„Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy
Magdalena Tarasiuk
ESEJ O PAMIĘCI I UTRACIE
Pierwszy raz przeczytałam książkę dwa razy z rzędu w ciągu zaledwie półtora dnia. Pierwszy raz połknęłam ją i, aby się nie zadławić, sięgnęłam po raz drugi. Musiałam ją przeżyć, poczuć, a niekoniecznie trawić.
Wystarczy taką książkę współprzeżyć i współpoczuć. Czy to jest zachwyt? Niekoniecznie. Raczej zadziwienie, zazdrość, że tak można, że TO s i ę m o ż e udać.
„Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić.” – powiada Marcin Wicha w swej książce.
I właściwie to zamyka temat. To zamyka mnie. Ale skoro on (autor) się odważył, może inni również, może ja… kiedyś. Kiedy? Żeby tylko zdążyć.
Ale co nam daje pamiętanie, a co niepamiętanie. Czy zapisane w formie opowieści wystarcza? I komu?
Rzeczy. Podchodzę do pudeł, biorę okulary, drobne przedmioty, które zabrałam dwa lata temu ze szpitalnej szafki i odkładam na miejsce. Parzą, boję się, że ożyją. Otwieram koperty z listami pisanymi ręcznie (to najbardziej boli).
Słowa, zdania czują się osierocone – mam wrażenie. Jak ja – ich adresatka.
Nie czytam, wkładam do kopert. Odkładam. A więc jak opisać?
Wicha poradził sobie z tym znakomicie. Zero wylewności, sentymentalizmu, ckliwości. Relacja, skojarzenia – wspomnienia i opisy. Inspirowane przedmiotami, ale i podmiotami w postaci ludzi. Bez zadawania ran, ciosów, bez samobiczowania. Chociaż tekst przesiąknięty smutkiem, tęsknotą i… nie boję się tego powiedzieć – miłością. Facet, może mu łatwiej. Nie wiem.
Jego dystans do siebie, do życia, świadomość wad i błędów, zaniechań.
To powinno dotknąć po śmierci matki lub ojca. Świadomość własnych wad, błędów i zaniechań. A dystans niezbędny jest, aby umieć z tym żyć. Jak się zdystansować? Opisując, żeby uwolnić się, dać im odejść?
Znajduję tak wiele analogii w Rzeczach…, że trudno mi było złapać oddech.
To zdumienie, że nie tylko ja, że to nie jest temat na odsunięcie i zamknięcie na klucz kuferka. To ważna książka. A jej miejsce na nocnej szafce, na podorędziu, aby sięgnąć w każdej chwili, gdy boli tak, że aż ściska w dołku. Ale można się też uśmiechnąć.
„ – Dzisiaj się nie odzywała – opowiada jedna z nich – ale kiedy czytałam jej książkę, to się śmiała.
– W odpowiednich momentach – odzywa się nagle moja matka. – Śmiałam się w odpowiednich momentach.
Potem okaże się, że to było jej ostatnie zdanie.”
Marcin Wicha „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, Wydawnictwo KARAKTER, Kraków 2018, str. 198
Magdalena Tarasiuk