Not disturb, Rozmiar dwadzieścia osiem, Najpiękniejsza kobieta w Warszawie, Pokwitanie, ***("Między twoimi udami trochę jak dziwka...") i inne wiersze
Hanna Dikta
NOT DISTURB
Leżymy w satynowej pościeli, na klamce zawieszka, w radiu Laforet.
Kładziesz ręce na brzuchu. Dotknij tu i tu, i tutaj, proszę.
Nawet pies tak mi nie ufał, mówisz, oplatając szyję.
Leżymy na gołych deskach, woda uderza o burtę. Obite jabłko smakuje
twoją śliną i petem. Nieporadnie ssę poplamiony atramentem palec.
Jest zimno, więc pożyczasz mi kurtkę, grzejesz kawę na denaturacie.
O północy nie mijam portiera, nie dociskam gazu,
nawet nie muszę poprawiać poduszki. Zgrabiałymi dłońmi
odczepiasz łódź od pala, bierzemy kurs na Bornholm
ROZMIAR DWADZIEŚCIA OSIEM
Tamtej soboty długo wszystkie przytulałyśmy dzieci.
Nawet Tereska odwiesiła pasek i uklękła z małym do pacierza.
Paląc przy trzepaku, przełykałyśmy łzy zamiast kurew.
W niedzielę przyjechała telewizja. Głupia Iśka pokazała bucik,
który wzięła z ulicy - zakurzony sandałek z rdzawą kropką na klamerce.
Jeszcze przez kilka dni ustawiałyśmy świeczki przy krawężniku,
omijałyśmy z nabożnym lękiem plamę z piasku.
Wkrótce wiosenny deszcz spłukał ją do studzienki,
a dzieciaki znów zaczęły grać w klasy na asfalcie
NAJPIĘKNIEJSZA KOBIETA W WARSZAWIE
Hannie Golde
To nic, że ślina, mocz, piersi jak zwiędłe papierówki.
Ważne, że uśmiechasz się już tylko do mnie -
wargi zabawnie kleją się do dziąseł, obnażają zęby.
W Kameralnej wciąż słychać tupot twoich nóg,
tańczących kankana, wieszak czerwieni się lisią czapką,
ale antyczne krzesło przy lampie zajęła już inna Hanka
i to ona wypija co wieczór malibu z syropem Grenadine.
A w naszym domu cicho, kurz zarasta szyby.
Bez kształtu, zapachu i smaku nareszcie jesteś moja
POKWITANIE
Czasem jeszcze wiąże zielone sznurówki,
nadmuchuje balony i wypełnia policzki grzechotem lentilek.
Niezdarnie wczołguje się pod spódnice matki,
ale zawieszone na krzesłach nie pachną już majerankiem i miętą.
Coraz trudniej udawać, że nic się nie stało -
nie położył się na niej i nie zaczęła śnić kolorowych zygzaków,
podróży na diabelskim młynie.
Rośnij, krzyczał, rośnij! I trzymał mocno obolałe ręce,
rozciągające się kości i stawy. Śmiała się, kiedy meszek
łaskotał pachwiny, a sutki przebijały dziecięcą piżamę.
W drodze do domu wyrzuciła blaszany bębenek.
Dorosła wystukuje melodie udami,
nadal sprytnie umyka śmierci
***
Kiedy brała mężczyznę w usta,
brała cały świat.
L. Żuliński "Hostia"
Między twoimi udami trochę jak dziwka,
bardziej jak dziewięciolatka czekająca
z przejęciem na pierwszą komunię.
Czułam nawet zapach kadzideł i łagodny wzrok
marmurowego Chrystusa na włosach.
Potem już tylko coraz głośniejsze stukanie
kołatek, wirujący na języku kosmos
ZA MOSKITIERĄ
Robisz to ukradkiem, przy matce drzemiącej w wiklinowym fotelu.
Początkowo z wahaniem, potem coraz szybciej, coraz bardziej bezwzględnie.
Jakbyś chciała przebić te wszystkie kolorowe baloniki, kwiatki na tapecie.
Wydłubać oczy uśmiechniętym bezrozumnie misiom.
Masz tylko to – powieki pełne plastikowych doboszy.
Wygrywają na bębnach coraz to szybsze melodie, wyginają ciała w coraz to innych pozycjach,
a ty czujesz się jak w sobotnie poranki, gdy rozkołysanym krokiem
opuszczasz targowisko, ciężka od zapachu melonów i cytryn.
Rumieńce tłumaczysz gorącem, lepkie palce zapomnianym lizakiem,
który matka kilka dni wcześniej wsunęła ci pod poduszkę
PROŚBA
Nie chcę już dłużej uciekać. rozpędzać się na oblodzonym
parapecie, huśtać pod linami wysokiego napięcia. Objadać
życiem na stojąco, parząc tłuste palce. Potem wymiotować
w plastikowy kubek i znowu stawać w kolejce do lady.
Zamiast pocałunku – seks, zamiast snu - drzemka na peronie,
nawet książki czytam cztery jednocześnie.
Z trotylem pod abayą nie można przecież zwyczajnie
przechadzać się po parku, lizać lodów w wiklinowym fotelu.
Rozbierz mnie wreszcie. Do skóry, włosów, bieli paznokci.
Krzyku tłumionego zapinką zegarka. Wyjmij z ręki granat,
zatrzymaj
Hanna Dikta
portal LM, czerwiec 2012
ZNAKI
tego lata czytałam Kena Wilbera
zła lektura na wczasy mówiłeś
mimo to spakowałam książkę
w lesie za Wierzchucinem potrąciliśmy sarnę
a po pani Alinie zostały w pensjonacie tylko fotografie
tego lata wieś była pełna duchów
muszle na plaży bielały jak kości
ATLANTA W OGNIU
tak Scarlett
czasem zaczyna się kochać
dopiero na ostatniej stronie
kiedy on zakłada kapelusz
a ty stojąc u szczytu schodów
powtarzasz głupio
pomyślę o tym jutro
jakbyś do miłości potrzebowała
burzowej nocy
szeleszczącej czarnej krynoliny
i śmierci dziecka
w takich chwilach świat mnie się
niczym makieta z kolorowego papieru
odpadają cekiny serpentyny
weneckie maski
i zostaje kawałek drewna
długi kuchenny stół
przez który pierwszy raz od lat
patrzycie sobie w oczy
BASIA – AWANTURY NIE BĘDZIE
jakie to uczucie powiedz
kiedy zatrzaskują się kolejne drzwi
z otwartych nagle dłoni wyślizgują szklane kulki
a u nadgarstków zwisa coraz więcej
postrzępionych nitek
przyjaciółki zdradzają sekrety
angielskim kochankom
i nie ma już do kogo wysłać sentymentalnego SMS-a
w noworoczny poranek
jakie to uczucie
kiedy pękają powoli wszystkie koła ratunkowe
i zostaje szara sukienka
zniszczona tekturowa tabliczka
na której zamazał się adres
BLEF
kiedy na siódmym piętrze ligockiej kliniki
wycinali ci raka
odbierałam nagrodę za opowiadanie
Moje śląskie korzenie
jury nie zorientowało się że jestem Ślązaczką
dopiero w pierwszym pokoleniu
a pradziadka powstańca
wymyśliłam kilka tygodni wcześniej
przy„chrzczonym” winie babci Jabłońskiej
od tamtej pory ciągle zmyślam jakieś historie
najczęściej opowiadam o tobie
masz siedemdziesiąt lat prawdziwe włosy
i rozłożystą spódnicę
pod którą zmieściłyby się
wszystkie moje dzieci
MIRABELLE
najbardziej lubię Śpóźnionych kochanków
mówi i pochyla się żeby znaleźć książkę
od lat przywiązana do bibliotecznej lady
kaflowego pieca który nie daje dość ciepła
i transmisji mszy z pobliskiej Kalwarii
z siwymi lecz wciąż zakręcanymi na wałki włosami
czeka na swojego malarza
będzie gotować mu déjeuner
badać palcami fakturę obrazów
i co noc umierać z rozkoszy
na wymoszczonej gołębim puchem kościelnej wieży
BLOK V (II)
Przebudziły mnie
zabrudzone przez ptaki
szpitalne parapety
noworodki układane równo
w piwnicznym składziku
zjedzie pani na minus jeden
tam przy toalecie
wisi kartka
i ta mała z krzesełka obok
uparcie przystawiająca
do wyschniętej piersi
sto dekagramów
Szczęścia
Hanna Dikta
portal LM, styczeń 2014
Przeczytaj też w dziale "proza" opowiadania H. Dikty, a także recenzję jej debiutanckiego zbioru wierszy Stop-klatka (Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2012) pióra Wandy Skalskiej („port literacki”)