, nieoczekiwanie, chociaż nie można powiedzieć, że przedwcześnie, ale miał sporo planów na resztę życia i mógł je jeszcze pociągnąć co najmniej kilkanaście lat.
Czy gdyby mógł odpowiedzieć stamtąd, dokąd się przeniósł, z tej nieznanej i niepojętej przestrzeni, powtórzyłby, że wszystko, co zamierzył, to osiągnął, czy śmierć nie była zaskoczeniem, gwałtownym przerwaniem udanego życia?

Zdarzało mi się z nim śpiewać, wyznaję, że przy kielichu, piosenki między innymi o wojence, bo te bardzo się nadają, żeby je śpiewać w towarzystwie zaprzyjaźnionym. Podobnie jak to czynił bohater Złego Tyrmanda: Więc pijmy wino, szwoleżerowie, zaśpiewał wznosząc pełną stopkę wódki. Owa stopka jako nazwa kształtu kieliszka wyszła z mody, w naszych czasach pisarz pewnie użyłby innych słów, może - wznosząc pięćdziesiątkę wódki, gdyż towarzystwo nie bywało zbyt eleganckie. Kryminalno-obyczajowa powieść Tyrmanda Zły była w połowie lat pięćdziesiątych popularna i stanowiła poniekąd przełom, zrywając ze schematyzmem wówczas tworzonych powieści produkcyjnych, w konwencji narzuconego przez polityków socrealizmu.

Powtarzam więc, lubię owe stare piosenki - czasem są złudzeniem przywoływania klimatu dawnych towarzyskich spotkań. Jednakże te kilka najbardziej popularnych piosenek mnie zastanawia i zdumiewa. Na przykład słowa tej, której melodia bywa grywana podczas ceremonii wojskowych pochówków, po apelach poległych. Przypomnijmy jej pierwsze słowa:

Jak to na wojence ładnie,
Kiedy ułan z konia spadnie.

Dla mnie te słowa brzmią dziwacznie, a raczej okrutnie – jest ładnie, gdy przyjaciel w boju poległ? A następne wersy piosenki tę dziwaczność wzmagają:

Koledzy go nie żałują,
Jeszcze końmi go potratują.

Piosenka ta powstała w czasie powstania styczniowego, jej twórcą był hrabia Władysław Tarnowski, poeta, kompozytor, uczestnik powstania styczniowego; napisał ją pod pseudonimem Ernest Buława. Niektórzy doszukują się jej genezy w lamentach wojennych z czasów I Rzeczypospolitej, a inni uznają jako pierwszą tak zwaną żurawiejkę, a więc piosenkę żartobliwą, a stały się owe żurawiejki popularne w czasie II Rzeczypospolitej, śpiewane głównie przez oficerów przy kielichu. To poniekąd usprawiedliwia niestosowność słów, które przecież opisują zdarzenia niewesołe.
Lekceważenie zdarzeń tragicznych, traktowanie wojny jako przygodę, a nawet zabawę, bywało pomocne w przetrwaniu podczas zmagań bitewnych, ich oswojeniu, przez co stawała się w odczuciu mniej tragiczna, mniej wywołująca grozę. Niewątpliwie taką rolę pełniły owe żurawiejki.

Ich nazwa wywodzi się z żartobliwych piosenek śpiewanych w armii rosyjskiej, jedna z popularnych piosenek rosyjskich nosiła tytuł Żuraw. Były krótkotrwałe, przelotne, jak żurawie, stąd owa nazwa.
Wracajmy do naszej Jak to na wojence ładnie, która miała pierwotnie tytuł Pieśń żołnierza.

Śpij kolego w ciemnym grobie,
Niech się Polska przyśni tobie.

To ostatnia zwrotka tej piosenki, która niejako podsumowuje jej żartobliwy ton, nadając mu charakter patriotyczny, wyraża sens śmierci żołnierza poległego za ojczyznę i niweluje ów wcześniejszy, choć nie do końca niweluje bagatelizujący ton.

Najchętniej śpiewało mi się przy kielichu pieśń z czasów I wojny światowej Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani… – jej prosta melodia, łatwa do zapamiętania, takież słowa, sprzyjały jej popularności. Powstała w 1914 roku i wkrótce zawędrowała do okopów żołnierskich. Natomiast dziwi zakazywanie jej śpiewania w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, czyli w tak zwanych czasach stalinowskich. Czy dlatego, że była śpiewana przez żołnierzy I wojny światowej, a więc również przez legionistów Piłsudskiego? Pewnie tak, próby eliminowania lub bagatelizowania dokonań, a nawet zwyczajów, poprzedników nie są wynalazkiem ostatnich czasów.
Po wybuchu wojny Pierwsza tak zwana Kadrowa kompania wyruszyła 6 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów w kierunku Kielc, by w zaborze rosyjskim wywołać powstanie narodowe. Maszerowali z piosenką na ustach:

Raduje się serce, raduje się dusza,
Gdy Pierwsza Kadrowa na wojenkę rusza.

Rytm marszowy, słowa pełne optymizmu i wiary w powodzenie misji, miały uskrzydlać ten marsz. Jak wiemy, misja nie powiodła się, powstanie w Kongresówce nie wybuchło, ale do historii przeszła jako czyn zbrojny po wielu latach w dziele walki niepodległościowej. Nie dziwi mnie, że pada w tej piosence słowo wojenka, pasowało do nastroju, a ten był podobno powszechny w całej Europie – żołnierze wszystkich armii idąc na front, wierzyli, że wrócą jako zwycięzcy po kilku miesiącach. Jak to się skończyło wiemy – wieloletnią rzezią na wszystkich frontach, a Europa wyłoniła z tej wojny się odmieniona od poprzedniej.

Dziwi natomiast, że Mieczysław Wroczyński pisząc wiersz (raczej tekst pieśni) Białe róże każe wołać dziewczynie Wróć, Jasieńku, z tej wojenki wróć! Wiersz ten został napisany w 1917 roku, a niektórzy datują powstanie pieśni na rok 1918, czyli wtedy, gdy wojna ukazała swe ponure i tragiczne oblicze. Jak można było wówczas jeszcze tę wojnę nazywać wojenką? Szczególnie zadziwia przedostania zwrotka:

Jasieńkowi nic nie trzeba już,
Bo mu kwitną pęki białych róż;
Tam pod jarem, gdzie w wojence padł,
Wyrósł na mogile białej róży kwiat.

Dla mnie nazywanie tej okrutnej wojny wojenką i to w kontekście śmierci żołnierza i jego grobu jest przykrym dysonansem, wywołującym sprzeciw. Cóż, może sto lat temu była inna wrażliwość - nie raziło nazywanie wojenką wojny, w której zginęły miliony ludzi, a miliony wróciły z niej okaleczonych.

Jerzy Żelazny

 


Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014), Kichający słoń (2018), Trzynasta (2018)