Zdrowy robociarski rechot
Jerzy Agaton Żelazny
Żale Agatona
W naszych czasach rzadziej niż niegdyś można usłyszeć ludowe śpiewanie. Trochę żal. U młodych wywołują szyderczy śmiech, zniecierpliwienie. A jednak zwyczaj śpiewania ludowych piosenek podtrzymują zespoły amatorskie. Być może i one wkrótce przeminą, chociaż, jak sądzę, nie tak prędko. Mają kilka wspólnych cech - do owych ansambli należą najczęściej panie, których młode lata to dalekie wspomnienie. Mężczyzn w zespołach są ilości śladowe, z reguły przygrywają paniom na instrumentach muzycznych. Panie przebierają się w kostiumy, które rzadko bywają strojami wzorowanymi na dawnych autentycznych kobiecych ubiorach, a najczęściej uszyte z barwnych tkanin według pomysłów obecnych krawcowych lub samych członkiń, jedynie sugerują dawny ludowy przyodziewek. Jedną z cech wspólnych są fartuszki, którymi panie przystrajają swe ponętne puszystością brzuszki. Z tego względu czasem w skrytości nazywam te zespoły „ansamblami fartuszkowymi”. Metryki członkiń wskazują, że tych kobiecych zespołów może wkrótce zabraknąć, chociaż niekoniecznie, gdyż wiele pań osiągnąwszy pewien wiek, odkrywa w sobie zamiłowanie do śpiewania i wstępując do zespołu, być może mają złudzenie, że jest to sposób na przywracanie młodych lat, a przynajmniej na zatrzymanie czasu. I to jest piękne złudzenie, które mnie również kusi. I pewnie dlatego tak wiele u mnie chęci do śpiewania. Oczywiście nie w zespole, ale w samotni, najchętniej przy goleniu.
Cała moja młodość, zwłaszcza ta wczesna, upłynęła przy dźwiękach muzyki ludowej. Płynęła z głośników radiowych, piosenki ludowe śpiewałem, należąc do chóru szkolnego, w bardziej dorosłym wieku przy kielichu.
Spopularyzowały piosenki ludowe słynne zespoły pieśni i tańca. „Mazowsze” powstałe 1949 roku i „Śląsk” założony cztery lata później. Wkrótce stały się sławne, oklaskiwane hucznie, wychwalane przez znawców i władze ówczesnej ludowej ojczyzny, a piosenki „Mazowsza”, czerpane ze skarbnicy kultury ludowej, zwłaszcza folkloru mazowieckiego, stały się popularne, śpiewane jak Polska długa i szeroka. Najbardziej ulubioną była ta zaczynająca się słowami „Kukułeczka kuka, chłopiec panny szuka...” Oczywiście sukces repertuarowy „Mazowsze” zawdzięcza jego twórcy, Tadeuszowi Sygietyńskiemu, który z ludowych, dość topornych, piosenek uczynił perełki muzyczne. Zespół ten odnosił sukcesy zagraniczne, a w kraju nastał istny potop powstających amatorskich zespołów naśladujących „Mazowsze”, a przede wszystkim korzystających z jego repertuaru - prawie każde miasto, miasteczko, większa wieś chciała mieć swój zespół pieśni i tańca. Liczne przeglądy i festiwale sprzyjały powstawaniu tych ludowych zespołów.
Przełom w Październiku 1956 roku zadał cios temu ludowemu śpiewaniu. Modny i dostępny, bardziej powszechny, zawłaszcza wśród młodzieży, stał się jazz, wybuchło szaleństwo rock and rolla. To był przejaw buntu przeciwko polityce kulturalnej państwa, preferującej właśnie muzykę ludową.
Mimo zmian w polityce kulturalnej piosenka ludowa nie zniknęła z estrad. I trzyma się nadal, wątlej, ale jednak. Przetrwało też wiele amatorskich zespołów pieśni i tańca, nawet powstawały nowe. Pracując w instytucjach upowszechnienia kultury, inicjowałem powstanie takich zespołów – jedne rozpadły się wkrótce po powstaniu, inne trwają już kilka dziesięcioleci, do dzisiaj. Bo siła emocjonalna piosenki ludowej jest wielka. Jej prosta melodyka, łatwa do zapamiętania, odwołująca się do powszechnych przeżyć ludzi, sprawia, że jest lubiana. Mimo że czasem bywa przedmiotem żartów, wyśmiewana.
Siła jej to też pogodny nastrój, odwoływanie się do zjawisk natury, dowcipne skojarzenia, często erotyczny podtekst, nie wulgarny, lecz subtelny i żartobliwy. Pamiętam z mojego śpiewania w chórze szkolnym pewne zdarzenie. Chłopcy zaczynali:
Deszczyk pada, zmoczy mnie.
Ty dziewczyno nocuj mnie.
A dziewczęta odpowiadały na tę propozycję negatywnie:
Nie będę cię nocować,
Bo ty będziesz figlować.
Jakoś nie przychodziły nam do głowy skojarzenia erotyczne. To słowo figlować przywoływało nam na myśl zabawę, dokazywanie, żarty. Kiedyś śpiewaliśmy tę piosenkę w hali fabrycznej najważniejszego zakładu produkcyjnego w mieście. Bo była taka akcja wymyślona przez propagandystów - zarządzano przerwę w robocie albo tuż po fajerancie zganiano robotników do jednej z wielkich hal produkcyjnych, a tam zespół amatorski popisywał się swymi artystycznymi umiejętnościami, by robotnikom umilić ciężką pracę. I właśnie, kiedy w piosence padły owe obawy dziewczyny o figlowaniu podczas nocy, robotnicy huknęli szczerym robociarskim rechotem. Dało się też słyszeć całkiem frywolne komentarze, słowem nasze śpiewanie zyskało większe uznanie i niejako inny wymiar.
To nas nauczyło, że w piosenkach ludowych czają się dość zdrożne skojarzenia i treści niekonieczne uznawane za pożądane przez ówczesną socjalistyczną moralność. Bo w owym czasie wszystko, co miało nazwę socjalistyczne, było dobre i cenione. Inna więc piosenka wydała nam się podejrzana - śpiewaliśmy o ogrodniku, który zwierzał się, że chętnie odprowadza ładne dziewczyny. I jednego wieczoru podczas romantycznego spaceru:
... ona wpadła w dołek,
a ja wleciał za nią.
Na nasze szczęście, ale ku niezadowoleniu słuchającej braci robociarskiej, piosenka nie opisywała, co się zdarzyło w owym dołku, to już należało do sfery domysłów. Zbiorowy śmiech świadczył, że domysły były adekwatne do sugestii piosenki.
Aluzyjność piosenek ludowych, skojarzenia odnoszące się do sfery życia intymnego człowieka, ich łatwa do zapamiętania melodia, nawet dla osób mało muzykalnych, sprawia, że chętnie są śpiewane na wszelkich spotkaniach biesiadnych rodzinnych i koleżeńskich. To również przyczynia się do ich trwania w pamięci społecznej. Nie potrafią ich wyeliminować żadne urządzenia odtwarzające muzykę. Bo ludzie czasem chcą sobie pośpiewać. Fakt, coraz rzadziej, zwłaszcza wiele osób młodych wyraża niechęć do ludowego śpiewania. Zwykle alkohol pomaga przełamać tę niechęć, a piosenki ludowe są szansą na uzewnętrznienie ekspresji. I jakieś stwarzają możliwości interpretacyjne!
Wszystkie rybki śpią w jeziorze
Ciula la la, ciula la la la!
Jedna (albo moja) rybka spać nie może...
Wiadomo, co się dzieje, gdy rybka o bujnym temperamencie nie może zasnąć.
W miarę przybywania promili, śpiewy bywają coraz bardziej frywolnie. Są to jednak piosenki nie tyle ludowe, co biesiadne właśnie. Czasem miewają charakter poniekąd instruktażowy:
Pytała się pani
Pewnego doktora:
Czy dobrze jest z rana,
Czy lepiej z wieczora?
Oczywiście w następnych zwrotkach problem zostaje pogłębiony, a na postawione w poprzedniej zwrotce pytanie znajduje się rozsądna odpowiedź: Dobrze jest z wieczora, by się dobrze spało, a z rana poprawić, by się pamiętało...
Nie tak dawno słyszałem w wykonaniu jednego z „fartuszkowych ansambli” pragnienie pań posiadania mężczyzny za wszelką cenę. Jej pointa jest nad wyraz kapitulancka:
... choćby pił, choćby bił,
byleby chłop był!
I pomyśleć w czasach mobilizacji różnych instytucji w walce z przemocą w rodzinie, obrony konwencji stambulskiej, takie życzenie! Co na to feministki i organizacje antyprzemocowe? Nie wolno im milczeć.
Jerzy Agaton Żelazny
Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, w tym fragmenty nowej powieści Śmiech Chryzypa, a także recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014), Kichający słoń (2018), Trzynasta (2018)