Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ

„Wołam cię po imieniu” Marii Bigoszewskiej

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 26 listopad 2017

Leszek Żuliński

POETKA MROCZNOŚCI

Maria Bigoszewska od swego debiutu książkowego w 1970 roku wytrwale pomnaża swój dorobek poetycki, odnosi sukcesy, podtrzymuje swoją dobrą markę poetycką. Solidna „firma!”. Ten najnowszy tomik, piąty z kolei, potwierdza jej nieśpieszne pisanie, lecz warte za każdym razem lektury. Ponadto to osoba o ciekawym życiorysie i kilku innych talentach – zajrzyjcie do Wikipedii, nie pożałujecie…
Paweł Tański na plecach okładki m.in. pisze: Wiersze są oszczędne, kryjące wiele mądrości, bogactwa doświadczeń, celność zapisu tego, co najważniejsze – prawdy o człowieku, błyskotliwości, inteligencji, gorzkiej ironii, a także – czułości, dobroci, empatii i podziwu. Poetka cierpliwie notuje chwile bolesnej świadomości przemijania i śmierci, by wydobyć na światło dzienne współczucie wobec wszelkich istot i dojmującą kruchość egzystencji.

Czytaj więcej: „Wołam cię po imieniu” Marii Bigoszewskiej

Równo z górki

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 25 listopad 2017

Wojciech Czaplewski

Zgodnie z nagłówkiem będzie dzisiaj mowa o pięknej idei równości. Najstarszym znanym mi świadectwem jej realizacji jest mitologiczna opowieść o niejakim Prokruście, przytaczana również, w pięknym wierszu, przez Zbigniewa Herberta. Damastes zwany Prokrustesem skonstruował mebel zwany prokrustowym łożem, a następnie łapał każdego, kto mu się napatoczył, i przymierzał go do owego mebla. Ten, kto był za duży i coś mu poza krawędź łoża wystawało, był przez Prokrusta przycinany do odpowiedniego rozmiaru. Zaś tego, kto był za mały, Prokrust wydłużał, na ogół urywając to i owo. Ostatecznie rozstał się z tym światem po spotkaniu z innym mitologicznym osiłkiem – Tezeuszem, który miał dość mocy i wsparcia bogów, aby z kolei jego przymierzyć do łoża (okazało się za małe).

Czytaj więcej: Równo z górki

Człowiek zaradny i człowiek praktyczny

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: środa, 22 listopad 2017

Janusz A. Korbel

Mieszkam na Litwie. Chociaż dzisiaj nazywa się to Polską a nawet Europą czyli że należymy do cywilizacji zachodniej, przez większość historycznego czasu była tu Litwa. W najstarszych opisach określano tę ziemię jako krainę wielkich lasów, wielkich rzek i mokradeł. Lasy były trudnodostępne, rzeki szeroko rozlewały na wiosnę, użyźniając łąki ale i niszcząc niejedno i dlatego przysłowie: rzeka daje – rzeka odbiera, pochodzi właśnie z Litwy. To powiedzenie zawiera prastarą mądrość, że chociaż co roku ogromne tereny są zalewane, ma to również swoją dobrą stronę. Wielka rzeka, podobnie jak wielki las – uczy pokory. Wobec takiego ogromu nie można być chciwym, bo zaraz przyroda nas ukarze.

Kiedyś żyli tu jacyś nieznani nam ludzie. Zostały po nich kurhany. Później zaczęły się „wchody”.

Czytaj więcej: Człowiek zaradny i człowiek praktyczny

A gdyby tak pożenić?

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 20 listopad 2017

Anatol Ulman

Tak sobie myślę. Głupio, bo osobno. Kto myśli na uboczu, nie razem, nie jak większość, głupi on i durny pomiot jego. Niech będą przeklęte niedorozwinięte jego szczenięta! I sczezną niech. Przecież jednak i głupiec prawo ma opisać, co dostrzega wściekle okiem krzywym, ale bacznym, zatrutym prawdą smutną.
Przedmiotem zaś medytacji czynię sport. Zwany także, a jakże, kulturą.
W słownikach oraz encyklopediach dziedzina definiowana jest zabawnie, a jednocześnie wrednie oraz kłamliwie, jako ćwiczenia i gry służące podnoszeniu i nabywaniu sprawności fizycznej i wyrabianiu pewnych cech charakteru, jak wytrwałość, lojalność, nawyk przestrzegania reguł. W założeniu więc służyć ma powszechnemu zdrowiu fizycznemu i moralnemu, co ja bym na klęczkach chwalił. W rzeczywistości stanowi jednak środek do zdobywania wielkiej kasy i znaczenia.

Czytaj więcej: A gdyby tak pożenić?

Notatki na marginesach (6)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 16 listopad 2017

Bartosz Suwiński

1.
Opowiem ci coś. Śnił mi się Kazimierz Wierzyński. Siedzieliśmy w kawiarni, być może w Londynie, Warszawie, a może w powiatowym miasteczku na tle zabytkowych kamienic. Dyskutowaliśmy z wyraźnym przejęciem i radością. Perory powodowały uśmiech, ferwor dyskusji wzrastał, jak pnące się wyżej słońce. Wierzyński znakomicie ubrany: sznyt i klasa. Dystyngowany, emablujący otoczenie pan. Kapitalnie skrojony garnitur, apaszka zawinięta wokół szyi, cienkie okulary. Budzę się rano wyraźne zdziwiony, ponieważ od dzieciństwa nic mi się nie śni albo tych snów nie pamiętam. A tutaj wyraźna twarz Wierzyńskiego przed oczami. Śpię na wysokości litery "W", przy półkach z książkami. W kuchni, na materacu. Wyciągam Poezje i otwieram na chybił trafił, a tu wersy z wiersza Okna: "Puste, otwarte okno / Przerażenia. // Puste mieszkanie / Otwarte na przestrzał. // Trwoga istnienia". Za trzy dni trwoga istnienia materializuje się, a ja dowiaduję się, że jestem chory.

Czytaj więcej: Notatki na marginesach (6)