„Kiedyś, jednak. Wiersze wybrane (1977-2020)” Aliny Biernackiej
Stanisław Szwarc
SEKCJA ŚWIATA
„Kiedyś, jednak. Wiersze wybrane” to dwieście pięćdziesiąt siedem utworów poetyckich wybranych przez autorkę z sześciu dotychczas wydanych tomików wraz z dołączonymi „Wierszami nowymi”, na okładce reprodukcja obrazu córki poetki – Joanny Sendlak.
Pora przedstawić samą poetkę. Wnuczka kompozytora Vincasa Bacevicziusa, córka wybitnej skrzypaczki i kompozytorki – Grażyny Bacewicz, siostrzenica kompozytorów i pianistów – Vytautasa Bacevicziusa i Kiejstuta Bacewicza oraz poetki i dziennikarki Wandy Bacewicz, matka malarki i pisarki Joanny Sendlak – jednym słowem Alina Biernacka – malarka i poetka w jednej osobie.
Niełatwo czyta się taką liczbę tekstów opublikowanych na przestrzeni przeszło czterdziestu lat. Trudno wyłowić przemiany, jakim podlegały język i tematyka tych utworów.
Trzeba przyznać, że Alina Biernacka ma niebywałą wyobraźnię i skłonność do tworzenia niezwykłych obrazów, zwłaszcza gdy można wyczuć autentyczność przeżyć - jak w wierszach poświęconych matce. Szkoda że jest ich tylko kilka. W jednym z utworów potrzeba bliskości z matką prowokuje do stworzenia tekstu ocierającego się o turpizm.
Pięć lat. Rocznice jak sławne miasta, / zapraszają ciekawych do zwiedzania. /…/ I ta potrzeba: zobaczyć – odgarnąć śnieg, kamienie, / drewno – przytulić się do ciebie. / Może to brak wyobraźni? / I większy od zdziwienia byłby strach? / Zawróć, zasyp. / Wiem: wygra zgodnie z prawami ziemi, / ta biernie tu siedząca.
Dla kontrastu następny wiersz to pełny liryzmu nostalgiczny obrazek.
Przed końcem frazy zobaczyłam twoją twarz - / narysowała się miękko na trawie między domami. / A skrzypce brzmiały dalej. /…/ Ktoś wyszedł z domu naprzeciw, / nadepnął na pasmo twoich włosów. / I tak mi zginęłaś przechodniem, głosem ciszy. / Teraz będę chodzić ostrożniej – mówię do miejsca / po twoich oczach znikających w trawie.
Wiele w wierszach z pierwszych tomików niecodziennych zapisów codzienności.
W „Listopadzie” – Za miesiąc zacznie się podglądanie Świąt, / a one już się będą szykowały / do wyjścia przed kurtynę.
To znów ironia zawarta w paradoksalnym stwierdzeniu.
Zdrowie, które zjawia się niezapowiedziane, / umila czas między chorobami.
Celne spostrzeżenie w opisie porannego zaspania i zabiegania, gdy jawa miesza się jeszcze ze snem.
Wymieniam z szafą ubrania na sny. / Odkręcam krany i znów nie wiem, / czy myję się wczoraj, jutro czy rok temu.
Motyw odzieży powraca w wierszu „Zamiana”.
Zdjęłam ubranie, wzięłam je w rękę - / było ciepłe i bezwładne jak śpiące zwierzę. / Nagle zrozumiałam: to siebie niosę, / to siebie odkładam na krzesło co wieczór. / Którejś nocy musiała nastąpić zamiana / i od tamtej pory stałam się granatowym kostiumem, / a ubranie zmieniło barwę na cielistą, / zaczęło rozmawiać przez telefon / i wybierać dla mnie „najsłuszniejszą drogę”.
Od razu nasuwają się skojarzenia z powiedzeniem –„Jak cię widzą, tak cię piszą” a może ze sceną z „Mistrza i Małgorzaty”, gdy nieopatrznie wypowiedziane przekleństwo sprawia, że przewodniczący Prochor Piotrowicz znika ze swojego gabinetu, a za biurkiem nadal telefonuje, podpisuje, przystawia pieczątki jego garnitur.
Muzyczna rodzina zobowiązuje, toteż nic dziwnego, że wiele wierszy inspirowanych jest muzyką.
Barokowe skrzypce grają kantylenę. / Czas rozprostował skrzydła / i szykuje się do lotu.
Czekanie jest stanem zawieszenia / pomiędzy cierpliwością a irytacją. / Nawet Impromptus Schuberta nie mogą / tu pomóc.
- I to już koniec? – pytam dnia, / który przyniósł mi tylko niepewność i strach. / - Czy pieśń Mahlera wystarczy za odpowiedź?
W późniejszych tomikach pojawiają się wiersze skonstruowane według jakby z góry założonych schematów. Znane postacie literackie pojawiają się w naszym świecie i uzwyczajniają się ich losy.
Anna Karenina nie pije już laudanum, /…/ Wroński pokazuje Kareninowi, / jak używać smartfona jako wykrywacza metali /…/ Lewin kontroluje teraz przepływ ropy / z Emiratów Arabskich do Japonii.
W innym wierszu Julia wraca do Werony - / pracuje w Europejskim Parlamencie, / tylko w weekendy widuje Romea /…/ Znany dobroczyńca Szekspir umieszcza / na swoim facebooku coraz to nowe zaproszenia / na warsztaty kreatywnego pisania.
Pomysłowe to, jednak pozostawia u czytelnika niepokojące pytanie – Po co? Przygody hrabiego Thibault w Chicago (film „Goście w Ameryce”) są przynajmniej pełne zabawnych gagów.
W ostatniej części książki – „Wiersze nowe” – bardzo dużo miejsca zajmują te, w których poetka dokonuje czegoś w rodzaju drobiazgowej sekcji zjawisk tego świata. Personifikuje je i ogląda ze wszystkich stron jak pod mikroskopem. Bada „Niezależność”, „Koniec”, „Cierpliwość”, „Tymczasowość”, „Niemoc” i wiele innych. Przykładem niech będzie „Ból”.
Ból, który figuruje w kartotekach
jako notoryczny przestępca,
stara się umykać przed rozpoznaniem,
zmienia głos, wkłada workowate ubranie,
przemyka pod murami.
Schwytany wypiera się swojego imienia.
Puszczony wolno gwiżdże na palcach –
zwołuje kolegów – ma gotowy plan
nowego skoku.
Z zaślepioną latarką skrada się moimi tkankami.
Jego celem jest centrum sterowania myślą.
Gdy tam dotrze, w jednej chwili zrozumiem,
że jestem w domowym areszcie,
podczas gdy ból, zasłaniając się immunitetem,
nie może być karany ani uwięziony.
Nagromadzenie wielu jednakowo zbudowanych tekstów sprawia, że początkowe zaintrygowanie czytelnika szybko ustępuje zobojętnieniu, choć nie da się ukryć, że chwilami celne puenty pobudzają do dalszej lektury.
Najbardziej krzepiąca jest pewność śmierci – / ta stanowi punkt stały w płynnym, / ciągle zmieniającym się świecie.
Radość życia nie zależy jednak od nasłonecznienia - / mieszka w dziuplach drzew / dobrze osłoniętych przed zwątpieniem.
O tymczasowości – Jedyne, co jej grozi, to zachłyśnięcie się / powietrzem w chwili, kiedy diabelski młyn, / na którym gna, wejdzie w chmurę.
Często przewija się przez tę książkę motyw przemijania, schyłkowości, na co zresztą zwraca uwagę poetka tytułem wziętym z ostatniego – nomen omen – wiersza „Kiedyś, jednak”.
Kiedyś jednak trzeba będzie spasować,
rzucić karty i ze świadomością,
że się nic nie wygrało,
odejść na daleki plan
/…/
Kiedyś jednak trzeba będzie zacząć
zwiedzanie zaświatów, z biletem wstępu
kupionym okazyjnie od podejrzanego jegomościa.
Książka poetycka to nie powieść, którą czyta się od deski do deski. To raczej rodzaj szwedzkiego stołu, do którego można podejść, gdy się chce, spróbować tego czy innego smakołyku. W bogatym zestawie wierszy Aliny Biernackiej czytelnik ma w czym wybierać, zależnie od swoich upodobań i nastrojów.
Alina Biernacka „Kiedyś, jednak. Wiersze wybrane (1977-2020)”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2021, str. 182.
Stanisław Szwarc