„Ceremoniały” Andrzeja Turczyńskiego

Kategoria: z dnia na dzień Utworzono: czwartek, 13 kwiecień 2017 Opublikowano: czwartek, 13 kwiecień 2017 Drukuj E-mail

Irmina Kosmala

NAD URWISKAMI SŁÓW I UROCZYSKAMI BYTÓW…

Tylko umierając możemy żyć. Śmierć zaczyna się wraz z początkiem życia. Emil Cioran

Śmierć jest blisko i cały czas się zbliża. Zabawne, prawda? Być może tylko w pośmiertnym żalu naprawdę stajemy się sobą. A więc bycie ja nie polega na jakiejś zwodniczej samowiedzy, tylko na uznaniu tej cząstki nas samych, którą nieodwracalnie utraciliśmy. Kto wie?

Bengalski poeta, Tagore, rzekł swego czasu: „Śmierć nie jest wypaleniem się światła; jest zgaszeniem lampy, gdyż nastał świt”. Zdanie zawieszone w perspektywie arkadyjskiej, przybliża nas do myślenia ontologicznego post mortem. Daje nadzieję, krzepi.

W Turczyńskich „Ceremoniałach” nie znajdziemy jednak pośmiertnej ontologii. Istnieje tylko doczesna, stygnąca chwila – dogasający żar życia na zimnym popielniku teraźniejszości. Jesteśmy świadkami kilku odejść. Samo słowo wydaje się kluczowe w myśleniu o „Ceremoniałach”. Ludzie czy zwierzęta w tych  mających strukturę otwartości opowiadaniach nie umierają, a odchodzą. Dają nam czas na pożegnanie się, przytulenie, być może przebaczenie. Dają nam w końcu czas na retrospekcję - przypomnienie sobie, jak to nam się z nimi w życiu układało.

„Ceremoniały” Andrzeja Turczyńskiego -  pisarza, poety, dramaturga i tłumacza – traktują o śmierci, lecz rozumianej jako jednej z form życia. To „twórcza, motoryczna siła, dynamicznie przekształcająca i rozwijająca świat istot żywych, swoista forma élan vital” – dopowie po Bergsonowsku autor. A zatem, bez śmierci nie ma nas. Śmierć bowiem definiuje istotę ludzką jako niepowtarzalną jednostkę, a nie przypadek czegoś. Śmierć wobec tego to najbardziej intymna charakterystyka naszego życia. I do tych intymności wprowadza nas autor, w których to nie raz istnienie współgra z rozpadem, jawa natomiast miesza się ze snem.

Nierzadko w tkankę niniejszych historii autor wplata egzystencjalno-filozoficzne cytaty, makaronizmy, łącząc literaturę z muzyką czy malarstwem.

Bohaterowie tych jakże wysmakowanych stylistycznie, ociekających wręcz poetyckimi frazami kilkunastu opowiadań, zawsze są w drodze ku czemuś. Ku spotkaniu, ku poznaniu, ku odkryciu, twórczemu tworzeniu, ku… przekroczeniu samego siebie, swoich małostkowości i ograniczeń. Niektóre z historii, jak choćby „Drabinka Čiurlionisa” stanowią poetycko napisany filozoficzny esej, traktujący o chwiejności ludzkiego bytu. Tu słowa będą mieć „ciernie”, a wyschnięte dźwięki „łęciny”. Każdy pokonany naszą nogą niepewny, bo zbutwiały szczebel „bytu”, to przekroczenie nas samych, naszych ograniczeń. To tu usłyszymy nieco Nietzscheańskie wezwanie: „Aby stać się człowiekiem wolnym od świata, wypętlić się z niego, trzeba porzucić  tkwiącego w człowieku niewolnika świata”.

I kolejne, warte wspomnienia opowiadanie – „Kotłowanina”. Równie ciekawe, namaszczone filozoficzną refleksją, dopowiadające niejako poprzednie.  Traktuje o porzuceniu „dotychczasowości”. Przed nami kobieta, która opuszcza swoje miasto, więcej -  życie, by udać się ku innemu. Jednak dla wędrowczyni zakotwiczonej w Czasie, świat przez nią opuszczany będzie domagał się pamięci. A skoro pamięta się przeszłe życie, to się z nim nie rozstaje, a jeszcze mocniej wiąże. Niesie się go na barkach, choćby na koniec świata. Ot, i pułapka egzystencjalnego Labiryntu, z którego nie ma ucieczki. Bo aby stać się kimś nowym, trzeba porzucić dotychczasową tożsamość, utracić Pamięć, która o nas stanowi. A zatem „Kotłowanina” stanowić będzie smutną paraboliczną przypowieść o tragarzach niechcianych egzystencji, sytuujących się w obrębie bytów hipotetycznych. Ten, bowiem, kto wyrzeka się siebie, a nie potrafi stworzyć w sobie innego ja , jakże może być autentycznym bytem?

Najnowsza książka Andrzeja Turczyńskiego to zatem ciekawa podróż po różnych światach ludzkich przełomów i wyrw, w których to życie i śmierć to paralelne byty, rządzące człowieczym losem. Autor zaprzecza w niej Tertuliańskiej tezie, że „każda śmierć, nawet najłagodniejsza, jest gwałtem”. Bo u Turczyńskiego śmierć nie jest doświadczeniem radykalnej granicy, a pomostem, łączącym „uroczyska bytów” z ulotną i lepką niczym babie lato materią snów…

Tak to rozumiem.

Andrzej Turczyński „Ceremoniały”,  Wydawnictwo JanKa, Pruszków 2017,  str. 180

Irmina Kosmala

 

Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzje wcześniejszych książek A. Turczyńskiego: Koncert muzyki dawnej (2011) – pióra Wojciecha Czaplewskiego, Miniatura z gazelą (2012) – Jolanty Szwarc, Zgorszenie (2011), Żywioły (2012) i Bruliony Starej Ziemi (2013) – Wandy Skalskiej, Homo Pictor, Homo Viator (2013) – Leszka Żulińskiego oraz Brzemię (2015) – Anny Łozowskiej-Patynowskiej