Łukasz Drobnik "Nocturine. Cunninghamella", Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2011, str. 174

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 07 luty 2012 Opublikowano: wtorek, 07 luty 2012 Drukuj E-mail

Łukasz Drobnik - (rocznik 1982) ur. w Kaliszu, prozaik. Przez lata związany z Poznaniem, obecnie mieszka w Krakowie. Publikował opowiadania w "Lampie" i "Ricie Baum". Kilka miesięcy temu ukazał debiut książkowy autora, zawierający dwie mikropowieści: Nocturine. Cunninghamella. Rzecz opublikowało szczecińskie wydawnictwo FORMA w serii "City". Fragment tej prozy opublikowaliśmy w "Latarni Morskiej" - w numerze z przełomu lat 2009/2010.

"City" to - podaję za wydawcą - "seria, w której ukazują się książki oddające atmosferę wielkomiejskiej przestrzeni rozpościerającej się między systemowymi ograniczeniami i charakteryzują się takim opisem rzeczywistości, w którym realizm drga niespokojnie między oniryzmem, fantastyką i grozą, sięgając nierzadko granic najczystszego absurdu". I w tak zakreślonej kategorii dublet minipowieściowy Ł. Drobnika doskonale się mieści. Tylko że...
Właśnie. "Tylko że..." obejmuje szereg uwag, którymi ani autor, ani wydawca nie będą zachwyceni. Ale, u diabła - żachnąć się można - czy jedynie zachwytami w literaturze (i życiu) się żywimy?

Gdyby ktoś poprosił mnie o komentarz ogólny i jednozdaniowy książki Nocturine. Cunninghamella odpowiedziałabym: to jeden z typowych wykwitów literatury postmodernistycznej. I dodałabym paradoksalnie: to udana i jednocześnie chybiona książka. Zależnie od oczekiwań. Ale po kolei.

Jako się rzekło, książkę budują dwie minipowieści: Nocturine oraz Cunnighamella. Jaka ich treść, fabuła?
W Nocturine zderzamy się z "demonicznymi" manekinami grasującymi w wielopiętrowej budowli; mamy zagrożone utonięciem miasto (Poznań konkretnie) i sześciu narratorów (sześciu rozdziałów) na rozmaite sposoby ze sobą związanych.
Z kolei Cunnighamella serwuje nam historię kobiety w średnim wieku, wiodącej standardowe życie, która odkrywa w sobie umiejętności paranormalne. Znów miejskie bloczysko. I mieszkańcy tegoż padający jak muchy - za przyczyną pleniących się w ich płucach zabójczych roślin.

W trakcie tych opowieści (zwłaszcza drugiej) wciąż męczyć nas będą pytania w rodzaju "skąd ja to znam?", "gdzie to słyszałem?", "gdzie to czytałem?" Część wyda się od razu znajoma, zlokalizujemy ją łatwo w kulturowym zasobniku-śmietniku. Reszta pozostaje (pozostanie) dla powszechnego odbiorcy nieodkrytą tajemnicą. I tu z pomocą przychodzi wydawca, publikujący na swojej internetowej stronie dodatkowe informacje o inspiracjach tego dzieła (których w publikacji książkowej nie znajdziemy). Niewątpliwie pochodzące spod klawiatury samego autora.
Lista inspirujących źródeł jest wyjątkowo długa. Liczona nie w dziesiątkach, a w setkach. Znajdziemy tu, skrupulatnie wymienione z nazwy, adresu strony internetowej, tytułu, nazwiska - piosenki, filmy, seriale, programy telewizyjne, reklamy i etykiety, gazety i czasopisma, wreszcie książki, opowiadania, wiersze, artykuły i komiksy. Dość powiedzieć, że w kosmosie wyliczanki znajdziemy W pustyni i w puszczy H. Sienkiewicza obok Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną D. Masłowskiej, Strasznego dziadunia M. Rodziewiczówny obok Rzeki genów R. Dawkinsa, Malowanego ptaka J. Kosińskiego przy Szoku po przybyciu bogów E. von Dänikena, Pamiętnik Anastazji P. Anastazji Potockiej obok 49 idzie pod młotek T. Pynchona, Siekierezadę E. Stachury obok Kamiennych tablic W. Żukrowskiego, a Prozy S. Grochowiaka przy Nigdy w życiu K. Grocholi. Istne misz-masz, siekanka, pasztet - co kto woli.

W końcu, nad tym wszystkim, przy tym wszystkim, w kontekście tego wszystkiego urodzić się musi pytanie natury szerszej: jak daleko można literacko się posunąć w czerpaniu z zasobów kulturowo "przeżutych" bez utraty twórczej autonomii? Czy są, a jeśli tak, to gdzie, granice dla tego typu harcowania? Ile razy trawić możemy pokarm już dawno i wielokrotnie przetrawiony?

Udana i jednocześnie chybiona książka - stwierdziłam nieco wcześniej. Udana niewątpliwie dla tych, których bawią postmodernistyczne sztuczki, po raz setny puszczane oko, coraz bardziej pusta zawartościowo wydmuszka (tak, wiem, wydmuszka z natury jest pusta). Chybiona zaś dla czytelników bardziej wymagających, a poszukujących w literaturze świeżego oddechu, rozwiązań nowych (a jeśli "starych", to przynajmniej rzetelnych), po prostu oryginalnej prozy.

Natomiast gdyby rzecz potraktować w kategoriach wprawek czy ćwiczeń warsztatowych - cóż, prawie same plusy. Proza napisana jest biegle, nie sposób nie zauważyć setnej zabawy w klejeniu, kolażu, nawiązaniach i aluzjach cytacyjnych. A też wychodzi autorowi - nacechowanym bujną wyobraźnią - budowanie napięcia oraz konstruowanie zamkniętych całości.
Dlatego z niejakim zaciekawieniem będę oczekiwała na inną książkę Ł. Drobnika - samodzielną, bez zapożyczeń, która podejmie trud prowadzenia własnymi ścieżkami. Bowiem odnoszę wrażenie, iż autora byłoby na to stać, mimo młodego (jak na prozaika) wieku. W każdym razie tego utalentowanemu prozaikowi życzę.

Łukasz Drobnik "Nocturine. Cunninghamella", Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2011, str. 174

Wanda Skalska


Przeczytaj także fragment mikropowieści Ł. Drobnika Nocturine na naszym portalu - dział "proza". A też obejrzyj obrazy Jarosława Eysymonta (dział "galeria plastyczna"), z których kilka - łącznie z pracą wykorzystaną w projekcie okładki -  opublikowano w książce.