Aleksandra Słowik „Pomiędzy kwartałami śpieszył się i zwlekał”, Oficyna Wydawnicza ŁOŚGRAF, Warszawa 2013, str. 96

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 27 marzec 2014 Opublikowano: czwartek, 27 marzec 2014 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska

CZŁOWIEK NA SKRZYŻOWANIU

Najważniejsze pytanie, jakie pojawia się przy okazji pierwszego czytania tomiku poetyckiego Aleksandry Słowik pt. Pomiędzy kwartałami spieszył się i zwlekał, to pytanie o niezwykle enigmatyczny tytuł tego zbioru i jego kompozycję. Poetka każe nam szukać między wersami odpowiedzi na to, kto spieszył się i zwlekał. Czy był to czas, może człowiek, pęd świata czy jeszcze coś innego, trudno ferować już na samym wstępie takie wyroki. Odpowiedzi należy szukać głębiej w samym tekście. Istotne dla czytelnika powinno być także odnajdywanie powiązań między tytułem, układem podtytułów i uszeregowaniem wierszy. Słowik kreuje przestrzeń miasta, domów i skrzyżowań.

Pomiędzy te elementy fizyczne i statyczne wprowadza autorka tekstu kategorie abstrakcyjne, takie jak szaleństwo czy trwanie a więc pojęcia dynamiczne, związane z funkcjami percepcyjnymi i asocjacyjnymi ludzkiego umysłu. W tłumie, gwarze i wielkości wszystkiego poetka pragnie dostrzec moment, chwilę, chce się zatrzymać, aby na te same części świata popatrzeć z całkiem innej perspektywy. Tak wyglądałoby to przy pierwszym czytaniu zbioru poetyckiego. Co się stanie, gdy oprócz specyficznej kompozycji dostrzeżemy także inne elementy jej prywatnego świata?

Poezja T.S. Eliota jest naturalnym odniesieniem dla omawianego zbioru. Słowik wciąż do niego powraca. Generuje ona pokłady znaczeń odsyłających do jego liryki. Nie jesteśmy jednak pewni, czy powinniśmy powrócić do modelu świata powołanego do życia przez samego Eliota, przestrzeni jałowej próżni, pustki, nicości i w to wpisać człowieka. Mamy także wątpliwości, czy ciągłe  odnoszenie się do tego schematu ma nas nauczyć inaczej patrzeć na świat, w którym obecnie żyjemy. Wydaje się, że oba priorytety przy dokonywanym objaśnianiu tekstu są równie ważne.

Przestrzeń w wydaniu Słowik jest światem wielu skrzyżowań i dróg rozstajnych, schodzenia się i rozbiegania ludzkich doświadczeń. Poetka każe nam stanąć pośrodku tego wszystkiego i ustawić wektory naszych dążeń, delikatnie dając nam do zrozumienia, że tkwią one w nas samych. Mamy zacząć czytać świat zupełnie inaczej niż na co dzień.

Ponadto sama dedykacja na początku tomu jest u Słowik znacząca: Tym, którzy mieszkają po wewnętrznej stronie. Nie wydaje mi się, aby poetka bezwiednie dzieliła świat na zewnętrzny i wewnętrzny. Chodzi tu raczej od odnalezienie podszewki siebie samego, o głębokie wniknięcie w siebie, doświadczenie swojej powierzchni od środka. Bo tylko oczy zajęte patrzeniem do wewnątrz mogą zobaczyć więcej.

Poetka w niekonwencjonalny sposób kreuje także czasoprzestrzeń. Tam, gdzie zakrzywia się wieczność, to jest właśnie rzeczywistość, w której żyje bohaterka stworzona przez Słowik. Autorka tekstu pragnie przełamywać przestrzeń. To tak jakby zaprzeczała prawom fizyki, przestawiając ogniskową, kreśląc ją na nowo, zakrzywiając powierzchnię soczewki, przez którą patrzymy na świat. Słowik demontuje obecny świat i stawiała na jego gruzach świat odrębny, chwilami nawet przypadkowy. Artystka odpowiada na wyzwania nie świata w ogóle, ale naszego świata, tego, który właśnie sobie tworzymy, który powstaje w naszych rękach.

Czytanie świata przez Słowik odbywa się jakby przy uwierzytelnianiu zupełnie innych parametrów niż czyni się to konwencjonalnie. Poetka nie twierdzi, że jesteśmy w stanie dostrzec niemożliwe, doświadczyć go na sobie i przyswoić. Zdobywa się jednak na to, aby wyznać czytelnikowi, że realne staje się podglądanie momentów zwrotnych w życiu świata (A więc jest możliwe/ podejrzeć przenikanie). Nie daje nam na to całkowitej gwarancji. Według niej możemy próbować skierować swoje myśli ku procesom, którym podlega rzeczywistość, zwrócić uwagę na jego metamorfozy, odnaleźć ślady zatartych połączeń między ulicami świata, albo jeszcze bardziej je zatrzeć, zniekształcić, zniszczyć.

Artystka zajmuje się również relacją pojęć „tu” i „tam”. Lecz w różnych modelach świata nie ujrzysz dwóch stron jednocześnie, pisze Słowik. Być może nie istnieją dwie sfery świata, a ten podział jest umowny i sztuczny. Dlatego tak często zaznacza poetka, że dla niej najważniejsze jest teraz (Wybrałabym teraz) uniwersalne bycie w tym właśnie momencie, czyli, paradoksalnie, ani nie tu, ani nie tam, tylko gdzieś pomiędzy, w jakimś „tu-tam”, na jakimś lotnisku bądź w nieznanej dzielnicy, czyli „heathrow” czy w końcu w „t’a s’a m’a ni”. Ona wyczuwa bycie wszędzie i go nie klasyfikuje, raczej „identyfikuje” (Żeby cię objąć, dotknąć. Zidentyfikować) i potwierdza jego status niespójności i przezroczystości.

Ponadto poezja Słowik posiada cechy liryki onirycznej. Sen miesza bohaterka liryczna bez opamiętania z jawą, jak w wierszu „Pierwsze cztery słowa”. Powiedziałabym nawet, że jest to coś więcej niż oniryzm, to ukazanie podmiotu w stanie duchowego odrętwienia, wychylanie się na to, co nieznane i tajemnicze, które stanie się możliwe będzie dzięki somnambulicznej perspektywie: I obudzić się nagle, spotkać noc/ tuż przy szybie, jej czarne, lepkie ciało z płonącą otrzewną. W niemożliwości zapisany jest według Słowik kod świata.

Funkcja snu staje się u Słowik pewnym objawieniem, epifanią, która czasem przeraża jak płonąca otrzewna. Utwór „Pierwsze cztery słowa” jest zapowiedzią wejścia w czasoprzestrzeń, która nie jest częścią naszego świata. To już świat zupełnie inny, rządzący się własnymi prawami, świat, który nie chce zasnąć, który wytrzeszcza swoje światła i prowokuje do tego, by się z nim zmierzyć, odpowiedzieć na jego wezwanie.

Ten świat samoistnie obnaża się przed człowiekiem i uparcie trwa w swojej nagości. Wydaje się być jedynym prawdziwym i koherentnym światem, tymczasem nie tak widzi to człowiek. Bohaterka usiłująca zrozumieć nową przestrzeń, pragnąca sprostać tej kreacji, wyzwaniu rzuconemu przez odsłonięte okna, pozostawia dla nas tylko cztery słowa: Nie pozwól, żebym został.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie jest to już tylko zwyczajny sen. Swój poetycki świat Słowik buduje w sferze snu dalekiej od snu, w atmosferze mistycznej mgły, w przestrzeni cienia. Ten świat jest nietrwały i iluzoryczny. Trwa o tyle, o ile swoje spojrzenia kieruje na niego człowiek. Istnieje on zatem w ludzkim trwaniu i jest jego warunkiem.

Zatem, jaki świat chce zbudować Słowik? Nie wydaje się, że będzie on bezpieczną przestrzenią arkadyjską, wręcz przeciwnie, brak w nim będzie pewności, stałości i jednoznaczności. Będzie to przestrzeń przechodzącego cienia, zapadającego snu, wzbierającego lęku, umykającego znaczenia. Ten świat będzie zagrożony. Będzie to czyhająca otchłań, która przytula, wyjęta z arsenału, repertuaru rzeczywistości, otoczka naszych wątpliwości.

Interesująca w omawianym zbiorze poetyckim jest także relacja człowieka i życia. Na pierwszym miejscu Słowik stawia ludzką egzystencję, jej dynamikę. Życie trawi nas od środka, paradoksalnie, buduje w nas pustkę. Nasze przejrzyste piszczele są jednak integralną częścią miasta. Istnienie człowieka okupione jest zniszczeniem miasta: Ulic już nikt nie nazywa. Szramy są bezimienne. Wydaje się, że jesteśmy głosem samego miasta. Miasto w wydaniu Słowik to nasz wyrzut sumienia, kaprys, ostoja lęku. To nie my jesteśmy kreatorami przestrzeni, to miasto tworzy nas. My jesteśmy jego produktem. Wykluwamy się z miasta, bo na tym etapie jesteśmy już jego dziećmi a nie odwrotnie. Miasto jest budowniczym człowieka. Taka refleksja wyłania się z poezji Słowik.

Z projekcją miasta powiązana jest także funkcja czasu (na mnie czas/ we mnie/ coś bardzo ostrożnego/ ślad ornamentu na murze). Czas okazuje się zagubionym ogniwem w śledzeniu umierania, niszczenia i rozpadania się kolejnych dróg i skrzyżowań, i oczywiście człowieka. Dlatego nie zdziwią nas słowa artystki: Szczelnie owinięci z czasem się scalimy./ Scalimy się z czasem. Poetka pisze o dochodzeniu do stanu osiągnięcia integralności tożsamościowej świata i człowieka. Człowiek musi zostać osadzony w świecie, wpisany w jego naturę, dopiero wtedy będzie uczestniczył w spełnianiu się w niemożliwości.

Skoro scalamy się z czasem, tworząc z jego mijaniem jedność, tym samym oddalmy się od życia, zbliżając się do śmierci. Budujemy jednocześnie miasta i wznosimy równocześnie cmentarze, za każdy kwartałem, stawiając nowe mauzoleum (Tak życie odłupuje się od nas kwartałami).

Według Słowik przemijanie wydaje się być jedynym ocaleniem. W tym powinien przejrzeć się człowiek, w wiecznej nietrwałości.

Aleksandra Słowik „Pomiędzy kwartałami śpieszył się i zwlekał”, Oficyna Wydawnicza ŁOŚGRAF, Warszawa 2013, str. 96

Anna Łozowska-Patynowska

 

 

Przeczytaj też na naszym portalu wiersze A. Słowik (dział „poezja”), a także omówienia wcześniejszych zbiorów poetyckich autorki: Jednoczęściowy wierzchni strój kobiecy (2010), Kolejność stron (2011) oraz Sakwojaż Penelopy (2012)