Maciej Cisło "Błędnik", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 436

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 18 styczeń 2013 Opublikowano: piątek, 18 styczeń 2013 Drukuj E-mail


Wanda Skalska

Maciej Cisło - (rocznik 1947) ur. w Olsztynie, mieszkający w Warszawie. Z wykształcenia architekt. Internowany po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. Poeta, prozaik, eseista, autor audycji radiowych poświęconych poezji, wykładowca na kursach "pisania twórczego" w Pracowni Literackiej przy IBL PAN. Laureat Nagrody im. B. Sadowskiej za całokształt twórczości. Debiutował zbiorem wierszy Plastikowe języki w 1979 r., publikując później tomy poezji Okoliczniki są sprzyjające (1982), Z domu normalnych (1985), Stan po (1986), Było jutro, będzie wczoraj (1993), Bezczas i niemiejsce (2003), Kochaina, wiersze używane i nowe (2006). Wydał również dwie książki prozatorsko-poetyckie Razem osobno (1994) oraz Razem osobno. Wieloksiążka (1997). A teraz - nakładem szczecińskiego Wydawnictwa FORMA i Książnicy Pomorskiej im. S. Staszica - ukazała się rzecz nowa: Błędnik.

Olsztynianin z urodzenia, Maciej Cisło, nie należy do autorów publikujących książki "często i gęsto". Waży słowa, ceni namysł, refleksję oraz ma spory szacunek dla warsztatowej obróbki literackiej materii. Dowodził tego wielokrotnie wcześniejszymi wydaniami. I "przybił piątkę" swoim dziełem najnowszym - Błędnikiem.
Z polska błędnik to labirynt, jak choćby ten znany z mitologii - w Knossos na Krecie. Co wyjaśnia autor w trzeciej nocie początku książki, notując między innymi: Ogrody labiryntowe miały przypominać, że samo nasze życie jest labiryntem, tak w negatywnym, jak pozytywnym sensie. Pozytywnym, bo egzystencja bez manowca, bez emocjonujących meandrów i zagadek byłaby chyba nie do zniesienia... Tyle tytułem wyjaśnienia tytułu, a też niemimowolnie zapowiadanej treści. Której dziedzina da się określić terminem "literatura sylwiczna".

Jest też jeszcze wcześniejsza zapowiedź tego, co później - w przepastnym, bo liczącym grubo ponad czterysta stron dziele. Motto dwuskładnikowe. Z Osipa Mandelsztama ("Ten, co zgubił podkowę") oraz Stanisława Jerzego Leca (Myśli nieuczesane). Z pierwszego fragment wiersza: Od czego zacząć?/ Wszystko chwieje się, trzeszczy,/ Drga od porównań powietrze. / Żadne słowo nie jest lepsze od drugiego słowa... Z drugiego aforyzm: Twórzcie o sobie mity - bogowie nie zaczynali inaczej!
A tył książki opatrują migawkowe opinie trójki pisarzy mocno aprobujących najnowszą książkę M. Cisły. Kto się wyraża na okładce? Piotr Matywiecki, Paweł Huelle i Piotr Wojciechowski. Jakże często oprawy tego typu (w książkach innych) mnie denerwowały i deprymowały! Jednak tu, co stwierdzam po lekturze, nie ma współpisarskiej kurtuazji. Rzecz istotnie jest frapująca. Wciąga niczym wędrująca trąba powietrzna. I momentami potrafi zaprzeć dech.

Jakież uprawnienie do podobnego zdania? Ano takie, że w przedłożonej publikacji, na która składają się notatki z lat wielu, dobrze funkcjonuje napięcie literackie i metaliterackie - w odpowiednich, by tak rzec, proporcjach. Sylwa autora Plastikowych języków (dla mniej zorientowanych: z łacińskiego silva rerum - dosłownie "las rzeczy", a potocznie "groch z kapustą") trzyma pion i poziom, brak tu przegadania. Zaś dla piszących zwłaszcza metaliterackie przypisy mogą okazać się ciekawe, szczególnie przez szczerość wyznań. Jak na przykład w nocie ze strony 184, gdzie autor, cytując fragment wiersza Wisławy Szymborskiej ...być poetą,/ mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy,/ z braku muskulatury demonstrować światu/ przyszłą lekturę szkolną - w najlepszym razie - / O Muzo. O Pegazie,/ aniele koński zauważa: Nic to. Ubogi poeta czuje się przecież zawsze bogaty i szczęśliwy. Przyznajmy, o autorzy liryczni: na nic nie zamienilibyśmy wyroku, z mocy którego odrabiamy "ciężkie norwidy"! Ponieważ wielka jest rozkosz tworzenia, rodzenia myśli  i uczuć, które do człowieka przychodzą poprzez słowa.
Lub na stronie 270, gdzie stwierdza: Z reguły źle mówię swoje wiersze... Może dlatego, że nie umiem się nagiąć do ich zapisanego już kształtu? Czytając, chciałbym za każdym razem coś jeszcze zmieniać. Zanadto czuję się twórcą, żebym mógł sam siebie ścierpieć jako jedynie odtwórcę.

Ktoś z boku żachnąć się może: ależ taka "produkcja" to samograj! Wszystko w niej się mieści i na siebie pracuje!
Odpowiem wówczas: owszem. To "samograj". Wszak wszelkie poszatkowane rzeczy w takim worze się zmieszczą. Jednakże... Warunek jest jeden. Surowy, nie do przeskoczenia. Do rzeczy nie może przystąpić maruda czy zwykły anegdociarz. Kiepsko też wypadnie narcyz i pisarz o zapędach autoreklamiarskich. A już całkiem beznadziejnie wyglądać będzie w tego typu literaturze autor "płaczący w rękaw" doczesnego żywota.
U. M. Cisły tego nie ma. Jest za to dostans do samego siebie, "czar" nieźle podanych spraw zwykłych oraz bystra obserwacja mizerii obyczajowości i kultury (w tym tak zwanej wysokiej) czasu nam współczesnego.

Zaczęłam omówienie najnowszej książki M. Cisły między innymi od cytacji jednej z pierwszych not. Klamrując przytoczę fragment zapisu ostatniego, gdzie autor wspomina o pertraktacjach z wydawcami w sprawie publikacji: Zaczynam szkicować notkę na tylną okładkę. Zgodnie z regułami, powinna być ona krótka i cośkolwiek zalotna. Może dobry byłby taki tekst: "Błędnik" to m. in. dawna nazwa labiryntu. Życie każdego człowieka jest labiryntem. "Błędnik" Macieja Cisły to efekt wielu lat "życiopisania", literackiego "reality show" z odsłoną w kilku czasopismach*, na blogu i na Facebooku. Czytelnik znajdzie tutaj okruchy fabuły, kartki z dziennika, aforyzmy, eseje, cytaty z prasy i z klasyków, także wiersze, bezbłędne lub nie... Na tym polega "Błędnik"!

Zatem, drodzy potencjalni czytelnicy. Nie zniechęcajcie się pokaźną objętością Błędnika. Rzecz czyta się wartko i w dodatku zero nudy. Spostrzeżenia autora, mimo niejednokrotnie niepokojących diagnoz, bywają podane świeżo, z zachowaniem klasy, a czasem wręcz dowcipnie (z pominięciem skojarzeń banalnych).

Tak. Patrzy na nas z udanej foty na skrzydełku okładki (autorstwa Anny Janko) nie kuropatwa, nie paw, a sokół (co prawda w okularach, bo wiek stosowny...) - dostrzegający z wysoka to, czego na co dzień nie potrafimy zauważyć z bliska. Albo, jeśli już widzimy, bagatelizujemy, lekceważymy. Tu właśnie poeta, nie publicysta czy mądraliński polityk, okazuje się dobrym "mentorem". Dającym szansę "zresetowania" źle nawarstwionych skojarzeń, gdy idzie o możliwość znaczących twórczo rozpoznań ścieżek kulturowych. 

Maciej Cisło "Błędnik", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 436

Wanda Skalska


-----------------------------------------------------------
* m. in. ostatnio: Maciej Cisło "Błędnik po Błędniku", kwartalnik literacko-kulturalny "eleWator" nr 1/2012