Stefan Pastuszewski "Proboszcz", Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2005, str. 132
Wanda Skalska
Stefan Pastuszewski – jak informuje w posłowiu Bogdan Szutowski – pisze szybko i wydajnie. Właśnie ukazała się kolejna książka bydgoskiego autora, pt. „Proboszcz”. Tym razem jest to proza, którą trudno formalnie klasyfikować. Bo łączy w sobie cechy i powieści tradycyjnej, i pamiętnika, i nibyeseju. Nie będąc w istocie do końca żadną z tych form. Zatem nowela postmodernistyczna? Chyba tak, skoro narrację fabularyzowaną gęsto inkrustują cytacje oraz zapożyczenia.
Rzecz jest o duszpasterzu potykającym się z rzeczywistością początku naszego stulecia. Doświadczony ksiądz - konkretnie proboszcz niewielkiej parafii - ma kłopoty z identyfikacją, natręctwem ludzkich słabości, z kurią, z parafianami wreszcie. Również Kościół, postrzegany jako strażnik Doktryny, wydaje się tu instytucją zmurszałą (przynajmniej w sensie hierarchicznym). Meandrami snująca się opowieść jest po trosze intymną spowiedzią, po trosze próbą autoanalizy.
Wszystko zaczyna się od skupu makulatury, gdzie znalezione zostają ręczne zapiski duchownego. Nie wiadomo dlaczego je wyrzucono. Ów rodzaj intymnego dziennika wpada w ręce wydawcy, który decyduje się na publikację – bez skrótów lub innych redakcyjnych ingerencji. Dzieje się tak, gdyż wydawca jest przeświadczony o wyjątkowości znaleziska. Postrzega w spisanych wyznaniach kapłana szczególne świadectwo czasu. Relacja ta jest ważna, „bo – jak czytamy we wstępie - syntetycznie i detalicznie zarazem, czyli zrozumiale dla każdego, ujmuje rzeczywistość polskiego Kościoła i społeczeństwa na początku tak bardzo rozchwianego XXI wieku. No i ukazuje wnętrze człowieka, jakże prawdziwego człowieka, którego los albo Bóg (zależy w co kto wierzy) obsadził na scenie tego świata w wyjątkowej, bo kapłańskiej roli.” Tak nam przynajmniej daje do zrozumienia narrator-wydawca.
Daleko jednak tej autoanalizie do pogłębionej refleksji Chrystusowego Żołnierza (dobrze oprawionej literacko) – jaką znaleźć możemy na przykład w twórczości G. Bernanosa. Opowieść S. Pastuszewskiego wydaje się sztuczna, by nie rzec drewniana. Decydują o fiasku nie tylko bryki myślowe rodem z powierzchownych mediów, ale też uproszczenia psychologiczne, rozchwiany język, stylistyczny bałagan i nadmiar koturnowości.
Przykra sprawa. Trzeba wiele czytelniczego samozaparcia, by do finału „Proboszcza” dobrnąć. Stanowczo autor zgubił szansę tak nośnego pomysłu.
Latarnia Morska 2/2006