Genowefa Jakubowska-Fijałkowska "Ze mnie robaka i z robaka wiersze. Of me a worm and of the worm verses", Wydawnictwo OFF_PRESS, Londyn 2012, str. 102

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 14 styczeń 2013 Opublikowano: poniedziałek, 14 styczeń 2013 Drukuj E-mail


Genowefa Jakubowska-Fijałkowska
–  (rocznik1946) ur. w Mikołowie, gdzie nadal mieszka. Sporo publikowała w prasie literackiej - m. in. na łamach "Twórczości", "Zeszytów Literackich", "Toposu" i "Kwartalnika Literackiego", również w "Latarni Morskiej". Jej wiersze tłumaczono na język czeski, słoweński, niemiecki, angielski i rosyjski. Dotąd wydała siedem zbiorów wierszy: Dożywocie (1994), Pan Bóg wyjechał na Florydę (1997), Pochylenie (2002), Czuły nóż (2006), Ostateczny smak truskawek (2009), wybór utworów I wtedy minie twoja gorączka (2010) oraz Performance (2011). W r. 2011 wyszedł także jej wybór poezji tłumaczony na język czeski (Něžný nůž). Zaś rok miniony przyniósł tomik nowy - i to w wersji dwujęzycznej (bo z jednoczesnym przekładem na j. angielski) - pod dosyć karkołomnym tytułem Ze mnie robaka i z robaka wiersze.

Tytuł tyleż karkołomny, co intrygujący. Co dobrze spełnia funkcję pierwszego "szarpnięcia" czytelnika w zderzeniu z poetycką publikacją. Zaś rodzajem motta zbioru jest autorskie nawiązanie G. Fijałkowskiej-Jakubowskiej do biblijnych wersów o stworzeniu mężczyzny i kobiety, pomieszczone przed utworami: A co do początków... To stworzył Bóg mężczyznę i z niego kobietę. I stworzył mnie i ze mnie stworzył robaka i z robaka wiersze. Silne, obezwładniające słowa. Jak w całym tomiku zresztą...

Za chwilę wrócimy do tego. Tymczasem garstka edytorskich informacji. Tytuł zawiera także translację angielską: Of me a worm and of the worm verses. Teksty przełożył Marek Kazmierski. A rzecz ukazała się w londyńskim Wydawnictwie OFF_PRESS, w cyklu "New Polish Poets Series" (edited by Wioletta Grzegorzewska). Tłumaczenia utworów idą równolegle (na sąsiadujących stronach: parzysta - nieparzysta), co trafne jest dla oglądu (i ewentualnych porównań oryginałów i ich przekładów). A całość domyka - przed notą biobibliograficzną - posłowie "Przepraszam, czy to moja opowieść?" autorstwa Karola Maliszewskiego.

I powrót do nowych wierszy autorki Dożywocia.
Jest ich niespełna czterdzieści. A wszystkie precyzyjne pod względem struktury, językowo zwarte i mocne - niczym długo dojrzewające wino. Owa moc uderza do głowy na wiele sposobów. Wiodącym pośród nich jest ładunek emocjonalny utworów G. Jakubowskiej-Fijałkowskiej, o znaczeniu - na pierwszy rzut oka (i każdy następny) - "destrukcyjnym". Bo strofy przesyca (niby) beznamiętna liryczna opowieść, swoisty fizyczny "brud", zdarzający się ostentacyjny wulgaryzm, mrok, rozpad i wreszcie niestabilność związków miedzyludzkich. Podmiot liryczny przypomina szalonego i bezwzględnego chirurga, który tnie operowaną tkankę bez uwzględniania sankcjonowanych reguł zawodu. Ów nawiedzony chirurg swoim lancetem "śpiewa własną pieśń"... Ten rodzaj traumy, jakże dokuczliwej swą rozległością i konsekwencją w budowanych obrazach, boli najbardziej.
Bo darmo tu szukać ładnych słów, poprawności obyczajowej (czy jakiejkolwiek innej) i "zdobyczy" kulturowych powszechnie akceptowanych. To poezja w wydźwięku dołująca, oparta na "wykluczeniu" oraz figurach rodem z koszmarnych snów, które po przebudzeniu (jeśli zdołamy je zapamiętać) wywołują niepokój, dreszcze, a czasem - w skrajnych przypadkach - nawet odruchy wymiotne.
Tak, tak, nie przesadzam. Wczytajcie się, drodzy czytelnicy, w ten tom, wtedy pojmiecie skąd takie wrażenia.
Lecz...
Właśnie, jest "lecz". Zadziwiająca przygoda.

Nie bardzo wiem jak sprawę opisać. Oprę się w tej sytuacji na wrażeniach. Zwykle intuicja ma tu rację. Otóż cały ten wspominany "brud", niestałość wiązań i chłodno demonstrowany dyskomfort egzystencjalny per saldo działa... oczyszczająco. Niezgoda ożywia w finale warunkową zgodę na podobną diagnozę rzeczywistości.
Co mam na myśli, mówiąc o warunkowej zgodzie? Cóż. W trakcie lektury zastanawiałam się ile w tym literackiej prowokacji, a ile autentycznego przeżycia. I doszłam do wniosku, że mamy tu do czynienia ze szczerością poetyckich wyznań. O czym świadczyć też mogą wcześniejsze zbiory wierszy poetki z Mikołowa. W wydźwięku zawsze bezkompromisowe, nierzadko bolesne.
Zatem ta warunkowa (bo sprzeczna z moją wizją świata) zgoda wynika z tego, że "przyjmuję do wiadomości" proponowane wiersze przez wzgląd na ich walor specyficznego (przerastrowanego, rzecz jasna, poetycko) autentyzmu.
Mętny to być może tok myślenia, ale w tym przypadku nie chcę sięgać po narzędzia analityczne dostępne krytykom. 

Czy nie mam żadnych zastrzeżeń do omawianej poezji? W zasadzie tylko to: brakuje mi w niej rozwinięcia (czy też akcentowania) pierwiastków duchowych. Innymi słowy za duży "przechył" w stronę biologii. Jakby człowiek posiadał jedynie ciało. I jedynie wokół ciała wszystko się obracało... Rzecz jasna to tylko moje widzenie, mój "żal". Pozostawiający z boku jakiekolwiek preferencje światopoglądowe.

Poza wszystkim. Bez wątpienia Genowefa Jakubowska-Fijałkowska, jej poezja, to zjawisko osobne w pejzażu współczesnej literatury. Trochę przypomina mi zmarłą prawie trzydzieści lat temu Annę Świrszczyńską (czy ktoś jeszcze o niej pamięta?). Nie poetyką, bo obie twórczynie różnią się (choć nie do końca!) pod tym względem, lecz odwagą mówienia "pod włos". Z tym, że autorka Czułego noża jest bardziej "drapieżna" i sięgająca po znacznie mocniejsze (a nawet ekstremalne) środki wyrazu.

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska "Ze mnie robaka i z robaka wiersze. Of me a worm and of the worm verses", Wydawnictwo OFF_PRESS, Londyn 2012, str. 102

Wanda Skalska



Przeczytaj też wiersze G. Jakubowskiej-Fijałkowskiej w dziale "poezja", a także recenzje jej zbiorów poetyckich Czuły nóż (2006), I wtedy minie twoja gorączka (2010) oraz Performance (2011) w "porcie literackim" LM