Kołobrzeg u Mickiewicza*
Jacek Klimżyński
W 30 lat po napisaniu, a 13 po śmierci Adama Mickiewicza ukazuje się w Paryżu w roku 1868 dziełko „Pierwsze wieki historii Polski”. Pierwodruk oparty był na jednym z odpisów, lecz nie tym, na którym poeta własnoręcznie nanosił poprawki. Rzecz ukazała się staraniem Leonarda Rettela (1811-1885) uznanego w kręgach emigracji popowstaniowej publicysty, towiańczyka, którego wizerunek widnieje na zbiorowym portrecie belwederczyków, a więc ścisłego grona podchorążych atakujących siedzibę wielkiego księcia Konstantego w pamiętny listopadowy wieczór 1830 r. Dodać wypada również, że kawalera srebrnego krzyża Virtuti Militari.
Wydawca opatrzył publikację obszerną przedmową, której rzeczowość niepodobna zakwestionować ze względu na bliskie kontakty intelektualne z Mickiewiczem. Zresztą uczestniczył wcześniej w wydaniu pierwszego tomu prelekcji paryskich, a po śmierci poety otaczał troską jego spuściznę.
Rękopis i odpisy dziełka przechodziły różne koleje, zgodnie z łacińską maksymą habent sua fata libelli – książki mają swój los. Na tyle jednak szczęśliwie, że to właśnie synowi poety, Władysławowi Mickiewiczowi, dane było pozyskać rękopis, którego tekst natychmiast włączył do opublikowanego w 1880 r. IV tomu Dzieł ojca. Z lekkim zaniepokojeniem trzeba tutaj dodać, że fatum bezzwłocznie zatarło ślady rękopisu na wiele dziesięcioleci, by niespodziewanie objawić go w 1976 r. w dziale rękopisów Biblioteki Miejskiej w Bolonii w postaci 38 kart zapisanych dwustronnie, bez tytułu autorskiego, ale z napisem na dziewiętnastowiecznej oprawie skórkowej: Manuskrypt Historii Polskiej Adama Mickiewicza.
A więc Mickiewicz historiografem. Jeszcze jedna kreacja wieszcza, jak inne pełna tajemnic i niedomówień.
Poprzednia – Mickiewicz profetą i historiozofem – dzięki „Księgom narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” (1832) przyniosła mu należny rozgłos w Europie. Dzieło, dzięki dwóm przekładom na język niemiecki w 1883 r. i w rok później na francuski, budziło żywe zainteresowanie w kręgach intelektualnych. Konieczność kilkakrotnego wznowienia w ciągu paru miesięcy dla emigracji polskiej, a w kraju wydanie we Lwowie już w 1833 r., świadczyło o trafności zamierzenia.
Nowa kreacja strawiła czas poety w latach 1835-1838, by podobno w swym finale doprowadzić autora do decyzji spalenia obszernych fragmentów dzieła.
Taka jest opinia niektórych badaczy.
Zamiary twórcze Mickiewicza bynajmniej nie były tajemnicą. W kręgach emigracyjnych wymieniano liczne informacje na ten temat, a w korespondencji prywatnej poeta powiadamiał przyjaciół o toku pracy, a zwłaszcza o narastających w miarę upływu czasu rozterkach.
„Moja Historia idzie twardo i leniwo, bo się wdałem podobno nie w swoje”. Albo - „idzie tępo, zmieniam różne projekta tych lub owych rozdziałów, co jest znakiem niedojrzałości idei”. Kryzys motywacji czy narastający samokrytycyzm. Przecież w małym objętościowo tekście „O sposobie napisania Historii polskiej”, będącym zwięzłym konspektem pracy, klarownie wyłożył zamiar. „Ponieważ dzieło to jest przeznaczone do użytku młodzieży polskiej, więc autor ominie to, co się ściąga do ogólnej filozofii historycznej, i wszystko, co mogłoby być przedmiotem badań filologicznych lub krytycznych. […] Należy więc zacząć od fizycznego i moralnego rozgraniczenia Polski śród Słowiańszczyzny, pokazać czem ród nasz różnił się od innych spółpokoleń w języku, podaniach, obyczajach. […] W epoce Piastów wyjaśnić wpływ wiary chrześcijańskiej na życie domowe i towarzyskie Lechjici, na jej wyobrażenia polityczne, na tworzącą się monarchją.” Po chronologicznie ujętym skrócie dziejów Polski, ze wskazaniem autorów pomocnych przedsięwzięciu, Mickiewicz konkluduje – „Zamknąć dzieło krótkim obrazem odmian, które zaszły w prowincjach Polski pod rządem rossyjskim, pruskim i austriackim, tudzież kroniką legionów, Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego. Cały ten ciąg dziejów, od początku narodu polskiego do roku tysiąc ośmset trzydziestego, powinien być tak skreślony, iżby całość łatwo dała się objąć, i opowiedziany w sposób prosty i do stylu potocznego zbliżony, słowem tak, aby młody czytelnik przebiegłszy książkę, był w stanie ją spamiętać i powtórzyć.”
Tekst ten zdaniem badaczy miał powstać w r. 1838, a więc w roku zakończenia pracy nad dziełem. Jeśli tak, to w sformułowaniach zawarty jest jako zamiar, a nie dokonanie. Może więc nie doszło do spalenia „obszernych fragmentów dzieła”, a pierwodruk, zgodnie z tytułem nadanym przez wydawcę, obejmuje tylko pierwsze wieki historii polskiej, bo na nich właśnie autor zakończył swój trud. Być może.
Dziełko Mickiewicza składa się w pierwodruku z trzech zaledwie ksiąg nieproporcjonalnie rozmieszczonych na „38 kartach zapisanych dwustronnie”, słowem 76 stronach rękopisu autorskiego.
Księga I o tytule „Słowiańszczyzna od wyjścia jej z Azji do czasów Lecha, Czecha i Rusa, czyli Ruryka” zaczyna się ujmującym erudycją wstępem.
„Z głębi Azji, przed czasami Abrahama, wyszło z pokolenia Jafeta plemię, które później nazwało się Słowianami. Był to lud biały, czoła wysokiego, czaszki zaokrąglonej, nosa prostego miernej długości, oczu błękitnych, włosa płowego. Na długich nogach osadzony i barczysty, do rolnictwa i łowiectwa powołany.”
Księga ta zawiera ponadto przy końcu podrozdział „Dzieje mityczne Słowian pod Lechami”.
Księga II swym tytułem „Królestwo polskie w rodzinie Piasta aż do podziału państwa” zapowiada swe zakończenie na czasach Bolesława Krzywoustego.
Księga III „Polska w podziałach”, zaledwie kilkunastostronicowa kończy się na panowaniu Kazimierza Sprawiedliwego i w tej właśnie części zawiera interesujący passus pomorski. (Pisownia według Dzieł Mickiewicza pod redakcją Manfreda Kridla, Warszawa 1929)
„Monarcha ustanowiwszy porządek w nowym dziedzictwie, zachował pod swym bezpośrednim rządem Wielkopolskę; Pomorze bliższe, czyli Pomeranją Gdańską, rozciągającą się od ujścia Wisły aż do Laby, powierzył staroście Samborowi; dalszą zaś, czyli Pomeranją Słupską, ciągnącą się od Laby do Persanty, to jest kraj Kaszubów, oddał Bogusławowi, podobno synowi Warcisława, książęcia Pomeranji dalszej, to jest Sztetetyńskiej. Temu Bogusławowi, aby go do Polski przywiązać, udzielił Kazimierz tytułu duka czyli książęca. Wszakże potomkowie tego Bogusława, odziedziczywszy potem Pomeranją Szczecińską i zostawszy książętami Imperji (1181), zniemczyli i srogo prześladowali swoich rodaków Słowian.”
Odnotował Mickiewicz także skłonność Kazimierza Sprawiedliwego do wylewnej szczodrobliwości, ale i wynikające z niej głębokie rozterki duchowe – „uniesiony wspaniałomyślnością, darował Mieczysławowi szląskiemu, po pijanemu, na chrzcinach, ziemię Oświecimską i Bitomską, co potem jednak, zapewne z rady Senatu, odwołał.”
Zaś śmierci monarchy nadał zwięzły, lecz silnie udramatyzowany szczegółami obraz – „dzień uroczysty Ś. Floriana spędził w kościołach na nabożeństwie i rozdawaniu jałmużn. Nazajutrz u stołu rozmawiał właśnie o nieśmiertelności duszy i życiu przeszłem, kiedy nagle padł z krzesła i życie zakończył, z niezmiernym narodu żalem (1194).”
Wczesnośredniowieczny Kołobrzeg stosownie do swego znaczenia w polityce pierwszych Piastów znajduje wzmiankę o sobie dwukrotnie w Księdze II dziełka Mickiewicza. Pierwszy raz w dość obszernym rozdziale poświęconym Bolesławowi Chrobremu. Misja św. Wojciecha i zjazd gnieźnieński w roku 1000 mają u Mickiewicza, co zrozumiałe, poczesne miejsce. Pomińmy tutaj delikatną nieścisłość polegającą na przypisaniu św. Wojciechowi autorstwa „Bogurodzicy”, bowiem przeświadczenie to tradycyjnie zrosło się z rozumieniem początków poezji polskiej. Dość powiedzieć, że nawet Jan Łaski we wstępie do „Statutu polskiego” (1506) przytacza 15-zwrotkowy tekst „Bogurodzicy” jako utwór św. Wojciecha. Stosowny pomniczek św. Wojciechowi w podzięce za „Bogurodzicę” wystawił Mickiewicz również w lutym 1841 r. w ramach cyklu wykładów literatury słowiańskiej w College de France.
Poświęcając dużo miejsca misji św. Wojciecha i zjazdowi gnieźnieńskiemu w r. 1000, Mickiewicz z szacunkiem odnosi się do przenikliwości Bolesława Chrobrego i nadaniu pielgrzymce Ottona III do grobu św. Wojciecha nader uroczystej oprawy. „Wielki to był naówczas zaszczyt mieć gościem Cesarza chrześcijańskiego. Książę polski, ażeby pokazać i całą swoją potęgę i szczerą życzliwość ku monarsze, zebrał wszystkich panów, liczne rycerstwo, otworzył wielkie swoje skarby. […] Bolesław, korzystają z dobrej woli Cesarza użył jego powagi do urządzenia Kościoła w Polsce. Cesarze mieli jeszcze naówczas prawo nadawać inwestytury biskupom i arcybiskupom; ustanowiono w Gnieźnie arcybiskupstwo metropolitalne i stołeczne dla Polski. Diecezje: kołobrzeska na Pomorzu, wrocławska i krakowska, które zależały od metropolii zagranicznych niemieckich i czeskich, teraz wiążą się ostatecznie ze stolicą.”
Konkluzja powyższa znajduje potwierdzenie swej trafności w wypowiedzi historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jerzego Wyrozumskiego w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” (dodatek „Krakowiak Powszechny” z 10 czerwca 2007) „Ważna jest notatka Thietmara, który opisał wizytę Ottona III w Polsce i utworzenie archidiecezji gnieźnieńskiej. Kronikarz powiada, że Gnieznu zostały podporządkowane – a nie utworzone! – trzy biskupstwa. […] Dlatego w r. 2000 proponowałem, by Kościół krakowski nie świętował tak gładko tysiąclecia. Jest przecież znacznie starszy!”
Uściślenie to budzi skojarzenia z kołobrzeskimi obchodami Roku Jubileuszowego i każe zastanowić się nad naszą ułomnością poznawczą. Może powinniśmy na ten temat wiedzieć więcej niż skwapliwie głosimy. Może rola ówczesnego Kołobrzegu była bardziej skomplikowana. Może istnieją jeszcze jakieś nieodkryte ślady i źródła. Ileż pytań bez odpowiedzi kryje w sobie Budzistowo (Stary Kołobrzeg) już okazale zabudowane, gdzie badania archeologiczne dały tak imponujące wyniki, choć miały w istocie charakter cząstkowy.
Kołobrzeg ujrzymy u Mickiewicza po raz drugi dzięki Bolesławowi Krzywoustemu. Delektując się zbrojną witalnością polskiego władcy poeta-historiograf pisał – „Co wiosnę prawie ciągnął ku Elbie lub Karpatom, Czechów w polu szukając; na zimę biegł na Pomorze ścigać po obmarzłych bagnach poganów, oblegać ich zamki wodą oblane.” Żeby tylko.
„Raz Bolesław, z kilkudziesięciu towarzyszami obskoczony przez Pomorczyków, nie tylko potrafił wycofać się, ale z kilku rycerzami wrócił nazad i strwożonego takim zuchwalstwem nieprzyjaciela rozpędził.” A tak!
Jacyż niesympatyczni byli ci Pomorczycy. Rację miał chyba Gall Anonim, że właściwie żadnego dobrego słowa o nich nie napisał. Przeciwnie. Z nieprzyjemnych epitetów Gallowych można by złożyć wcale pokaźny słowniczek. Mickiewicz żywo wspierał brata-poetę, no bo jakże to – „Królowie polscy uważali od wieków za swoje dziedzictwo kraje między Wisłą i Odrą leżące; pogaństwo tam osiadłe wiązało się z pokoleniami Słowian zaodrzańskich i kumało się z Prusakami. Sami Pomorczycy o tyle uznawali władzę królów polskich, o ile ich szable nad głowami widzieli. Dla objęcia rządu królowie tam ciągnęli z wojskiem i póty niszczyli wsie i szturmowali zamki, aż wymogli dań i posiłek, po czem osadziwszy niektóre miejsca warowne nazad wracali. Za ich odejściem, poganie wypadali z lasów i twierdz, wycinali zostawione załogi i często puszczami zapędzali się aż w ziemie zawiślańskie.” Tego to już za wiele.
Co więc zrobił Bolesław Krzywousty – „Król zaraz z początku panowania (1102) przebiegał Pomorze i długo bezskutecznie oblegał wielkie miasto Kołobrzeg (Kolberg); później wysłał hetmana Skarbimira, któremu udało się znaczną cześć kraju do posłuszeństwa przywieść, aż znowu król, zebrawszy całe rycerstwo polskie, przyciągnął ostatnie twierdze nieprzyjaciela dobywać (1107). Niemało krwi i trudu kosztowała ta wojna; ludzie i obronne miasta broniły się do upadłego.
Tym sposobem zdobył Kolberg, Wolin, Kamin, Kozlin, a nawet przebrawszy się za Odrę największe miasto pomorskie Szczecin opanował.”
Frapująca literatura. Można czytać godzinami. To nic, że nazwa Kołobrzegu pisana jest niekonsekwentnie. Przecież pierwodruk powstał z odpisu nieautoryzowanego. To nic, że szabla zadomowiła się w Polsce dopiero w XVI wieku, a więc w przeszło 400 lat od czasów opisywanych, ale jako rodzaj broni znana była już w starożytności. Jest jeszcze wiele kwestii wymykających się zasadom metodologii. Przejdźmy obok nich życzliwie.
Wróćmy jednak do niespodziewanie szybkiego zaniechania pracy nad całością przedsięwzięcia. Rzeczywiście nie zamierzał napisać własnej wersji dziejów Polski. Wyraźnie chciał w nich wiele uporządkować i przedstawić w zrozumiałej formie. Coś jednak wprawiło go w stan obezwładniającego zniechęcenia. Jeszcze latem 1837 r. pisał do Odyńca – „Widzę, niestety! jak to trudno co dobrego zrobić! jak u nas strasznie historię sfałszowano.”
Jacek Klimżyński
---------------------------------
*za pierwodrukiem w papierowej „Latarni Morskiej” nr 3 (7) 2007
Przeczytaj też w dziale ‘eseje i szkice’ inne teksty J. Klimżyńskiego o tematyce historyczno-literackiej i morskiej