„Wykrzesać ogień. Taki stan” Łucji Dudzińskiej

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 19 styczeń 2019 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

DRUGIE DNO MĘSKOŚCI

Kolejny tomik Łucji Dudzińskiej – solidny! Zacznę od rekomendacji Żanety Nalewajk, która zamieściła krótką notę na plecach okładki: W tomie „wykrzesać ogień. Taki stan” Łucja Dudzińska z powodzeniem podejmuje wyzwanie wykreowania męskiego bohatera lirycznego oraz prezentuje poetyckie, eksperymentalne studium stanów jego świadomości, relacji i emocji. Substancja tych wierszy jest nie tylko liryzm, lecz także narracyjność ujawniająca się nie tyle w wyborach gatunkowych autorki, ile w kompozycji tomu. Włączone do niego teksty układają się bowiem w spójną opowieść przesyconą poetyckością, a zarazem odpowiadającą w pełni wymogom prawdopodobieństwa. Te wiersze są rezultatem wnikliwej obserwacji, której nie powstydziłby się wytrawny prozaik realista, a jednocześnie efektem twórczej pracy nad kształtem i brzemieniem słowa poetyckiego.

No cóż… Dosyć ogólnikowa to notka i niewiele z niej się dowiadujemy, więc ja postaram się opowiedzieć, co czytamy w tych wierszach. To „wykreowanie męskiego bohatera lirycznego” samo w sobie jest czymś rzadkim, bo to przecież my, mężczyźni, częściej „kreujemy” w naszych wierszach kobiety niż one nas.

Tutaj Łucja bohaterem uczyniła Stana. Wiersz za wierszem opowiada jego życie, odruchy, mniemania, zmartwienia – cały ten „behavior męskości”.
Cytuję – dla przykładu – wiersz pt. Przedział. W drodze: Siedzi i milczy. Twarze uśmiechają się do szyby. / Kij ma dwa końce niby lina rozpięta między nimi. / Uśmiech tylko odbity w szybie, zanika na twarzy. / Znika po drugiej stronie, jak czar w lustrze Alicji. // Świeciła dekoltem, w którym ciążyły rozhuśtane piersi. / Słonce toczyło się po brukowanych chmurach niczym / wełna miedzi, zostawiając za sobą podświetlone szale. / Jaśnieje księżyc, budyniowy horyzont spada do wody. // Stan wędruje wzrokiem, nie czuje dna pod stopami. Słonce / się żarzy (płoną góry, płonie czas). Szarzy się pole, las. / Protest wron i kruków poruszył powietrze i pasażerów. / Stan zostaje tym, co odbiło się w oczach, zmarło w myśli.

Zanim wczytałem się w te wiersze, sądziłem, że będą to wiersze bardziej reistyczne, „konkretne”. Może nawet sarkastyczne. Ale nie! To jest próba wniknięcia w o wiele coś głębszego, czyli w tak zwane „drugie dno”. Podszedłem do lustra, aby przyjrzeć się, czy moje „drugie dno” tam się odbija. Nic szczególnego nie zauważyłem, ale to dlatego, że trzeba zamknąć oczy, żeby siebie zobaczyć.
Wielką parabolą są te wiersze. Czy z punktu kobiecego punktu widzenia Dudzińska nie przeforsowała swoich mniemań? Lecz takie pytanie jest chyba nie na miejscu. Mamy prawo myśleć, domniemywać – my o kobietach, kobiety o mężczyznach. Często, rzecz jasna, są to domysły powierzchowne i cymes w tym, że Łucja powierzchowności nie uległa.
Jej opowieść o nas, facetach, ociera się o transcendentne mniemania. A transcendencja to – cytuję za Wikipedią – filozoficzny termin mający wiele różnych, lecz spokrewnionych znaczeń; m.in.: istnienie na zewnątrz, poza (ponad) czymś, w szczególności: istnienie przedmiotu poznania poza umysłem poznającym, bądź bytu absolutnego poza rzeczywistością poznającego.

No więc czytam te wiersze i czytam. Moje ego proste jest jak budowa cepa, ale Łucja nie zjechała ku temu popularnemu mniemaniu.
Większość tych wierszy bardzo mnie ruszyła. Ten zatytułowany Alegoria rzeczywistości. Koszmar okazał się dla mnie bardzo cenny. Oto on: czuł jak wszystko to i tamto koszmarnie boli. / Rozstawiane po kątach uczucia wrastają w tarcze / pajęczyny. Może trafi tu zabłąkana kula albo ktoś / rzuci lotkę. Nie wie, co dalej robić, nadal uczy się / wypowiadać za siebie, za miłość, za życie. // Kiedy jest ciemno, każdy ma budzący zaufanie wygląd, / aby móc trzymać się za ręce, nie bać się kosmatych / pająków – niech wyplatają swoje. Po ciemnej stronie swoje / lubi to, co jest spektakularne i będzie improwizacją. / Potykając się na oświetlonych schodach (jakby to / była drabina dziesięciu przykazań), ucieka w pracę, / zastanawia się, co robić, gdy regułą jest // brak reguł.

Tytuł tego tomiku brzmi: Wykrzesać ogień. Główna fraza jest taka: wykrzesać z niczego płomień i skraść go. To jest, oczywiście, nawiązanie do mitu Prometeusza, który to Prometeusz był tytanem, twórcą rodu ludzkiego – ulepił on człowieka z gliny pomieszanej z łzami, a duszę dał mu z ognia niebieskiego, którego parę iskier ukradł z rydwanu słońca. Natomiast podtytuł brzmi: Taki StanStan to imię mężczyzny przewijającego się w tych wierszach. Lecz także po prostu „stan męskiej konduity”. Zwracam uwagę, ile ciekawych konotacji uplotła tu Autorka.
Zatem nie spodziewajcie się, że te wiersze są seksistowskie itp. Tu w ogóle nie o to chodzi. Ale dlaczego Łucja Dudzińska napisała tomik o mężczyznach, tego nie wiem. My, faceci, popełniliśmy masę wierszy z powodu kobiet. A więc po tym tomiku może teraz one „dobiorą się do nas”. Ech, żeby tak się stało… Ja nie mam nic przeciw temu!

Łucja Dudzińska „Wykrzesać ogień. Taki stan” Wydawnictwo FONT, Poznań 2018, str. 80

Leszek Żuliński


Przeczytaj też u nas recenzje wcześniejszych zbiorów poetyckich Ł. Dudzińskiej: Z mandragory (2013), MeMbrana. Cyrkulacje (2014), Tupanie. Ze sobą po drodze (2016), Metamorfozy. wybrane (2017)