Drzwi

Category: z dnia na dzień Published: Sunday, February 28 2021 Print Email

Anna Krasuska

Drzwi przeważnie były otwarte, jak to w wiejskim obejściu latem. Nie musiała wspinać się na palce, żeby dosięgnąć klamki. Przechodziła z sieni na podwórko albo z podwórka do sieni, kiedy tylko miała na to ochotę. Bez świadomości, że ten element domu może mieć inną funkcję poza odgradzaniem od zimnego powiewu, kiedy przychodziły słoty.
– Ania, kolacja – wołała mama. Otrzepywała wtedy ręce, bo cokolwiek by nie robiła, czy to gotowała lalce obiad, czy przesadzała mlecze na zachwaszczonym trawniku, czy naprawiała korytarz w piasku, który został ojcu po odlewaniu betonowych słupów, co by nie robiła, ręce zawsze miała brudne. Spracowane. Myła je wtedy szybko, brała przygotowaną kromkę i pogryzając jedną ręką, drugą wracała do przerwanych na chwilę czynności, najważniejszych dla niej w tamtej chwili. Drzwi nie zaprzątały jej zupełnie.

Dostrzegła je dopiero wtedy, kiedy klamka i zamek pojawiły się na linii oczu. I cokolwiek by to znaczyło, drzwi zaczęły mieć dla niej realny, namacalny wymiar. Od tej pory sama zaczęła je otwierać i zamykać. Zawsze była po którejś stronie. Jednak wówczas strona nie miała jeszcze znaczenia.
Zmieniło się to dużo później.

Na przykład wtedy, kiedy siedziała pod drzwiami, a sekretarka powtarzała swoją mantrę: Proszę czekać.
I żebyś… – mówiła zamykając za nim drzwi.
Czysty zysk – myślała – jeśli otworzy mi te drzwi.
Nie, tych drzwi nie będę próbowała otwierać – myślała. - Nawet nie podejdę w pobliże.
Nie wkładaj palców między drzwi, bo… – powtarzała babcia, ale nigdy nie kończyła zdania (widocznie zakładała, że zakaz bez konkretnego widma kary będzie i tak działał).
Przed wyjściem przestrzegała córkę: Nie otwieraj obcym drzwi. Powiedziała to, co kiedyś powiedziała jej matka, a co jeszcze wcześniej jej matce powiedziała jej matka.
Z radością za otwartymi drzwiami zobaczyła jego otwarte ramiona…

Pozostała niezdecydowana, w domu marzyła o zamknięciu drzwi na cztery spusty i wyjedzie, podczas wyjazdu tęskniła za przekręceniem klucza we własnym mieszkaniu. Przećwiczyła chyba wszystkie związki frazeologiczne ze słowem drzwi. I wszystkie uczucia, wzruszenia.
Otworzyć czy nie otworzyć… nie wie jeszcze i nie uwolni się od tej myśli, bo nie ma ucieczki sprzed drzwi. Jest się zawsze w stosunku do drzwi. Przed drzwiami. Za drzwiami. Jest się przytrzaśniętym drzwiami. Otwiera się je klamką, bezczelnością, ukradkiem, radośnie.
Cztery kąty a drzwi piąte.
Cztery kąty a drzwi…
Cztery kąty a…

Coraz mniej drzwi, które otwierają się przed nią. Coraz mniej drzwi otwiera innym. Wszystko, co ma związek z drzwiami, jak nigdy dotąd, znalazło się dla niej w stanie podejrzenia. Otwarte drzwi też.
Czas się przesypuje w klepsydrze.
Jeśli chodzi o drzwi, został jej klucz. Choć może powinna powiedzieć: wytrych.

Anna Krasuska

 

Przeczytaj też na naszym portalu w dziale ‘proza’ opowiadanie „Sweterek” oraz „Dwuimienna” (dział ‘z dnia na dzień’) A. Krasuskiej, felietony „Już tyle było tych grudni…”, „Platon w piwnicy”,  w dziale ‘poezja’ wiersze, a także – w ‘porcie literackim’ - recenzje jej zbiorów poetyckich Ona (2013), Ona i ja (2015) oraz Ona o on (2017)