„Księga ramion deszczu” Dariusza Muszera
Anna Krasuska
MADE IN POLAND W HISTORII HAIKU
Słowa lśnią jasno.
Krótki ich sznur w haiku.
Nie dać się uwieść?
Anna Krasuska
Lekturę Księgi ramion deszczu rozpoczęłam od noty o autorach haiku, zamieszczonej na końcu książki. Co w tych biogramach twórców żyjących w XVII czy XVIII wieku jest bardzo często powtarzającym się motywem? Odpowiedź – biorąc pod uwagę nie tylko wybór gatunku literackiego ale i stylu życia – nie wydaje się zaskakująca. To Wędrówka.
Dla przykładu:
Bashō – późnym latem (…) udał się na pierwszą z czterech wędrówek; trwała ona dziewięć miesięcy (…). Przez ostatnie dziesięć lat życia podejmował liczne krótkie podróże.
Buson – po śmierci mistrza udał się na wędrówkę po północnych pustkowiach wyspy Honsiu. Odbywszy szereg podróży po całej Japonii…
Issa – w 1787 r. udał się na wędrówkę, wrócił do Edo w 1795 r., a następnie ponownie wyruszył do środkowej i wschodniej Japonii. W 1801 r. zajmował się umierającym ojcem, a po jego śmierci znowu wędrował.
Kikusha-ni – odbyła szereg samotnych podróży, m.in. do Osaki, Kioto, Edo i Kyūshū.
Rotsu – przez wiele lat podróżował jako mnich żebrzący po Japonii.
Ryōta – wiele podróżował po różnych prowincjach, komponując haiku.
Shokyū-ni – wielokrotnie podróżowała pieszo z Kiusiu do Kioto (prawie 800 km.), a na starość spełniłą swoje marzenie, idąc śladami „Oku no hosomichi”, jednego z najbardziej znanych dzieł Bashō.
Sora – wyruszył na wędrówkę z Bashō.
I tak dalej. I tak dalej.
O takich pomysłach jak ten, który podjęłam się zrealizować, zwykło się mówić: z motyką na słońce. Bo jakże inaczej można określić chęć wypowiedzenia się na temat myśli wolnych, wędrownych ptaków z perspektywy człeka nie tylko prowadzącego osiadły tryb życia, ale jeszcze obowiązkami rodzinnymi wręcz uwiązanego przy domu. No, chyba że przypadnie mi los taki jak Ōemaru, który, gdy skończył 80 lat, udał się na trwającą 189 dni wędrówkę do odległych rejonów. Jednak do tejże 80-tki jeszcze mi trochę brakuje.
Co, oprócz wędrówek, łączy jeszcze autorów haiku? Zazwyczaj mieli swoich nauczycieli – mędrców, u których terminowali, a potem sami zakładali szkoły, w których przez lata uczyli. Ba, liczba tych uczniów bywała całkiem duża. Bashō, jeden z Wielkiej Czwórki japońskiego haiku, miał ich ponoć dwa tysiące.
Z dużym więc onieśmieleniem sięgnęłam do Księgi ramion deszczu Dariusza Muszera. Jest ona podzielona na dwie części. Pierwsza z nich zawiera haiku Autora, i – jak dowiadujemy się z informacji zamieszczonej na okładce – zbiór ten powstawał nie tylko długo, bo przez prawie czterdzieści ostatnich lat, ale też w różnych miejscach (trzech krajach), zatem i w tym zakresie, czasowo-przestrzennym, zachowana została tradycja tworzenia haiku. A może to gatunek, którego pomyślnej uprawie sprzyjają tylko takie szczególne warunki?
Druga część tomu obejmuje zbiór 290 haiku 74 japońskich twórców w tłumaczeniu Autora (niestety, nie jest podana informacja, czy jest to przekład z oryginału, czy z innego języka).
Haiku jako gatunek literacki ma ściśle określone cechy, których nie można zignorować, dlatego najpierw skupię się na scharakteryzowaniu przestrzeganych reguł dotyczących formy i treści. Niewątpliwie tą z nich, która jako pierwsza daje się zauważyć, jest jej minimalistyczna objętość. W języku japońskim haiku składa się z jednej ciągłej linijki, ale dla potrzeb transliteracji oryginału oraz w innych językach (wykorzystujących alfabet łaciński) stosowany jest podział na trzy wersy. Całość obejmuje siedemnaście sylab, ułożonych kolejno: 5 – 7 – 5. Znawcy uważają, że twórca może wykorzystać mniejszą liczbę sylab, ale nie powinien przekroczyć wyznaczonego limitu. Haiku zostało wyodrębnione w samodzielny utwór z tanki (gatunku popularnego w XVII w. na japońskich dworach) przez prekursora tego gatunku, Matsuo Bashō. Klasyczne powinno zawierać odniesienie do pory roku (tzw. kigo, czyli słowo na temat pory roku) oraz zaznaczenie tzw. cięcia (kireji), czyli podziału tekstu na dwie części, zharmonizowane z przedstawionymi obrazami, zaznaczane w językach innych niż japoński za pomocą znaków interpunkcyjnych, np. myślników, wykrzykników. Najczęściej jest to zmiana planu ogólnego na szczegół:
Noc jesienna –
Szpary w drzwiach
grają na flecie. (Issa)
Lub odwrotnie, odjazd kamery ze szczegółu i zatrzymanie się na planie ogólnym.
Zmarznięte drzewo
ogarnia cieniem kamień –
Cisza zimowa. (Dariusz Muszer)
W klasycznym haiku, które bywa nazywane poezją pór roku, muszą się znaleźć odniesienia do przyrody. To obowiązkowe wykorzystanie motywu natury znawcy upatrują w związkach tego gatunku poetyckiego z taoizmem, buddyzmem akceptującym animizm (wierzenia, że nie-ludzie, czyli elementy świata flory i fauny, a nawet przedmioty nieożywione posiadają duszę).
Nie dysponuję wiedzą, w jakim zakresie haiku jest formą praktyki zen, dlatego uznając temat dogłębnego badania relacji religii z głoszonymi w poezji treściami za ciekawy, pozostawię go znawcom, minimalizując w tychże rozważaniach. Przytoczę tylko stanowisko Beaty Śniecikowskiej, która wymienia trzy najistotniejsze kategorie estetyczne pozwalające odczytać haiku: „sabi oznaczające samotność, duchową izolację; związane z ceremonią herbacianą wabi, czyli osamotnienie niosące mądrość, pozwalające dostrzec piękno rzeczy; karumi niosące lekkość i prostotę wysłowienia. (…) Wszystko sprowadza się do współodczuwania i jednocześnie panowania nad emocjami oraz do oszczędnego stosowania środków”.
Już sam tytuł zbioru Muszera – Księga ramion deszczu – wprowadza problematykę przyrody, co więcej, takiego jej elementu, który pojawia się w każdej porze roku.
Wiosna:
Marcowa niedziela. / Deszcz siąpi, a pomiędzy – / Płatki śniegu. (D. Muszer)
W deszczu wiosennym / parasol, peleryna / idą, paplają. (Buson)
Lato:
Jeszcze pada deszcz, / a już gołąb na dachu / czeka na następny. (D. Muszer)
W letniej chlapie / pod same drzwi mej chaty / żaby podpływają. (Sampu)
Jesień:
Pożółkła lipa / stoi pośród mokrych drzew / lustro spokoju. (D. Muszer)
Ale lunęło! – Małpka, co spadła z drzewa, / wypina na mnie tyłek! (Kyōdai)
Zima:
Brązowy wróbel / pije wodę z kałuży – / zaraz zamarznie. (D. Muszer)
Ech, napadła mnie / bezdenna samotność! – / Deszcz ze śniegiem. (Jōsō)
Wytwarzany nastrój pozostaje w symbiozie z rytmem przyrody. Raz wystarczy kwitnąca gałąź i już mamy wiosnę, potem zwlekające z odejściem letnie słońce, jesienne drzewa opuszczone przez liście, wreszcie przemarznięte włosy, minus trzynaście itd. Jednak mówiąc o kulturze Japonii, Kraju Kwitnącej Wiśni, nie można pominąć praktykowanego od kilkuset stuleci hanami. Obserwowanie kwitnienia wiśni jest dla Japończyków okazją do świętowania i zabawy, nie może więc dziwić, że kwiaty akurat tego drzewa są częstym motywem sztuki, w poezji postrzegane jako metafora życia, łącząca piękno i krótkotrwałość.
Obejrzałem się, / a świat stał, zatopiony / w wiśniowych kwiatach. (Chora)
Pękają w szwach / z tyłu, z przodu i z boku / wiśniowe kwiaty. (Rippo)
W różowe pryszcze / wiśnia wyciska pąki. / Cały sad kwitnie. (D. Muszer)
Pochmurny dzień – / Zamiast słońca świeci dziś / kwiecie wiśni. (Kyōhaku)
Z końcem kwitnienia / wiśni także w mym sercu / nareszcie spokój (Koyu-ni)
W obu częściach tomu został zachowany klasyczny podział na pory roku. Z kolei każde haiku – miniaturowy obrazek przedstawia jakieś konkretne wydarzenie tu i teraz. Jest jak stop-klatka, która zapisuje ten jedyny moment dziania się i niepowtarzalny psychofizyczny stan autora, który tę właśnie scenę utrwala i poddaje refleksji. Zgodnie z regułą budowy tego gatunku poetyckiego opis przyrody może zawierać tylko dwa elementy, co wiąże się z zasadą ich zestawienia czy porównania, jak w poniższych przykładach, czy to japońskich:
Bitwa tu wrzała. / Obok zniszczonej chaty / jabłoń zakwita. (Shiki)
W świetle księżyca / strachy na wróble jak ludzie – / politowania godni. (Shiki)
czy też Muszera:
Na śniegu łapy – / To zając przemknął obok, / gryzie płaszcze drzew.
Cmentarz na wzgórzu. / Wieszam oczy na dębie – / Widzę jak drzewo.
Jednak zabiegiem poetyckim, który wydaje mi się w haiku najciekawszy, jest umiejętność pogodzenia tych wybranych okruchów przyrody z autorską refleksją, która najczęściej wyrażana jest pośrednio. Ponieważ autor z założenia nie powinien używać terminów abstrakcyjnych (np. miłość, gniew, radość, smutek) musi znaleźć „pomysł”, jak (a cały czas trzyma go w ryzach rygor: co najwyżej siedemnaście sylab) tę refleksję przekazać: czy niezwykle precyzyjnie dobierając słowa, czy uciekając się do zastosowania odpowiedniej składni, interpunkcji, zaskakującego zestawienia przywołanych elementów natury. I choć nie oczekuje się w haiku metafor, to jednak ocieplenie tej narzuconej ascezy stosowania środków stylistycznych niespodziewanym spostrzeżeniem, ba, humorem nawet, czyni ten gatunek (przynajmniej dla mnie) miarą poetyckiego kunsztu. Pewnie dlatego też mierzą się z haiku najlepsi poeci i to wcale nie na początku swojej twórczej drogi, żeby wspomnieć tylko noblistów, Miłosza i Tranströmera.
Jakie zabiegi poetyckie prowokujące humor, elementy zaskoczenia, zabawę językową znaleźć możemy w Księdze ramion deszczu? Warto zauważyć, że najczęściej autorzy wykorzystują w jednym haiku kilka tropów, z których jeden przejmuje rolę dominującą. Bez wątpienia ulubionym środkiem stylistycznym w tym zakresie będzie animizacja. Weźmy szkło powiększające i zobaczmy, na przykład, jak Poranny wietrzyk / potargał gąsienicy / całą fryzurę. (Buson), albo – już z dalszej perspektywy – sytuację, w której Pliszka krzyczy, / echo odpowiada. / Pogadali sobie. (D. Muszer). I to przekrzykiwali siebie w tej samej jesiennej porze, kiedy Na szczycie brzozy / umierał ostatni liść – / Wcale się nie męczył. (D. Muszer). W tym przypadku zastosowanie animizacji powoduje, że nie tylko „widzimy” śmierć drzewa, ale jeszcze dowiadujemy się, o ironio, że była to śmierć prawie szczęśliwa.
Szczególnie wdzięcznym pomysłem na budowanie pojemnej interpretacji danej sytuacji, bo pozwalającej wykorzystać różne konteksty, jest posłużenie się przez autora haiku frazeologizmami lub wieloznacznością słów:
- Dzisiejsza burza / zapomniała o deszczu. / Przeszła piorunem (D. Muszer). Słowem: przeszła tak szybko, że aż zapomniała o istocie swojej natury, czyli rzęsistych opadach, ale przeszła piorunem, boć grzmoty i błyskawice są okrasą każdej burzy.
- Z kolei Jesienny wiatr / zajrzał wczoraj do gniazd. / No i po ptakach! (D. Muszer). No cóż, jesienny wiatr potrafi być szczególnie porywisty, czasem wystarczy, że tylko zajrzy, a już… przepadło. Autor wygrał w tym haiku zderzenie dosłownego odczytania sensu opisanego zdarzenia z przenośnym znaczeniem frazeologizmu po ptakach (w wersji potocznej i bardziej dosadnej: po ptokach).
- Na asfalt upadł, / ledwo mógł się pozbierać, / dziecięcy rower. (D. Muszer). Jakież tu stopniowanie napięcia z zaskakującą puentą. A wszystko dzięki środkowemu wersowi, w którym „pozbierać się” gra wszystkimi znaczeniami: i pozbierać, czyli zespolić w całość po rozpadnięciu na części (oj, rozetrzeć zakrwawione kolana, sprawdzić, czy rower nie został uszkodzony), i przejść z pozycji horyzontalnej do wertykalnej, i odzyskać stan fizyczny sprzed zdarzenia, i wreszcie odzyskać równowagę psychiczną. A wszystko z trudem, ledwo, ledwo... Zapewne nie tyle dziecięcy rowerek, ile bohater zdarzenia zapamięta je dłużej niż Autor haiku.
- Na leśnej drodze / wicher zastąpił mi drogę – / Ale zwiewałem! (D. Muszer). Tu z kolei Autor, bazując na wieloznaczności czasownika, dodatkowo wykorzystuje grę fonetyczną wiać – zwiać. Jeśli ktoś/coś zastąpi ci drogę, uniemożliwi dalsze przemieszczanie, masz dwa wyjścia, możesz stawić czoło temu komuś/czemuś lub uciec. Jeśli wicher wieje i może cię zwiać, to szanse na opór masz raczej znikome – dopowiada między sylabami. Możesz zrobić to, co on, czyli wziąć nogi za pas. Spójnik „ale” podkreśla, że aby ucieczka była skuteczna, musi być szybka.
Jakże niewiele sylab potrzeba dla oddania całej dramaturgii sytuacji!
Jeszcze większy minimalizm napotkamy w haiku: Księżyca w oknie / złodziej / zapomniał. (Ryōkan). Tylko dziesięć sylab wykorzystał autor do opisu włamania, nie tylko przedstawienia osoby, ale też określenia czasu sytuacji i jej skutków: złodziej pod osłoną nocy skradł wszystko, zapomniał tylko! o księżycu, którego światło weszło przez okno, zatem stało się częścią okradzionego mieszkania. Pozornie beznamiętna relacja. Można krócej niż dziesięć sylab? Nie sądzę. Haiku jak żaden inny gatunek poetycki pokazuje realizację znanej maksymy: minimum słów, maksimum treści.
Na podkreślenie zasługuje także niezwykła plastyczność utrwalonych słowem obrazów. Jeśli przyjmiemy, że haiku odwołuje się do wszystkich zmysłów, to jednak na plan pierwszy wysuwa się wzrok. Bo nawet gdy autor danego utworu przywołuje tylko główne elementy natury, to wyobraźnia odbiorcy nadbudowuje od razu brakujące części i tworzy opowieść. Jak w tym przypadku: Mężczyzna z kosą. / Trawa straciła nogę – / Chwilę oddycha. (D. Muszer). Letni dzień, sianokosy, chwila po ścięciu traw, które jeszcze nie zdążyły przemienić się w siano. Mistrzowskie operowanie słowem!
W kontekście wrażeń wzrokowych nie może zabraknąć doznań związanych ze słuchem, i to o różnym stopniu natężenia dźwięku:
Jaka tu cisza – / Pieśń zalotna cykad / wdarła się w skały. (Bashō).
Słucham rocka, / a wiewiórka w takt grzmoci / o dach ogonem. (D. Muszer).
Jeszcze nie słyszę, / a przeszła w zimnych włosach, / tupie nogami. (D. Muszer).
Zostając dalej w kręgu utworów Muszera, pora teraz przywołać humorystyczne sekwencje dotyczące węchu, ze smakiem w tle:
Obiad sąsiada / wpadł do mnie przez okno. / Baran i czosnek.
Zapach dymu. / Przez zieloność krzaków / zagląda kiełbasa.
A skoro jesteśmy przy kulinariach, to i taki skrót nieuniknionego ciągu przyczyno-skutkowego wart jest zacytowania: Króliki jadły / babkę i koniczynę – / A potem pasztet.
Do pełnego zestawu brakuje dotyku, a zatem:
Krople jasnej rosy – / Wybredne to one nie są, / rozsiadły się wszędzie! (Sōin).
To wiatr wiosenny / przykleił liście krzakom. / Napraw też lipy! (D. Muszer).
Ptak ostrym dziobem / wykopał w słońcu dziurę – / Trysły promienie. (D. Muszer).
Wiatr szarpie zielenią. / Tyle miałbym dziś wrażeń, / gdybym był drzewem. (D. Muszer).
Wczesnym południem / ktoś przestraszył jaskółki – / Biją powietrze. (D. Muszer).
Nie można zaprzeczyć, że haiku to poezja zmysłów! Na ten stan rzeczy niewątpliwy wpływ ma głęboka, emocjonalna więź z przyrodą, poczucie jedności z całym światem, podpowiadana przez praktykę zen kontemplacja piękna natury, cudu życia w każdym, najdrobniejszym jego przejawie. I jeszcze pamiętać należy o maksymie Bashō, że „o sośnie należy uczyć się od sosny, a o bambusie od bambusa”. Haiku, jak błysk flesza, zatrzymuje moment w całym jego bogactwie. Zapewne także dlatego utrwalone w utworze okruchy świata nie wartościują go estetycznie, nie wskazują piękna i brzydoty. Po prostu każdy zatrzymany kadr ma urzekać prawdą, zaświadczać o tym, co tu i teraz. Mamy więc, w zależności od pory roku, uchwycenie zmian pogody, wyglądu roślin, zachowania zwierząt i ludzi, których praca i całe życie podporządkowane są zewnętrznemu rytmowi. Żadnych tu fajerwerków, fantastycznych, nieoczekiwanych zdarzeń. Wszystko mieści się w granicach przewidywalności, powtarzalnego rytuału:
Znowu jesień. / Gdy rano opuszczałem dom, / jeszcze paliło się światło. (Suretsu)
Jest też „znowu wiosna”, czy „znowu lato”, zatem – zataczając koło – zawsze natrafimy na oswojony świat, co najwyżej widzimy go w innej perspektywie, ale pogodzeni, przyjmujący, że tak po prostu jest, nieuchronnie być musi. Czy z takiego przekonania wieje nudą? Nie, jeśli człowiek potrafi dostrzegać niezwykłości w zwykłości. Tak jak autorzy haiku.
Oni nie wyrażają wprost swoich emocji, ale empatia dotycząca innego życia leży u genezy ich postrzegania, np. kiedy Buson chce podkreślić niecierpliwość ptaka: Na drzewie bażant / przestępuje z nogi na nogę. / Ranek nie chce zszarzeć, Muszer troszczy się: Ciepło – lecz nie wiem, / czy porzucony kot też / dobrze się czuje, a Issa (ironicznie?) pociesza: Nie martwcie się – / Wszak liście też spadają / bez szemrania.
Ten krótki tekst sprawia przy tym wrażenie lekkości, ot, chwila przyszpilona słowem i utrwalona w poezji. Ale to tylko złudzenie. Rygorystyczne przestrzeganie zasady „minimum słów, maksimum treści” kojarzy mi się z sudoku wykorzystującym trudniejsze plansze. Niby zasady są w tej grze banalnie proste, ale osiągnięcie zadawalającego efektu już nie. Haiku też ma przejrzyste reguły budowy, ale oczekiwany efekt nie zawsze satysfakcjonuje. Zastosowanie reguł to nie wszystko, bowiem cienka linia biegnie w tym przypadku pomiędzy Sztuką i sztuką. Dlatego tak smakowita jest Księga ramion deszczu. I kiedy
skłania do zadumy:
Odejść jak liście / i nie martwić się drzewem – / Oto zadanie! (D. Muszer)
Jakie to trudne, / nie tylko dzisiaj, / być żółtym liściem. (D. Muszer)
Jutro nowy rok. / Jeszcze nie pogodziłem się / z poprzednim. (D. Muszer)
Postanowiłem / nie posunąć się w latach – / Lecz ten dzwon świątyni… (Jōtō)
erotycznie uwodzi:
Stopami depczę / zielone uda łodyg / rozchylają się. (D. Muszer)
zaskakuje… samego autora:
A co ta mucha / zgubiła w tym pokoju / w środku zimy? (D. Muszer)
Płatek kwiatu, / co na gałąź powrócił? – / Ależ to motyl! (Moritake)
napawa optymizmem:
Wiosenny deszcz. / Z każdym dniem wszystko / będzie piękniejsze. (Chiyo-ni)
pozwala popatrzeć naiwnie jak dziecko:
Widny, wielki księżyc. / Szłam i szłam, lecz niebo wciąż / było daleko. (Chiyo-ni)
lub po prostu zatrzymuje przy ciekawym obrazie-metaforze:
Pstrąg wyskoczył z wody. / Pod nim, na dnie potoku, / pływają chmury. (Onitsura)
Zmierzch jesienny. / Wrona włóczy się po niebie / bez słowa w dziobie. (Kishū)
Nawet życzliwie patrząc: / Twarz w lustrze / pokazuje zimne rysy. (Issa)
albo płata figla jak mnie, kiedy zamiast przeczytać Po wschodzie słońca – / Wszystkie fiołki stoją krzywo – / Ach, kreta przyniosło! (Bonchō), przeczytałam końcowy wers: Ach, kreta poniosło! (pewnie podświadomie oczekiwałam takiego efektu językowego).
Celem haiku nie jest spełnienie jakiegoś z góry powziętego celu, zadania. Niczego nie tłumaczy i samo też nie wymaga tłumaczenia. Ma „tylko” lub „aż” zapisać ulotną chwilę. Dlatego trudno byłoby z haiku polemizować, jeśli często nie dopuszcza do konkretnego odczytania. Byłoby to jak spieranie się z impresjonistą o padanie światła w danym momencie. Zostaje czytającemu równie ulotne odczucie. Po prostu carpe diem.
Haiku po prostu się czyta. Dlatego w swoich refleksjach o zbiorze Muszera przytoczyłam ich tak dużo. Co najwyżej wykorzystałam przewagę piszącego i wybrałam te, które podobały mi się najbardziej.
O tym gatunku, który powstał w XVII wieku (w okresie Edo) i z różnym nasileniem był uprawiany, Reginald Horace Blyth (autor czterotomowego Haiku i dwutomowej Historii haiku) powiedział: „jest on wyrazem krótkotrwałego olśnienia, kiedy wglądamy w życie rzeczy”. Można dopowiedzieć: i nie starzeje się. Bo na pytanie: Czy ten „wszechświat w ziarnku piasku”, „mikroświat w soczewce”, „błysk flesza”, jak zwykło się o haiku mówić, jest ciągle atrakcyjny dla współczesnego odbiorcy? – odpowiedź brzmi:
Dzisiaj haiku
też
ma się dobrze.
Z kolei o przyczynach tejże popularności zaświadcza Czesław Miłosz, który w przedmowie do zbiorku swoich haiku napisał: „Dla naszej wrażliwości im mniej słów, tym lepiej, skąd już prosta droga do zapytania, jaki sens da się wyrazić przy maksymalnie zmniejszonej ich liczbie. I w takim momencie spotykamy poezję, która od wieków zaprawia się w skrótach, używając słów jako niedoskonałego zapisu medytacji bezsłownej o życiu i świecie”. Te cechy sprawiły, że haiku upowszechniło się stosunkowo szybko także poza Japonią. Jednak współcześni twórcy nie traktują już jako obowiązku ani konieczności odniesienia się do przyrody, ani zachowania klasycznej reguły siedemnastu sylab w zapisie 5–7–5. Jako czytelnik nie w tym upatruję element zagrożenia dla pozycji tego gatunku poetyckiego. Raczej zasmuca mnie obniżenie artystycznego poziomu utworów na rzecz ich powszechnego tworzenia (równolegle do tworzenia przez poetów). Teraz – za sprawą programów komputerowych – na podstawie zaproponowanych słów haiku powstaje automatycznie. Pierwszy taki program opracowała dr Naoko Tosa (m. in. wykładowczyni Academic Center for Computing and Media Studies uniwersytetu w Kioto), o czym na początku stycznia 2008 poinformował brytyjski New Scientist. Z kolei Amerykanie wymyślają haiku, rzucając kostkami do gry. Tworzone są warsztaty nauki haiku dla dzieci i dla dorosłych. Mniej to ma wspólnego ze sztuką, bardziej z zabawą, logiczną grą.
A jak haiku docierało do Polski? Pierwsza informacja o haiku w prasie literackiej została zamieszczona w okresie międzywojennym (Wiadomości Literackie, 1937, nr 46). Pierwszym tomikiem z nazwą gatunku w tytule był Haiku images Stanisława Grochowiaka (1978, dwa lata po śmierci poety). Pierwszą działającą organizacją jest Polskie Stowarzyszenie Haiku (zawiązane w 2015, zarejestrowane w 2016 roku). I oczywiście publikacja haiku wielu, wielu poetów, tu wymienię tylko Antologię polskiego haiku opracowaną przez Ewę Tomaszewską. I oczywiście najbardziej znane tłumaczenia japonistki i pomysłodawczyni wielu projektów dotyczących kultury Kraju Kwitnącej Wiśni, Agnieszki Żuławskiej-Umedy. To wszystko świadczy o tym, że u nas też haiku ma się dobrze. I nie tylko haiku, ale „prawie haiku” też. Tak Ryszard Krynicki (Haiku. Haiku mistrzów, 2014) nazywa swoje utwory, które odbiegają od japońskich rygorów. Od tych przyjętych przed wiekami zapewne tak, ale jeśli uznamy, że gatunek ewoluował i dzisiaj zniesione są tematyczne ograniczenia („wszystko jest naturą”), to kadry, na których utrwala nasze tu i teraz zmuszają do zatrzymania się i namysłu, np.
Jesteście wolni – mówi strażnik / i żelazna brama zamyka się / teraz z tej strony.
Tramwaj, dziewczyna / żegna się z koleżanką: / – No to pa, kurwa!
„Już cię nie kocham.” / Zdanie oznajmujące / proste, jak inne.
Najbiedniejszym tej ziemi / ciężkiej pracy nie szczędzi / nawet umieranie.
Ludzki gatunek w lustrzanym odbiciu. Sedno. Z lękiem ogląda się taki album prawdy.
Krótką i przekonującą mnie definicję haiku sformułował Marcin Kamiński, zastanawiając się, z czym to się je: „Prawdziwe haiku to konwersja momentu (mówiąc »moment«, mam na myśli doznania płynące ze wszystkich zmysłów odczute w jednej chwili) w wiersz”. Dopowiedziałabym, że w odbiorze też ten moment trzeba zmysłowo przeżyć. Tak, prosta lub pozornie prosta relacja z obserwacji ma siłę bokserskiego ciosu, albo wręcz przeciwnie, delikatnie muska metaforą, kryje zagadkę. Uwodzi słowami, ale też ich… brakiem, bo nie tylko zwięzłość, ale i milczenie stanowią o sile przekazu haiku.
Jednak pisać o haiku nie jest łatwo. Między znakomitym haiku a grafomanią biegnie cienka granica 17 sylab, między interpretacją a „interpretacją” tych utworów też, bo łatwo można wejść na równy trakt mówienia banałów. Haiku – jako że są proste w przekazie, nie operują środkami stylistycznymi, które komplikowałyby zrozumienie – tłumaczą się same. Można by powiedzieć: wystarczy nie przeszkadzać w lekturze. Wystarczy je tylko cytować.
Ale czy podejmując się zdania relacji z lektury Księgi ramion deszczu Dariusza Muszera powinnam uciec się tylko do cytowania? Oj, gdybym tak zrobiła, to ze zdziwienia redaktora odbierającego tekst też by pewnie jakiś ulotny siedemnastosylabowiec powstał.
Zamiast podsumowania
Uwodząca zawartość Księgi… Dariusza Muszera nie tylko skłoniła mnie do wyłuskania z niej najciekawszych dla mnie haiku, ale też sprowokowała do poczytania innych twórców tego gatunku. I tak mi się zaczęła tworzyć prywatna antologia.
Dariusz Muszer „Księga ramion deszczu”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2020, str. 131.
Anna Krasuska
Przeczytaj też fragment jednej z powieści D. Muszera w dziale „proza” naszego portalu, a także w „porcie literackim” recenzje jego książek – Niebieski (2006), Wolność pachnie wanilią (2008), Homepage Boga (2013), Pole czaszek (2017), Baśnie norweskie (2018), Człowiek z kowadłem (2019) oraz Wiersze poniemieckie (2019)