„Ciągle wierzę w Miłość. Wiersze z Ziemi Świętej” ks. Jerzego Szymika, Jerzego Ł. Kaczmarka i ks. Wacława Buryły

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 08 lipiec 2021 Drukuj E-mail

WĘDROWAĆ CZY PIELGRZYMOWAĆ?

 

ks. Wacław  Buryła

Życie jest podróżą, wędrowaniem. Zazwyczaj wędrujemy drogami, które są banalne, powtarzają się, w pewnym  momencie  stają  się  męczące. Droga do szkoły, droga  do pracy, do sklepu, do lekarza, do kina czy teatru, na dyskotekę czy do kawiarni… Ale takie wędrowanie człowiekowi nie wystarcza. Są tacy, którzy chcą wędrować na inne kontynenty, do innych krajów, szukają miejsc bezludnych, może  nawet jeszcze  nieodkrytych. Ale są i tacy, którzy marzą o locie w kosmos. Wszak człowiek to Homo  viator – człowiek w drodze, podróżny, pielgrzym.

 Współczesny człowiek lubi podróże. Tym bardziej, że dzisiaj nie musi przemieszczać się na piechotę, ma do dyspozycji różne środki lokomocji: samoloty, statki, pociągi, autobusy, samochody… A świat właściwie stoi otworem, stał się globalną wioską, zniknęło wiele granic. Każda podróż mieści w sobie jakąś tajemnicę, dużo obiecuje, kusi czymś nieznanym. Każda podróż daje szansę na ubogacenie siebie, poznanie kultury czy historii innych narodów, budzi zachwyt  nad  perfekcyjną konstrukcją wszechświata, zadziwia pięknem  przyrody, ale  także bogactwem duchowym ludzi, których spotykamy.

 Niektórym wystarczy luksusowo urządzony hotelowy pokój, obfitość jedzenia, picie alkoholu czy innych napojów, basen, piaszczysta plaża… Tylko że wtedy chyba już nie można mówić o podróży, o wędrowaniu. Bo wtedy nie ma już ciekowości, głodu, jakiejś bliżej nieokreślonej tęsknoty, nie ma głębi. Ważne, żeby człowiek czegoś szukał, coś budował, żeby nie zgodził się na wygodną, leniwą stagnację, bo tak łatwo można stać się duchową skamieliną. W pewnym momencie można stać się zwyczajnym „posągiem”,  jak żona Lota. Ona oglądała się wstecz, a ważniejsze jest patrzenie przed siebie, patrzenie w przyszłość.

 Chyba  najpiękniejszym rodzajem  podróżowania – przynajmniej dla mnie – jest pielgrzymka.  To nie jest zwyczajny wyjazd, wycieczka. Pielgrzymka to nie tylko wędrowanie po konkretnych  miejscach, podziwianie architektury, pejzaży, to raczej odwiedzanie osób, wędrowanie po czyichś śladach, szukanie tych śladów. To czas sacrum, wchodzenia w Tajemnicę, dotykania Boga, szukania Boga, otwierania się na transcendencję. Człowiek, który ma poczucie swojej kruchości, ulotności, przemijania, ma potrzebę dotykania tego, co nieśmiertelne, wieczne. Taki człowiek ma potrzebę oddychania nie tylko doczesnością, sekundami, które znikają nie wiadomo kiedy – taki człowiek chce także oddychać wiecznością.

 Wyjątkowym miejscem na mapie świata jest Ziemia Święta. Ta ziemia nie jest święta dlatego, że święci są ci, którzy na niej mieszkają (daleko im do świętości), ale dlatego, że sam Bóg ją wybrał (chyba nigdy nie będziemy wiedzieli dlaczego), na niej mieszkał, dotykał jej swoimi nogami, a jeszcze bardziej sercem. Zatem nic dziwnego, że ci, którzy uwierzyli w Boga ucieleśnionego w Jezusie, tęsknią za tą ziemią, marzą o tym, żeby ją zobaczyć, dotknąć, żeby poczuć jej smak. Chrześcijanie pragną mieszkać (pomieszkać) na tej ziemi, przynajmniej przez kilka dni. Ta ziemia pomaga zrozumieć Jezusa, Jego Ewangelię, pomaga zrozumieć Boga. Byłoby cudownie, gdyby wszyscy chrześcijanie mogli odwiedzić Ziemię Świętą. Bo kiedy wraca się z takiej pielgrzymki, inaczej słyszy się Ewangelię, bardziej się ją rozumie. To pielgrzymowanie nie kończy się na kolorowych fotografiach, nie kończy się na niczym. Ono przenosi się na całe życie, na myśli, słowa i czyny. Przed wiekami tej ziemi dotykał Bóg w Osobie Jezusa. Teraz dotykają jej ludzie różnych narodowości. Dotykają różnych miejsc, a raczej te miejsca dotykają ich. To jest wzajemne przenikanie. Ludzie potrzebują tych miejsc, a te miejsca potrzebują tych ludzi. Tylko wtedy życie Jezusa będzie miało sens. Bo wędrowanie do Ziemi Świętej to zawsze podróż do źródła.

 W Ziemi  Świętej  byłem  już  (dopiero)  trzykrotnie.  Za  każdym  razem  byłem  coraz  bardziej  zauroczony  tymi  miejscami,  które  ciągle  oddychają  historią  i  to  tą  najważniejszą:  historią  Boga i człowieka, ich znajomości, wzajemnych fascynacji, zakochania. Bo jeżeli  tego  nie  ma  w  człowieku,  wtedy  szkoda  czasu  na wędrowanie  po Ziemi Świętej.  Przez  tę  historię  nie  wystarczy  przejść,  trzeba  się w  niej  zanurzyć.  Nie  wystarczy  zrobić  sobie  eleganckie selfie -  trzeba  stać  się  częścią  tej  historii.

 Dzięki pandemii  zauważyłem  coś,  czego  nie widziałem  przez  wiele  lat. Uświadomiłem  sobie,  że  my  jako  chrześcijanie  jesteśmy (zostaliśmy)  adoptowani.  Są  takie  dzieci  (na świecie  jest  ich setki tysięcy,  jeżeli  nie  miliony),  które  nie  były  chciane  ani  kochane,  okradzione  przed  biologicznych  rodziców  z  tego,  co  najważniejsze:  z  miłości. Te dzieci  często  marzą  o  tym,  żeby  ktoś  je  zauważył,  zaakceptował,  pokochał, stworzył  im  dom.  Niektóre dzieci  z  tej  grupy  (niestety  nie  wszystkie)  mają  to  szczęście,  że  ich  marzenie  się  ucieleśni,  ktoś  otworzy  przed  nimi  drzwi  mieszkania  i  swoje  serce.  Ale  po  pewnym  czasie  zdarza  się,  że  te  dzieci dowiedzą  się  o  tym,  że  zostały  adoptowane  i  wtedy  rodzi  się  w  nich  bunt,  nawet  agresja.  Zaczynają  nienawidzić  tych,  którzy  ich  pokochali,  którzy  dali  im  dom,  troskę  i  wtedy  zaczynają  poszukiwać  swoich  biologicznych  rodziców.  W  tej  sytuacji  mają  wiele  oczekiwań,  myśli,  wyobrażeń,  nadziei, które  najczęściej  kończą  się  rozczarowaniem i bólem.  Bo  wtedy  już  świadomie  odkrywają,  że  naprawdę  nie  są ani  chciane,  ani  kochane.  Takie  sytuacje  najczęściej  kończą  się  albo  depresją,  albo  samobójstwem.  Mieli  miłość,  którą  otrzymali,  którą  odrzucili,  której  nie  potrafili  docenić.  Mieli  wszystko,  a  wybrali   n i c.

 Wielu  ludzi  ochrzczonych  zachowuje  się  właśnie  w ten  sposób. Zostali  adoptowani,  pokochani  przez  Boga,  ale  w  pewnym  momencie  rodzi  się  w  nich  bunt,  odrzucają  Boga  i  Jego  Miłość,  wybierają  pustkę.  Na  przestrzeni  ostatnich  lat  tak  straszliwie  opustoszały  polskie  kościoły.  Tak  wielu  ludzi  znudziło  się  Bogiem  i  Jego  Miłością.  Bóg  nie  uczynił  im  żadnej  krzywdy,  więc  tak  trudno  zrozumieć  takie  zachowania.  Po  odrzuceniu  Boga  pozostają  już  tylko  wspomnienia  i… przepaść.  Albo  powrót  do  tej  porzuconej  Miłości,  wskoczenie  w otwarte  ramiona  Ojca. Bo  Bóg  nigdy  nie  przestaje  czekać.  Bo  Bóg  nigdy  nie przestaje  kochać.

 Pielgrzymka  do  Ziemi  Świętej  to  dobry  czas,  żeby  to  zrozumieć. Pielgrzymka  to  ważny i dobry  czas,  najbardziej  brzemienny  w  skutki.  To  czas  intensywnego  poszukiwania  Kogoś,  kto  nas adoptował  (dokonało  się  to  w  momencie,  kiedy  otrzymywaliśmy  sakrament  chrztu),  czyli  pokochał  i  to  w  sposób  niepojęty,  wręcz  szalony.  Na  początku  pielgrzymki  zaczynamy  rozumieć,  że  jesteśmy  kochani.  A  na  końcu  pielgrzymki  rozumiemy,  że  my  sami  też chcemy  kochać. Pielgrzymowanie  po  Ziemi  Świętej  to  czas  pełniejszego,  głębszego  odnajdywania Boga,  Który  jest  Miłością. To  jest  Miłość  nakierowana  na człowieka,  na  każdego  z  nas.
 Kiedy  człowiek  to  zrozumie,  wtedy świat  przewraca się  do  góry  nogami… ze  szczęścia.

Wymiernym  owocem  tego  pielgrzymowania  po  Ziemi  Świętej  jest  książka Ciągle  wierzę  w  Miłość.  Wiersze  z  Ziemi  Świętej,  którą  kilka tygodni  temu  odebrałem  z  drukarni.  W tej  książce,  która właściwie  jest  albumem,  mieszczą  się  fotografie  z  kolejnych  pielgrzymek oraz  wiersze trzech  poetów: ks. Jerzego  Szymika  z  Katowic,  Jerzego Ł.  Kaczmarka  z Poznania  i  ks.  Wacława  Buryły  z  Krośnic.  Ci  poeci  piszą  niby  o  tym  samym,  wszak  wędrują  po  tych  samych  miejscach,  ale  każdy  robi  to  inaczej,  bo  każdy inaczej  „widzi”,  inaczej  „czuje”.  Jest  to  jakby  „koncert”  na  trzy  głosy. Myślę,  że  warto  wczytać  się  i  wpatrzyć  w  ten  poetycki  i  fotograficzny „koncert”. Żeby zarazić  się  ich  zachwytem. Żeby  zatęsknić  za  Ziemią  Świętą.  Bo  tylko  tam  można  znaleźć  to  najważniejsze  dla  chrześcijanina  źródło.

Książkę  można  nabyć  u  ks.  Wacława  Buryły,  autora  wierszy  i  wydawcy.
Zamówienia  można składać drogą  mailową (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)  albo  telefonicznie  (693 104 588).  Cena  książki:  45 zł + opłata  pocztowa za wysyłkę. 
Dodatkowe  atuty  tej  książki:  twarda  okładka,  kredowy  papier,  pełny  kolor, 168 stron.

ks. Wacław Buryła