Moim poetom, ***("Pamiętam jak wrzesień przemieniał się..."), 1. ***( "Obracam lekko cień kuli...") - i inne wiersze
Agnieszka Wesołowska
MOIM POETOM
Chcecie żebym napisała
o waszych porankach o robieniu zakupów
o łażeniu po płotach i o tym
jak składacie ikrę siedzicie na piecach
lub odlatujecie do ciepłych krajów
tylko że dałam słowo milczeniu
cichemu mruczeniu wielkiej niedźwiedzicy
śpiącej w niebieskiej gawrze
przyrzekałam innemu pięknu
zmierzchom co nie usypiają
świtom co się nie budzą
obiecałam dać znak
szukającym własnej mowy
nie piszę o moim stuleciu
bo go nie rozumiem
podobnie jak nie zrozumiałam
żadnego innego nigdy też
nie próbowałam lepiej poznać
żyjących poetów
bliskie mi są pewne
pikantne szczegóły z dziejów świata
o których szepczą wtajemniczeni
jak choćby łoże śmierci
dlatego mogę być dzieckiem
wielu epok
żyjemy w innych językach
a więc w innych czasach – w innych
czasach teraźniejszych
a także przeszłych i przyszłych
idę i klęczę prawdopodobnie
w języku jidysz
piję po staropolsku
płaczę tak jak płaczą zwierzęta
to wszystko co umiem powiedzieć
ja wróciłam z ciężkiej wojny
która się nie rozstrzygnęła i nie rozstrzygnie
dlatego nie jestem
zbyt wzniosła ani zbyt upadła
nie mogę też znaleźć złotego środka
być może go nie ma
na pewno nie jest złoty
jakeśmy to łapczywie ujęli
nie mam żalu
wierzę że chciałeś dobrze
drogi Zenonie
ale myślę że współcześni chrześcijanie
zetną twoją spokojną głowę
świat się rozrósł matematyka zawiodła
ludzie trochę inaczej pojmują spokój
na szczęście w głębi duszy
brzydzą się krwi i trupów
po prostu się brzydzą więc możliwe
że jesteś w moich rękach
a ja wróciłam z ciężkiej
bardzo ciężkiej wojny
wiesz co
do końca świata
najbardziej będzie bolał
prawdziwy sztylet w prawdziwym sercu
jest to jakaś pociecha
dla filozofów poetów obłąkanych
wdów i skrzywdzonych matek
jakże oni by chcieli
nie wytrzymać
swoich ciężkich losów
a żyją żyją jak inni
skończy się ta zwrotka
i wszyscy się rozejdą
usłyszą podobne słowa
i nawet ich nie zauważą
dlatego czasami piszę wiersze
***
Pamiętam jak wrzesień przemieniał się
w październik
trwało to bardzo krótko
na poddaszu w sąsiedztwie
rozbłysło na chwilę światło
nie potrzebowaliśmy innych znaków
prócz tego co zostało z ubiegłej jesieni
miłość nietoperzy nabrała barw
poturlała się z wiecznie zielonej góry
jak owoc żywota
listopadowy chrust
bujnie porastał wyludnioną ziemię
słońce bez litości
piękniało nad nami
bez litości zmiłował się
nad nami sam Bóg
kiedy zimą zjeżdżaliśmy na sankach
z Golgoty
***
1
Obracam lekko cień kuli
moimi ziemskimi palcami
przyturlał się sam odszedł
od wazonu na wystawie za rogiem –
z miejsca w którym nigdy
się nie pojawiłeś
po latach napisałeś list
wielkimi dziecinnymi literami
bez wiary bez polotu
tak zostałeś moim aniołem
jak zostaje się notariuszem lub sprzedawcą
z udawaną radością że wreszcie
można robić coś prawdziwego
2
Świat przebrał miarę
z ludzkich rzeczy
została tylko piłka o zbyt wielkich oczach
chłopca którego też może już nie ma
a przecież zgaduję ciągle to dziwne istnienie
jego cień chowa się w świetle
zlęknionego ciała
skąd się biorą kaniony wodospady
gołębie i antylopy
chciałabym zgrzeszyć tak mocno
żeby zbawić świat
dać mu świerszcze źródła
mannę i opał na zimę
3
Traktaty mistrza Eckharta
Psalm czterdziesty drugi
i Cztery pory roku
są o tym że w naszej sypialni
pod oknem jest szafka z bielizną
w kredensie kilka filiżanek
w biurku zszywacze notesy
słowniki języków obcych
całe nasze życie jest podręczne
galilejsko-oświęcimskie
niezrozumiałe do końca
więc i nieprzekładalne
na inne żywota
język to najpewniejszy znak
dany nam z nieba
całą resztę opowiem ci
kiedy już odejdziesz
nasze tajemnice są niewysłowione
dlatego musimy umierać -
to przywraca nam wiarę
że nie ma słów żadnych
nie tylko właściwych
mimo to moja powieść o Marii Magdalenie
(której nie zdążyłam napisać)
istnieje tak samo jak powieść o Jeszui Ha-Nocri
Mistrza który nie istnieje
ta historia składa się ze świata
jak świat z tej historii
dlatego jesteśmy sobie
przeznaczeni i sobie wydarci
nie możemy milczeć
wszystkim naraz
nie możemy nie istnieć
tylko jakąś cząstką.
niech nasze rękopisy
przeprowadzą nas
przez dzieło stworzenia
portal LM, styczeń 2012
***
Byłam primadonną
wysokopienną diwą szyszką lotosu
nieistniejącą w przyrodzie odmianą
figowego listka na ustach
chciałam rozkochać
świętego Szymona Słupnika
w pięknej Marilyn
chciałam nie pisać
aby dochować
wielkiej tajemnicy wiary
nic mi się nie powiodło
wszystko rozgadałam w wierszach
czy chociaż ktoś to usłyszał?
PIEŚNI OSOBLIWE
I
o czym zapomnieć mam ci rzeko
byś się tak głośno nie błąkała
po widnokręgu snu i trwania
kiedy przychodzę ci tak lekko
tak prosto dziejesz się bym była
zawiła tobą i trzcinami
wyrzecz to teraz między nami
dlaczegoś wtedy nie płakała
ja ci zaszumię po swojemu
o potajemnych moich ujściach
ja cię roztrwonię – ty mnie przemódl
na biały wiersz w złocistym stawie
pieczony w pocie w szczęściu w znoju
dla twego głodu…
II
A co jeśli przyjdzie nam żyć
naprawdę i bez wątpienia
Czy świat haftowany krzyżykiem
będziemy zmieniać?
Tak prosto jest nam zatańczyć
napisać wiersz zagrać w karty
Czy róża w życie upięta
nie jest na żarty?
Mam kilka cennych przenośni
i bardziej lubiane kwiaty
Czy czasem nie jest za głośno
gdy gryzę kraty?
Widziałam dzisiaj świerszczyka
próbował ograć swój czas
Czy miłowanie być może
gdzieś w nas?
III
Rynsztok słowotok
co to za różnica
byle była piękność
kruczoczarna cierpka
Kiedy palnę głupstwo
to się zakotwiczam
w krajobrazie chętnym
do dalszego trwania
Więc jestem
prosto z mostu
bo śmierć mnie unika
Więc jestem
prostopadła
od deski do deski
***
Zazwyczaj mieszczę się na jednej stronie
jak Calineczka mieściła się
w doniczkach w łupinach
co prawda mogłabym
być jej matką
chociaż nie wiem nie wiem
tamtej kobiecie
nie było chyba lekko
powietrze czasem jest strome
i wtedy nie wiadomo nawet
jak westchnąć
widzisz ja jestem
gotowa tylko na życie
dobre lub złe
bajka przerasta
świat mój sklecony z ziemi
spada mi na czoło
***
Mam taką werandę na którą często wychodzę
żeby popatrzeć na wszechobecną drogę
ludzi zwierząt i kamieni
na drogę o której słyszałam od zawsze
mówili o niej że jest taka owaka
że można wejść na zejść z
ale ja widzę kurz jaszczurkę
słońce w październiku drzewa
to typowe dla poetów
zwłaszcza dla poetek
one nie rozróżniają
dobra i zła
noszą kapelusze w fabryce codzienności
dziesięć poniedziałków obiadokolacje
zestaw do manicure zestaw sztućców
i jeszcze obowiązkowa mityczna histeria
poza tym cały ten cyrk nienawiści
wmyślanie kotom
wymyślanie mężom
wymyślanie wierszy
więc widzisz muszę być silna
żeby zasłabnąć wtedy
gdy jest najprościej
rozumiesz muszę być głucha
żeby wreszcie usłyszeć
jak śmieje się koń
na tej werandzie o której ci mówiłam
są sznurki rozwieszam na nich
wszystkie welony moich najczystszych miłości
dam ci jeden
jak krzyżyk na drogę
na tą drogę z jaszczurką
ODA DO MŁODOŚCI
I
Jeszcze długo nie obudzę się stara
nie usłyszę echa co umie powtórzyć
słowa niewypowiedziane
jeszcze długo nie zaboli mnie
przejmujący chłód
pod moim nieugiętym kolanem
ale nagle brzęk sów
jak parasol z kart
na jesień życia
i te pohukiwania
brzmią już od czasu do czasu
w nocnym pociągu
taka jest podróż mojego życia
jeszcze długo nie będę żałować
że jestem kobietą
lekkich piór
wyrwij mi jedno z nich
a upadnę
wszystkimi naraz słowami
do stóp
które idą przez most
mojego brzucha
II
Najlepiej rozumiem teraz
niespełnienie
dlatego właśnie o nim powinnam
pisać w swoich wierszach
przeszyta strzałą Tanatosa
pod jego czarnymi skrzydłami
stawiam pierwsze kroki
na deptaku szczęścia
nie jest to żadna elegia
to co wyprawiam
po godzinach życia
w knajpie wschodów i zachodów
gdzie roznoszę niecodzienne gazety
w których piszą
zamienię się na mniejszą miłość
oddam czułość w dobre ręce
napełniam kielichy i czary
biorę napiwki odkładam
na purpurową godzinę
na witraże
nie jest to żadna elegia
żadne odchodzenie
w niepamięć trawy
ani bose bieganie
po skoszonej łące
to tylko
łapanie oddechu
przy skruszonym
przy nieobecnym
Agnieszka Wesołowska
portal LM, lipiec 2012