***("Mityczny kraj..."), Spowiedź, Krok dalej, Zakręt, *** ("o tak..."), Odlot, Dlaczego?

Kategoria: poezja Opublikowano: sobota, 09 maj 2015 Drukuj E-mail


Jan Hyjek


***

Mityczny kraj

gdzie nie mają granic

nadzieje dzieciństwa

 

a ludzie

bez śmierci przyczajonej w cieniu

bez szpitalnych korytarzy w beznadziei

uśmiechnięci

 

ty

co możesz tyle ile zdołasz wytęsknić

wracasz?

 

o tak

trzeba się wypętlić i wracać

bo nigdzie nie ma jaśniejszych gwiazd

 

 

 

 

SPOWIEDŹ

mojemu Iwnu

...Najpiękniejsze są   bajki o tym,

że byliśmy kiedyś mali,

najpiękniejsze są te powroty,

które wiodą nas najdalej...

 

biłem pięścią w szczaw ściśnięty z łąki

pluły palce pestką mirabelek w szyby

darłem skórki głogu

z dzikiej róży wiatrów niejasno wróżyłem

wyjadając na surowo grzybiarzom

dziewicze pieczarki jak talerzyki białe

podpalane z serwisu na serwecie padoków

przelotem końskich kopyt nietkniętymi

i ocierałem krew na palcach sierpnia

draśniętych kolcami jeżyny w dusznym jarze

i wyłuskiwałem butem z ziemi orzechy

łupane kamieniem w przymrozku zazdrości

wiewiórki na gałęzi modrzewia i szukałem

zajęczego ziela wyszukanej potrawy

dzikich dzieci z kluczem otwartego serca

i ona była udziałem spierzchłych warg

a pod czułym językiem sepleniła czysta woda

z kałuży obok której żółw w cieniu łopianów

nierealny tutaj (błotny?) szedł widząc

we mnie swego bo kwiliłem z wilgą

kiedyś

ja

przydrożny kwiat

 

 

 

KROK DALEJ

kiedyś

dowiedziałem się o platanie

zdzierając schodzącą opaleniznę

widziałem nagą na grobli nie spłoszoną

jak we śnie ślepłem kiedy rodziła się z wody

odtąd nie miałem już nocy spokojnych

a drżenie silników traktorów

i latających po niebie grzmotów ciętych

skrzydłami jaskółek

budziły mnie jak zimne stukanie w piec kaflowy

pogrzebaczem rano z obietnicami

trzaskających szczap że się rozgrzeje pokój

kiedy poznałem odzierającego z futer

wiewiórki

spopielałem zgrozą i otwierał

strach przeczucie że to dopiero początek nowin

i kruszenia skorupy złudzeń

ujrzałem wypalone ściany i wypadki śmiertelne

więc wybiegałem w ciepłe spojrzenia

ludzi

którym ufałem

abym nie został odarty z drżącego błękitu

 

 

ZAKRĘT

kałuża powiodła odpływem

w meandry szpitalnej nudy

mirabelki ciągle jeszcze dojrzewały

w moim rozsądku a białe zawilce w parku były

pod ochroną jak moje ciało

w klatce izolatki z nagą pamięcią na grobli

a w stukocie serca wyła moc silników

i śmigieł w zapachu pąsowej róży

duszącej zapach leków

unoszący z bieli sufitu ponad padoki

raj koni grzybiarzy i matki

zapomnianych dzieci z przymkniętym

okiem losu drwiącym z zajęczego ziela

i tęsknoty do organów grzmiących

w kościele na wzgórzu i do sióstr moich

i do drzwi z trudnym do otwarcia zamkiem uczuć

skrytych wewnątrz skórzanej kurtki ojca

kluczem prawie wielkości dłoni

i do Lusi siedzącej na ciężkim biurku

srebrna szpilka z diamentem pośród pieczątek

i dwukolorowych kopiowych ołówków do lizania

zdmuchniętych przez przeciąg

z zatrzaśnięciem drzwi do jasnych pokoi

a tylko wielogodzinne jęczące przemowy

łysego kacyka mieszały w głowie niektórym

i nie zwracali uwagi ani na Lusię

ani na blask moich oczu pełnych życia

jak ocean nadziei

 

***

o tak

pływałem w purpurze pod bukiem

galeony liści puszczałem strugą ciosaną

w ziemi ciętej miedzianą konewką na mleko

aż wytrysły między płynną siecią wyspy

niczym niezmącona wdzięczność

że znalazłem muszlę ostrygi

gdy na kakao się tarło cegły

i spożywało w marzeniach pustego przełyku

chwila po chwili zachłannie w zapachu spirei

jedna po drugiej w myśli o następnej

 

o błogosławieni

gdy im te chwile nadały

w myśleniu lot trzmiela w półcieniu

 

 

 

ODLOT

odlot dał okazję

by wracać nieustannie

już wyspowiadał się dom

co do mebla garnka i widelca

zginęła złota szpilka jak pogłos kuchenny

w głosie matki

ciężarówka postanowiła że pomieści

to wszystko co w nas

sandały trafiły na strychowe niebo

na wieczne zapomnienie bezdroży

a

spać

poszła jawnogrzeszna ciekawość

nowego miejsca

po stopniu pierwszym do piekła

w sen pusty jak przyszłość

co nie wróżyła nic pewnego

życie

zatarło te miejsca zaporą czasu

jak łzawiące oko

brudną łapą

 

 

DLACZEGO?

Bo najpierw myślałeś

jest co jest za darmo dostałeś

a potem zabrali

i płać

za wszystko

na co sobie nie możesz pozwolić

oszukali

kto mówił że będzie mądrze

i zgodnie z logiką

i dobrze

czy nie widziałeś odzieranych stworzeń

z wszystkiego

nawet z racji bytu

 

jest gorzej

gdyby nie nadzieja na trzmiela

w zwiewnej przestrzeni raju gdyby nie gdyby

i konieczność bycia dla innych

by nie wariowali na widok pająka

który umiejętnie wsącza cały jad świata

by trwali w hipnozie i w zgodzie

dali się owinąć uwikłać i pożreć

 

Jan Hyjek

 

portal LM, maj 2015

 

Przeczytaj też w dziale „proza” naszego portalu opowiadanie J. Hyjka „Ryba w ogniu”, w dziale „eseje i szkice” materiał „Opiłki świata w oku duszy”, a też w „porcie literackim” recenzję jego książki Zbudzone zmilczenia. 101 tekstów piosenek (2006) – pióra Wandy Skalskiej