„Wieża wiatrów" Roberta Gawłowskiego

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 11 kwiecień 2021 Drukuj E-mail

Klaudia Jeznach

 

DIALOG KULTUR, ŹRÓDŁO I POCZĄTEK…

                                      (…) dziękuję Ci że dzieła stworzone ku chwale Twojej
                                      udzieliły mi cząstki swojej tajemnicy (…)
                                      a także Akropol którego nigdy nie zrozumiałem do
                                      końca cierpliwie odrywał przede mną okaleczone
                                      ciało (…)
                                      pozwól o Panie (…)
                                      żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne
                                      cierpienia
                                      a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten
                                      który pragnie źródła
                                      dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny
                                      a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na
                                      zawsze i bez wybaczenia
                                                (Z. Herbert, Modlitwa Pana Cogito – podróżnika)

I.
Dokonać zapisu znaczy pozostawić ślad istnienia. To, co zostaje opowiedziane, nigdy nie przemija. Doskonałym tego przykładem jest poezja Roberta Gawłowskiego, która wyrastając ze Słowa, będąc pragnieniem źródła, jest czymś więcej niż greckim logos. Znacznie bliżej jej do tradycji żydowskiej, w której słowo (dabar, davhar) żyje i działa. Sprawczość literatury, budzącej się z chronicznej wędrówki pisarskiego milczenia, jest zaletą „Pyłu” i „Dotknięcia” – owoców ciszy. Kto wie, czy przerwa w publikowaniu nie była ciszą dialogiczną? Ciszą, dzięki której pisarz mógł wejść w rozmowę z samym sobą, z wewnętrznym głosem, z Naturą, historią. Być może było to miejsce pozostawienia całego „się” świata i otworzenia na rzeczywistość własnego, niepowtarzalnego okna. To spotkanie, w przypadku wrocławskiego pisarza, nigdy nie odbija się krótkim i urwanym echem. Czytelnik ma do pokonania drogę pełną lirycznych rozmów, gęstej sieci znaków, metaforycznych podmuchów wiatru czy kontemplacji skłaniającej do wejścia w głąb własnego jestestwa. Nie ulga wątpliwości, że jest to jeden z najwybitniejszych współczesnych poetów metafizyków.

„Poeta przywraca życie” – to fragment motta najnowszego tomiku poetyckiego „Wieży wiatrów”, który jednocześnie mógłby stać się hasłem całej poezji Gawłowskiego, bowiem jest ona słowem, które „dotyka”, porusza, burzy zastałe schematy, ale jest też – i to wydaje się być elementem najważniejszym – „egzystencjalną parabolą”, historią człowieka, cywilizacji i przemijania. Księgą „ducha”, który reprezentuje nasze „ja”.
Tegoroczny tom poezji „Wieża wiatrów” jest otwarciem się na świat starożytnej Grecji, odległej, lecz wciąż żywej historii, której patronują wietrzne bóstwa.

Już sam tytuł w połączeniu z minimalistyczną i doskonale dobraną okładką zapowiada poetycką ucztę pełną zaskakujących smaków. Mamy do czynienia z greckim budownictwem, starożytną kulturą i poznaniem sensualnym. Oczy, uszy i usta odbijają w sobie świat zmysłowy i ukryty za kotarą znaczeń pierwiastek symboliczny. Zdają się mówić o rzeczywistości namacalnej, doświadczanej, w której panuje naprzemiennie harmonia i chaos, by w efekcie wydobyć z siebie także to, co unosi się w powietrzu, drga swój uniwersalny koncert i pulsuje znakami wychodzącymi poza sferę temporalną. Poeta zaprasza czytelnika do wspólnej podróży po czasie, miejscu i przestrzeni, wędrówki utkanej z egzystencjalnych przystanków i zmysłowych uniesień, do świata, w którym „Trwa wyłącznie Teraz, a Było i Będzie/ to światło, co przez dni przecieka”.

II. 
Choć poetycki świat stworzony przez Gawłowskiego zdaje się przemawiać do nas prosto z ruin i posągów, to jednak nie brakuje w nim autentycznego człowieka, uniwersalnych pytań i drogi… no właśnie, dokąd?... Jest w tych wierszach coś, co zdumiewa, zaskakuje. Po raz kolejny czytelnik ma do wyboru wiele dróg interpretacji, może podążać w zgodzie z własnym „ja”, znaleźć to, czego szuka, niejako zatopić się w swoim wymiarze, ale może także bez przeszkód wdać się w dyskusję, polemizować, znaleźć się gdzieś „pomiędzy”. Niebagatelne jest to, że wykorzystując bogatą metaforykę świata antycznego, poeta odrywa się od potencjalnego szufladkowania, jest kimś, kto wydobywa z tej kultury świeżość, kto ją aktualizuje i jednocześnie pisze (stwarza) na nowo. Świat, który jest już „światłem” wciąż żyje. Autor „Wieży wiatrów” oddaje do rąk czytelnika nić łączącą starożytność ze współczesnością. Ukazuje nam koncepcję uniwersalną, obejmującą przeszłość i przyszłość w wiecznym „teraz”, łączącą wszystkich ludzi i ich bycie w świecie.

III.
Subtelnie naznaczona granica między sacrum i profanum sprawia, że poprzez miejsca niedookreślone dociera do czytelnika głos człowieka, którego za Eliadem należy nazwać homo religiosus. Zbiór Gawłowskiego wskazuje na ponadczasowe archetypy, które są swego rodzaju kontaktem „ja” z szeroko rozumianym Kosmosem, Jednością.

Wiersze z tomu są naznaczone swego rodzaju boskim światłem, są dialogiem chrześcijaństwa z hellenizmem, powrotem do prapoczątków, z których wyłania się wspólne wszystkim religiom poszukiwanie odpowiedzi na najważniejsze pytania egzystencjalne. Na duchową jedność dwóch całkowicie odrębnych sobie kultur zwracał uwagę także Jan Paweł II, który dzięki pogłębionej lekturze katechez św. Pawła, wskazywał na istniejące w starożytnej Grecji poza-chrześcijańskie odbicie promieni Prawdy. W swoich katechezach głęboko przeżywających i omawiających wydarzenia z ateńskiego Areopagu, Wojtyła zaznacza, że Paweł z Tarsu daje nam świadectwo „duchowego dziedzictwa Izraela z dziedzictwem Grecji”, a Areopag staje się symbolem „tego, co trwa poprzez stulecia i pokolenia. Cała kultura Europy, cywilizacja zachodnia, wyrasta stamtąd: z greckiej kultury, z Areopagu – jakby z korzenia*. Takim źródłem, „korzeniem” jest w twórczości Gawłowskiego Wieża Wiatrów.

Budowla przedstawiająca reliefy ośmiu bóstw wietrznych, w późniejszym czasie zaadaptowana na kaplicę chrześcijańską, stanowi doskonałe ogniwo łączące szeroko rozumianą religijność. Owiewające poezję Gawłowskiego wiatry, tworzą coś na kształt linii melodycznej, głosu z zewnątrz, który jako dwuwersowy szept (podszept), każe czytelnikowi stanąć i smakować. Bez pośpiechu chłonąć każde słowo, dać się poprowadzić w nieokreśloną, wielowymiarową przestrzeń, poczuć ją w sobie, zostać „muśniętym”. Te Słowa nie pozwolą przejść obojętnie, są jak ogniki – pulsacyjnie rozpalane, namawiają do powrotów, które – jak chciałby Heraklit – prowadzą nas za każdym razem w inne miejsca, w inne obszary, w inne doznania…

Zaufaj temu,
czego nie dane ci nazwać.
   (Lips)

Pozwól, niech cię otuli
to, co milczące i niewidzialne.
   (Zefir)

Płyń i bądź
w tym, co niedotykalne.
   (Skiron)

Z szelestów,
skrzypień, szumów wejdź w ciszę.
   (Notos)

Być może ludzki język jest zbyt ubogi, by móc opisać świat:

Skamieniały język,
głoski przysypane piaskiem.
  (Apeliotes)

Wiatr w Piśmie Świętym, jako tchnienie (ruah) symbolizuje Ducha Bożego. W Starym Testamencie odnosi się do tego, co nadnaturalne jak i naturalne (święte i świeckie), lecz z pewnością hebrajski termin odsyła nas także do życiowej siły i Boskiego Dotknięcia.

Czy w greckich wiatrach mogą wybrzmiewać promienie Prawdy? Czy poezja dialogu kultur może zaprowadzić nas do Słonecznego Miasta? (Jeruzalem Słonecznej jak chciałby Juliusz Słowacki). Może odpowiedź wcale nie jest taka oczywista? Kim jest ten, który w wierszu Heliopolis „unosił się niczym piórko na wietrze”, „mówił o kosmicznym głosie; co nie ma/ słów, a słyszą go nieliczni”, który o wierze wypowiadał się, że:
U podstaw wszystkiego jest wielka trójca:

ten, który jest Pra-Bytem, także Pra-Światło
i jeszcze Pra-Słowo
Wiadomo, że był obcym, ale doskonale znającym ludzi, do których przemawiał, swą nauką sprawił, że ci, którzy go słuchali „zaczęli widzieć, rozumieć i zamarzyli/ o Mieście Słońca”.

Poetyckie tchnienie (wiatry) popycha nas jeszcze dalej… nakazuje nam spojrzeć na wieżę zegarową, która ukrywa w sobie to, co przeszłe i przybliża nas do nowego, nieznanego. Skąd przybywamy? Dokąd zmierzamy? Czy można tak po prostu przeminąć?

(…) mewy, jaszczurki i owady nie pytają
o przyczynę i cel, od zarania znają
prawdę.

Wieża wiatrów symbolizuje kres, jest zapowiedzią tego, co nieuchronne. Jakże aktualne jest jej drżenie…

Kapryśne podmuchy przynoszą tu
sól, igiełki pinii, plewy zbóż,
przynoszą i porywają.

Gnomon cieniem dotyka światła,
chwyta chwile i kreśli linie
na białym marmurze.

„Nie osiem, a nieskończenie wiele
jest stron świata”, widzą usta,
mówią uszy, słyszą oczy.

Wieża jeszcze niby trwa, ale już, już
drżą kolumny, kruszeje czas,
pęka relief dni i nocy.
   (Wieża wiatrów)

IV.
W labiryncie życia nie ma jasnych drogowskazów, wędrujemy w wieczne „gdzieś”, w świecie pełnym gwaru i chaosu zatracamy własne człowieczeństwo, czas i historia igrają z nami, zataczając koło. Po raz kolejny zostajemy poddani próbie i po raz kolejny przegrywamy… Szukamy i nie umiemy pojąć… Gdzie jesteś upragniona Arché?

W białym kamieniu, w ciszy, w trawach i wietrze,
w morzu i w powietrzu, w ptasich głosach, pośród
gwiazd, w świetle i ciemności trwa jedna zasada.

Szukali, ale nie odkryli, a ty dotykasz jej co dnia;
dotykasz, ale nie pojmujesz. Bez odpowiedzi
siadasz na kamieniu, fala goni falę, przychodzi

i umyka.
     (Arché)

Robert Gawłowski „Wieża wiatrów”, Oficyna Wydawnicza AKWEDUKT, Wrocław 2021, str. 75

-------------------------------------------------------------
*K. Wojtyła, Kazania na Areopagu. 13 katechez, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 15.

Klaudia Jeznach

 
Przeczytaj też u nas recenzje wcześniejszych tomików R. Gawłowskiego: Pył (2020) oraz Dotknięcie (2020) – autorstwa Klaudii Jeznach