Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
„Podróże w pamięć” Grażyny Obrąpalskiej
Leszek Żuliński
EMIGRACJA W GŁĄB ŻYCIA
Bez wątpienia o Grażynie Obrąpalskiej zbyt wiele nie wiedzieliśmy. Ja wiem tyle, co wyczytałem na plecach okładki: Grażyna Obrąpalska (Grażyna Martenka-Obrąpalska, ur. w 1950 r. w Szczecinie) – poetka, prozaiczka, krytyczka literacka. Przez trzy ostatnie lata życia Jarosława Iwaszkiewicza zajmowała się jego literackim archiwum. Mieszkała w Warszawie, Nowym Jorku, Atenas (Kostaryka), obecnie w Raleigh (Karolina Północna). Wydała powieść „Nowa czerwona sukienka” (2006), prozę: „Przystanek Kostaryka” (2013) oraz tomy wierszy: „Za dużo języków” (2009), „Z podróży” (2013).
Ciekawy życiorys, niezły dorobek, ale dobrze, że ta najnowsza książka Pani Grażyny teraz przybliży ją do nas.
Piotr Michałowski zamieścił tu posłowie. Nazwał ten tom Elegijnym dziennikiem podróży. A dalej zauważa: Taką formułą można opisać najkrócej zbiór Grażyny Obrąpalskiej, gromadzący akcydensy odwiedzanych miejsc świata połączone w patchwork ze strzępami autobiografii. Pierwsze podróże odbywają się w przestrzeni, drugie są wyprawami w głąb prywatnego czasu.
Notatki na marginesach (30)
Bartosz Suwiński
KOTLINA. STYCZEŃ
1.
Nie umiem. Nie chcę. Obojętne mi to, co przed tym zdaniem, co za nim. W środku pusto, nie ma głosu na to, nie ma na to czasu. Ani chęci, ani zgody. W centrum stale obniżonego nastroju. Piszę do mnie mama: „Bartosz, podlej kwiatki. Proszę. Mama”.
2.
Żeby pisać, trzeba za którymś winklem zostać, schować się, nie wychodzić, wreszcie: nie wracać do siebie. Tymczasem nie mogę się obejść. A chciałbym, bo śnieg od wielu godzin. Tylko te kocie łapy. W miejscu wybrzuszeń, za nie wiem ile, będzie znowu biało. Wtedy trzeba będzie wracać. Tylko kiedy jest już na wszystko za późno, można odzyskać pogodę.
3.
Słowo nic nie odsłania, nic nie zakrywa. Nie zbliża się nigdy do niczego. Nic pozostaje poza mową. Mieści się tylko w pierwszej osobie. Nasze „ja” zawsze jest już z jakiegoś „my”. Dlatego chciał wypaść z kontekstu, nie wmawiać sobie. Nic to więcej niż mniej.
Przywilej pięknej nagrody
Jacek Klimżyński
Jeśli ustawy wszelkie państwa mają,
Jeśli się prawem swoim wychwalają,
I szumne morze, co szeroko leje,
Ma swe statuta i swe przywileje.
(Marcin Borzymowski „Morska nawigacyja…”)
Tak sformułowaną myślą ten siedemnastowieczny poeta polski wystawia najlepsze świadectwo swemu rozumieniu istoty morza. Morza poznanego, a z racji warunków pogodowych dość przykro doznanego w czasie młodzieńczej (urodzony prawdopodobnie około r. 1630) podróży z Gdańska do Lubeki w 1651 r. Syn ziemi wiskiej w Łomżyńskiem, znaczący swój ślad w Sandomierszczyźnie, a także na Podlasiu w okolicach Łukowa, dzierżawiąc na Lubelszczyźnie wsie Wilków i Szczecyn, cieszył się uznaniem wśród miejscowej szlachty na tyle, że kilkakrotnie wybierany był marszałkiem sejmikowym. Stąd właśnie Lublin za sprawą drukarni Stanisława Kaszuńskiego stał się – chyba najniespodziewaniej – miejscem wydania pierwszego poematu morskiego „Morska nawigacyja do Lubeka” w r. 1662. Autor zaabsorbowany pewnie ważniejszymi obowiązkami nie mógł, czy nie chciał dopilnować pracy drukarni, zresztą właśnie w tym roku chyba w ogóle nie było go w Lublinie.
Międzynarodowe Biennale Ekslibrisu Współczesnego
Organizatorem konkursu jest Muzeum Zamkowe w Malborku.
Konkurs jest adresowany do osób pełnoletnich.
Do konkursu można zgłaszać sygnowane odbitki z płyt graficznych, wykonane w latach 2017 – 2019.
Wymiar dłuższego boku ekslibrisu nie może przekraczać 15 cm, a papieru 22 cm (szczegóły w regulaminie).
Każdy uczestnik może zgłosić do konkursu nie więcej niż 5 ekslibrisów.
• I nagroda: 6.000 zł
• II nagroda: 5.000 zł
• III nagroda: 4.000 zł
Nagrody specjalne:
- Prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków
- Burmistrza Miasta Malbork
- Złotego Rylca im. Henryka Feilhauera za najlepszy miedzioryt dla artysty w wieku do 30 lat
Czytaj więcej: Międzynarodowe Biennale Ekslibrisu Współczesnego
O zmierzchu
Jerzy Żelazny
Wiele lat później, stojąc przed plutonem egzekucyjnym, pisarz Fryz Jerski miał przypomnieć sobie to dalekie… O, do diabła, przecież tak się zaczyna słynna powieść Marqueza, tylko zamiast pisarza Fryza Jerskiego jest u Kolumbijczyka pułkownik Aureliano Buendia… Trzeba więc zmienić:
… miał sobie przypomnieć ten odległy zmierzch, gdy siedząc w swym ulubionym fotelu, niedawno nabytym w salonie Agata, i przechylając się nieco, wyjrzał oknem - zmierzch odbierał barwy miastu, staczał je w ciemność. Była to chwila, kiedy zmrok łagodził kontury świata, zamazywał je, ciągnął w nieistnienie, a uliczne lampy nie zapłonęły, gdyż fotokomórki nie odczuły ciśnienia ciemności, czekały bezradne, światło zmierzchu nadal tuliło je w uśpieniu. Parking za oknem z dostrzegalnym dynamizmem scalał się z mrokiem, był pusty, należąc do ośrodka kultury, wypełniał się samochodami tylko wtedy, gdy trwał w nim koncert, spektakl teatralny, wiec lub inne zgromadzenie ludzi. W innym wypadku ożywiały go nieco ustawione wzdłuż jednej krawędzi ławki. Tak było w ten zmierzch ostatni.
Na jednej, tej stojącej najbliżej okien domu Fryza Jerskiego, para nastolatków, dziewczyna i chłopak, obściskiwali się z wyraźną ochotą na poszerzenie tych wtuleń. Pewnie czekają, aż się bardziej ściemni, ale przecież ławka stoi pod latarnią, gdy zapłonie, będą bardziej widoczni, może wówczas przeniosą się w ciemność między krzewami bzu, które rozsiadły się na skraju parkingu. A może uwierzyli w porzekadło, że najciemniej jest pod latarnią?