Henryk Waniek „Notatnik i modlitewnik drogowy. 1984-1994”, Wydawnictwo FORMA i Dom Kultury 13 MUZ, Szczecin 2013, str. 144
Anna Łozowska-Patynowska
WANIEK JAK SCHULZ?
Na samym wstępie należałoby się zastanowić nad tytułem nowego zbioru Henryka Wańka Notatnik i modlitewnik drogowy. Tytuł został doskonale dobrany do tego, co znajduje się za nim, czyli do całości tekstu. Najistotniejsze dla autora jest obranie drogi i podążanie nią. Waniek myśli tu chyba o świadomie podjętej decyzji, o kierunku, w którym ma zmierzać. Wydaje się jednak, że nie współgra to z kompozycją tego zbioru, która w dużej mierze jest fragmentaryczna. Jak wspomnieli już inni recenzenci Notatnika..., z czym także w pełni się zgodzę, poetyka tego tekstu sprowadza się do kompozycji silva rerum. Nie powoduje to jednak chaosu.
Sposób wypowiedzi zastosowany przez autora tekstu, moim zdaniem, przedstawia się jako realizujący figurę rozpleniającego się na różne strony kłącza, jak u Deleuze’a, czasami nawet rozrastającego się w nieskończoność. Różnica między gatunkiem silva rerum a konstrukcją kłącza polega na tym, że w pierwszym przypadku nie jesteśmy w stanie ustalić punktu wyjścia wszystkich sprzecznych ze sobą myśli, podczas gdy w drugiej sytuacji różniące się od siebie szczegółowe przedstawienia można sprowadzić do jednej naczelnej idei.
W Notatniku... miejscami można faktycznie natrafić na nieprzystające do siebie obrazy, współtworzące większą część tego tekstu. Ale zbiór tekstów prozatorskich i lirycznych można potraktować jako całość, w której dominują zapisy asocjacyjne, przedstawiające tematyczne paralele.
Ponadto formuła notatki, użyta przez Wańka, każe nam wspierać tezę o jednolitości myśli tego artysty. Gdybyśmy potraktowali utwór jako notatnik właśnie, wtedy mielibyśmy przed sobą nie szereg niespójnych myśli, ale schematy, wizje, wyobrażenia dotyczące jednego człowieka, osoby, która pisze i „zlepia” ze sobą te notatki. Narrator, czy może precyzyjniej, komentator we fragmentach tekstu opowiada o pewnym „wędrowcu”. Być może właśnie ta osoba jest przewodnikiem po gąszczu mikroopowieści o otaczającym go świecie. Przedstawia, wypowiada ten świat niekiedy w bardzo lapidarny, choć wymowny sposób, jak w wierszu haiku, gdzie bohater nazwany został „wieczornym wędrowcem”. Krótkie haiku, w formie wyjściowej, jest zapisem kwintesencji uczuć i myśli a przede wszystkim ludzkiej wrażliwości na naturę. U Wańka faktycznie spotykamy się z wrażliwością, ale zupełnie innego rodzaju.
W trójwersowej formule zamyka Waniek serię wyrzutów i pretensji wobec życia i związanej z nim przyrody. Humor Wańka w wielu miejscach jest bardzo specyficzny. Autor tekstu demaskuje naiwny sposób patrzenia na rzeczywistość. Jego zdaniem jest ona bardzo gorzka i tylko jej przedstawienie w krzywym zwierciadle, zdeformowanej bądź czasami kalekiej, jest ilustracją w pełni prawdziwą. Zatem autor stara się być bardzo bezpośredni, nawet wtedy, gdy pisze: „Odgryzł kawałek klamki. W takich wypadkach mówi się: pocałował klamkę”.
Wracając jednak do wcześniej wspomnianego fragmentu haiku Wańka, „wieczorny wędrowiec” wykorzystał strofę haiku jako szablon do odbycia swojej karkołomnej modlitwy. Okazuje się jednak, że jego modlitwa jest jeszcze nieudolna, że zahacza o profanację. Być może zdeptanie tradycyjnej formy zbliży go do celu wędrówki, do kresu, który nazywa granicą wytrzymałości. Ta przedziwna, prywatna modlitwa Wańka udowadnia, że on po prostu nie umie się modlić. Zatem cały czas w swoim modlitewniku szuka formuły zastępczej, która umożliwi mu, choć przez chwilę, naśladowanie tego procesu.
W końcu warto także wyjaśnić, dlaczego modlitwa jest dla Wańka aż tak istotna oraz co ona desygnuje. Modlimy się po to, aby za coś podziękować lub też w tym celu, aby o coś prosić. Waniek nie wydaje się stosować ani do pierwszego ani do drugiego szablonu. Modlitwa staje się u niego próbą zrozumienia świata, który utracił już sens bądź rzeczywistości, która zaraz nadejdzie, stanie się na jego oczach wraz z nowym sensem.
Opowieść, snuta przez Wańka, dotyczy wizji świata, spojrzenia na rzeczywistość, którą autor tekstu stara się stworzyć. Składa się na nią refleksja o przeszłości i związane z nią strzępki wspomnień, jak na przykład „Modlitwa nad miską wołowiny z grochem” oraz to, co przedstawia nam osoba narratora-autora kształtująca swój świat wewnętrzny w chwili obecnej.
Być może powinniśmy potraktować Notatnik i modlitewnik drogowy jako rodzaj dokumentu osobistego, który skierowany jest nie tylko na samego autora tych myśli, ale przede wszystkim na jego czytelnika. Waniek pisze jednak nie tylko notatnik i modlitewnik, ale nowoczesną księgę rodzaju, w której, tak jak niegdysiejszy Schulz, pragnął odrysować swój system wartości oraz zbudować sobie świat, w którym będzie czuł się bezpieczniej niż w rzeczywistości obecnej i minionej.
Waniek stwarza swoją nową rzeczywistość na archetypie księgi wyniesionym ze Sklepów cynamonowych oraz Sanatorium pod klepsydrą. Podobnie jak międzywojenny twórca, współczesny autor tworzy model mitograficzny, wszechogarniającą zasadę świata, która sprowadza się do wizji księgi, sumującą jego poglądy, będącą właśnie ideą przewodnią, o której pisze: „Książka ta jest dziełem fachowca (…). Podobno wcale niezła. (…) Lecz byli też przeciwnicy. Kręcili nosem na nadmiar teorii i zbytnią ogólnikowość”.
Znaków drogowych i wskazówek, w których spotykamy metaforę drogi i księgi jest u Wańka o wiele więcej. Tak samo dużo poczynił autor aluzji, być może nieświadomych, do prozy poetyckiej Schulza. Jednak trzeba być uważnym, by je odnaleźć. Na przykład owa „książka”, o której pisze Waniek, jest takim samym punktem odniesienia, jak dla Schulza, gdzie jego księga bywała po prostu zwykłą gazetą. Jednocześnie księga była czymś więcej, bowiem uznana została za „traktat” i to słowo padło także u Wańka. Aż wreszcie ta rozprawa filozoficzna może stać się, jak u prozaika dwudziestolecia, nowoczesną księgą rodzaju, a dokładniej „modlitewnikiem drogowym” otwierającym wszystkie drogi dla czytelników-podróżnych, metafizycznym traktatem o człowieku, który daje się czytać na rożne sposoby oraz, co chyba staje się najważniejsze, notatnikiem, czyli konstrukcją, zbiorem luźnych zapisów, które należy poddawać wielokrotnej i nieskończonej lekturze intertekstualnej. Bowiem przyznać należy, że ten utwór sam prowokuje do tego, by w ten sposób go traktować. Jest bowiem wielowymiarowy.
Tekst Wańka jest tekstem o tekście. Na kartach Notatnika... pojawia się wspomnienie utworu o tym samym tytule. Napotykamy zatem na fragment, w którym Notatnik i modlitewnik drogowy został cudownie ocalony z płomieni, tak jak powieść Mistrza z tekstu Bułhakowa („Wydłubałem sobie z kupy popiołu nadpaloną tekturową teczkę z nikłymi resztki zawartości. Zdusiłem żarzący się rożek jakiegoś arkusza. (…) Z trudem rozpoznawałem własne słowa, niegdyś na tych papierach zapisywane. (…) Oczywiście, że śmieci”. To porównanie świadczy o tym, że struktura Notatnika... może zostać uznana za kompozycję szkatułkową. Poza tym Waniek na pierwszym miejscu stawia autoteliczność, to znaczy, jego literatura jest o jego własnej literaturze. Stąd tak często pojawiają się u niego takie odwołania. Ponadto pojawia się tutaj pewna wątpliwość. Literatura może okazać się bezużyteczna. To śmieci, resztki, odpadki, na których pojawiają się drobne cząstki autorskiej wyobraźni.
Tekst Wańka należy właśnie skonfrontować z takim ujęciem. Literatura to kreacja, ale mająca swój cel, niekiedy podszyta mitem, trafną metaforą, realizującą jakiś temat czy motyw, z którym, z reguły, autor stara się polemizować. Literatura ma zwracać uwagę na siebie samą swoją trafną konstrukcją przemawiającą do czytelnika bądź strukturą rzekomo nieczytelną. Jedyne, co z takim tekstem na zrobić czytelnik, to go czytać, poddawać go powtórnej lekturze.
Notatnik... w wydaniu Wańka nosi znamiona tekstu autobiograficznego. Wskazywali na to parokrotnie recenzenci, znający lepiej lub mniej życie autora. Podążając jednak za tą myślą, należy powołać się na sobowtórowy charakter zapisu Wańka, dwoistość jego osoby, rozłożenie jego tożsamości na siebie, czyli piszącego tekst, i Notatnik..., który jest wariantem istnienia tego, kto tekst tworzy. W Notatniku... czytamy: „Mam wrażenie, że z niektórych podróży w ogóle nie wracam do domu. Robi to za mnie wymizerowany sobowtór, podczas gdy ja sam zostaję do końca życia na dworcu w Heidelbergu, na plaży w Ventimiglia (…). Bywa, że telefonuję do siebie ze świata. (…) Chciałbym się dowiedzieć, co się ze mną dzieje. A tymczasem pozostaję z poczuciem niedoinformowania. Nie wiem, gdzie właściwie jestem”.
Opisany człowiek żyje w poczuciu zagubienia, jest rozbity, pofragmentowany, tak jak jego tekst, który tworzy. Żyje bowiem podwójnie, jako on i tekst, który ma kamuflażową postać tekstu w tekście, zatem nie jest w stanie ustalić miejsca swojego bytowania. Paradoksalnie, fragment tekstu zastępuje mu istnienie. Jego podróż jest wieczna i jest jedyną możliwością przedłużenia jego egzystencji. Poza tym jego byt jest również rozchwiany czasowo, bowiem sam pisze: „Za jednym razem bezceremonialnie zabiera się godzinę życia; za drugim razem taką samą godzinę wciska, choć nie wiem, co z nią zrobić”.
To kolejny czynnik łączący Schulza i Wańka, rozchwianie czasowo-przestrzenne rzeczywistości, którą autor kreuje. Bohater tekstu żyje w świecie zbyt szybko mijających godzin bądź minut rozwlekających się w nieskończoność. Jego świat wydaje się prowizoryczny i niepewny, ale to tylko jego rozgoryczenie sprawia, że tak go pojmujemy. Tak jak Schulz, Waniek przyznaje: „Żyjemy w realnej nadrzeczywistości!”.
Zatem stworzona przez niego przestrzeń to jego własne realia, jego surrealistyczno-barokowy wariant istnienia, który możemy pojąć tylko wtedy, gdy nauczymy się go czytać wielopłaszczyznowo.
Henryk Waniek „Notatnik i modlitewnik drogowy. 1984-1994”, Wydawnictwo FORMA i Dom Kultury 13 MUZ, Szczecin 2013, str. 144
Anna Łozowska-Patynowska