Wanda Karczewska "Listy do Seweryna", redakcja i komentarze: Karol Samsel; wstęp: Leszek Żuliński; Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”, Szczecin 2012, s. 300

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 01 luty 2013 Opublikowano: piątek, 01 luty 2013 Drukuj E-mail


Beata Patrycja Klary

CZAS, TEN NAJBARDZIEJ WYTRWAŁY NISZCZYCIEL ZŁUDZEŃ

 Czytam i wyjść z podziwu nie mogę – tak korespondencja Wandy Karczewskiej do Seweryna Pollaka – wciąga i zaskakuje. Wandę Karczewską (pseud.: Błękitna, Pelikan, Stanisław Milczek) znam z jej powieści i wierszy. Znam również z relacji, w których wyraźnie podkreślano, że była charakterna, odosobniona, że nie dawała się lubić. Listy do Seweryna – przyjaciela przecież – i sposób w jaki je pisała, potwierdzają ciężki charakter pisarki.
 Przede wszystkim Wanda miała bardzo roszczeniowe podejście do Seweryna. Chyba w gruncie rzeczy nie zdawała sobie sprawy, z kim ma do czynienia, z jak wielkim talentem... Oczywiście trzeba pamiętać, że korespondencja ta obejmuje lata 1950 – 1987. Talent każdego z nich rozwijał się przez te lata, a znaczenie wzrastało. Jednak mam wrażenie, że nie doceniała Seweryna Pollaka – wybitnego przecież poetę, eseistę i tłumacza twórczości radzieckiej (Laureata nagrody Polskiego PEN Clubu za przekłady z literatury obcej na język polski). Przyjrzyjmy się temu dokładnie.

 Wanda pisała do Seweryna tak w pierwszym roku korespondencji (1951): Czy to będzie straszne przestępstwo, jeżeli Pana poproszę o radę albo pomoc? I od tego się zaczęło. Pierwsza sprawa była związana bezpośrednio z literaturą, a właściwie z możliwością wystawienia sztuki Karczewskiej „Biedni ludzie” w Czechach. Nie wiedziała, czy takie sprawy załatwia się przez Komisję w Komitecie Wymiany Kulturalnej, czy inaczej. Pollak miał jej podpowiedzieć. Już tydzień później kolejna prośba miała taki charakter: Chciałabym, abyś mi pozwolił przesyłać sobie, niekoniecznie do druku, to co napiszę. Rzecz oczywista pomiędzy pisarzami. W innych listach bywało natomiast tak: odbierz należnych mi pewnie 300 zł w „Książce i Wiedzy”; przypomnij Grochowskiej o wysłaniu mi należnej resztki honorarium; zadzwoń do niejakich Wł. Matelów; prześlij mi 2x500 arkuszy i jedna taśmę do maszyny; zapytaj; odbierz w biurze ogłoszeń na Poznańskiej 38 ofertę, jeśli jaka będzie [...] Acha – jeśli będzie jakaś oferta, otwórz ją i pójdź zobaczyć ewentualne mieszkanie, gdzie, duże, małe, jaka okolica, widok z okna, połączenia komunikacyjne, ogrzewanie (rok 1957). Było tego jeszcze więcej – a więc Seweryn musiał mieć anielską do Wandy cierpliwość. Często nie odpisywał tak szybko jak chciała, trochę stronił od jej nachalności. Na co Karczewska reagowała takimi słowami: odpisz mi natychmiast w tej sprawie; albo nie dostałeś listu, albo zapomniałeś o mojej prośbie; jeśli Pan Hrabia będzie tak grzeczny; mam do ciebie żal; nie leń się Sewerynie i odpisz mi na ten list, zwłaszcza na rzeczowe zapytania; na Tobie nice nie można budować ani polegać.
 Obcesowy ton, który jak dla mnie nawet w przyjaźni – a może zwłaszcza w przyjaźni – nie uchodzi. Nazywała Seweryna Mój Ojcze Duchowy, a z czasem wyrzucała mu: leniwcze i milczku [s. 59]; niepiśmienny milczku [s. 144]. Ach – miała poczucie humoru – kilka opowieści jest bardzo zabawnych. Ale był to humor gorzki.

 Listy Karczewskiej są kopalnią do badania życiorysu pisarki. Choćby szeregu chorób jakie ją trapiły, a o których w listach wspominała: grypa Hong-Kong, złamanie, zapalenie korzonków nerwowych, gościec zniekształceniowy, operacje, niewydolność naczyń wieńcowych, torbiele, zatrucie pestycydami, guz piersi, migotania przedsionków, drożdżyca po antybiotykowa, odwapnienie kości, wstrząśnienie mózgu. Rzecz jasna przez te prawie 40 lat korespondencji spotkały pisarkę takie dolegliwości – i trzeba uczciwie zaznaczyć – że nie opisywała ich i nie epatowała w listach szczegółami chorób. Bardziej informowała, by oddać obecny stan fizyczny. Pisała również takie słowa: Myślę ciągle o końcu życia i chcę mieć te sprawy wyregulowane na czysto. Był to rok 56! Żyła jeszcze 39 lat, ale w jej naturze była obawa o śmierć, jakieś spodziewanie się, może nawet oczekiwanie: Nadaję się do trumny (rok 1952). Pisała również: Jestem nieprzystosowana do życia, wszystko mnie uraża, w sensie fizycznym i psychicznym. Były owszem i lepsze czasy – podróżowała, przecież była w Kanadzie, Francji, Hiszpanii. Zachwycała się willą w Szczecinie w roku 1957 i tamtejszym ogrodem: mam swoją grządkę kwiatów [...]  i wiele innych łagodnych istot, które nie gryzą, nie obmawiają, nie zdradzają, nie opuszczają. To wyraźne nawiązanie do ludzi – o których najczęściej nie miała dobrego zdania. Mówiła choćby o innych: wredna baba, duchowy pigmej (małe i złośliwe); pełno durniów i kacyków; cierpię na ludziowstręt. W sprawie dobroczynnego mleczka pszczelego przestrzegała Seweryna, by nie wspominał o tym pewnym ludziom: Nie należy udostępniać skurwysynom, łobuzom i grafomanom, po co mają w nich siły witalne wzrastać. 

 Samego Pollaka pytała o rodzinę, o żonę Wandę Grodzieńską, o córkę Joasię. Pytała też o romans jaki przydarzył się Sewerynowi ...była ostra w ocenie, pukała się w głowę, tak to ujmując: Tobie trochę schlebia fakt, że „chodzisz” z młodą kobietą, że Cię z nią widują, jest w tym na pewno trochę męskiej próżności i samozłudzenia [...] Ty jesteś wielki Dudek, Sewerysiu [s. 95]. Pozwalała sobie na szczególną uszczypliwość. Upominała pisarza również w takich drobiazgach: nie myl Słowaków z Czechami, bo to obraza śmiertelna.
 Sporo pisała o kulisach życia literackiego. Komentowała krytycznie wiersze Szymborskiej: to w „banalnych, rymach” – płycizna; recenzje Kamieńskiej: ględzi babka i powtarza się; czy decyzje redaktorskie Ważyka: jak patrzę jakie knoty teraz drukuje Ważyk, to mam małą nadzieję, że może [moje] weźmie. Wspominała swoje poetyckie wieczory: przyjeżdżamy z Seweryną Szmaglewską [...] na zarobek, 8 dni, 15 wieczorów autorskich [s. 64]. Prawdziwy obraz życia czynnego pisarza.

 Ostro reagowała na recenzję, które moim zdaniem – najczęściej krzywdzące nie były i można by ich nawet autorce pozazdrościć. Burzyła się, traciła niepotrzebnie energię pisząc w listach takie słowa: jak długo takie (inteligentne zresztą) chłopaczki dla rozkoszy kompromitacji, dla zgrywy, za pół litra wódki – będą mną wycierały szpalty czasopism – dlatego, że nimi rozporządzają, że są silniejsi, bo i w Partii, a ja jestem sama, bezbronna i nawet nie mam zbyt mocnych bicepsów aby dać po mordzie [s. 131]. W książce zamieszczone zostały przedruki recenzji twórczości Wandy Karczewskiej, z takich źródeł jak: „Magazyn Pomorze – Fakty i Myśli”, „Twórczość”, „Życie Literackie”, „Kierunki” oraz kilku innych. Czytelnik może więc sam zapoznać się ze słowem krytycznym i ocenić, czy pisarka miała powody do takiej zajadłości i poczucia krzywdy. Pisarskie życie bywało u niej przecież różne. Czasem spóźniała się z realizacją zamówień, czasem czuła się natchniona i w pisaniu szło dobrze.

 Osobną sprawą jest to, że chciała mieszkać w Warszawie – ale to raczej było dla niej miejsce upragnione, wymarzone, choć odwagi do zamieszkania tam nie miała. Zawalała sprawy ogłoszeń o zamianie mieszkań, narzekała na to, że zgiełku miasta nie cierpi, a jeśli osiądzie na obrzeżach – to będzie do centrum musiała ze dwie godziny jechać. A tak z Łodzi w 1,5 godziny pociągiem dojeżdża. Zawracała tym sobie i Pollakowi głowę, ale chyba przeczuwała, że nie jest to jednak jej miejsce na ziemi. Męczyła ją sytuacja w środowisku miasta Łodzi i tamtejszych pisarzy: jestem psychicznie i nerwowo rozbita tym, co się dzieje w środowisku łódzkim, można nabrać wstrętu w ogóle do ludzi naszego zawodu i do siebie samej za to, że się przynależy do tej społeczności [s. 151]. Ale przecież weszła w roku 1976 do Zarządu Oddziału ZLP w Łodzi, została wiceprezesem Federacji Związków Twórczych okręgu łódzkiego, chciała zrobić coś dla poezji, dramatu w Domu Środowisk Twórczych. Wcześniej, w latach 1945-50, była sekretarzem ówczesnego Oddziału Poznańskiego ZZLP. Narzekała, wydziwiała, ale chciała mieć rękę na pulsie i w literackim światku udzielała się chętnie.

  Listy do Seweryna pokazują Karczewską intymnie – przecież nie zakładała, że listy kiedyś zostaną opublikowane i dostęp do nich będą mieli przypadkowi czytelnicy. Pisała je do przyjaciela, choć przyjaźń ta była specyficzna, pełna roszczeniowych uwikłań. Szkoda, że nie zachowały się odpowiedzi Seweryna Pollaka, jakimi częstował Wandę. Mamy obraz jednostronny, acz bardzo ważny. Dzięki nim Wanda Karczewska intryguje, coraz bardziej, zachęcając do sięgnięcia po jej twórczość, o żywot której tak bardzo się przecież obawiała pisząc w roku 1956: Boję się że moje pisarstwo pójdzie w zapomnienie. Na szczęście – nie poszło, a Wanda nadal żyje w umysłach jej czytelników wbrew temu, że upływa czas, który nazywała najbardziej wytrwałym niszczycielem złudzeń.

Wanda Karczewska "Listy do Seweryna", redakcja i komentarze: Karol Samsel; wstęp: Leszek Żuliński; Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”, Szczecin 2012, s. 300

Beata Patrycja Klary