„Flu game” Wojciecha Klęczara
Anna Łozowska-Patynowska
CZŁOWIEK W RĘKACH RZECZYWISTOŚCI
Flu game Wojciecha Klęczara to książka-reminiscencja atmosfery modernistycznej, wyraźnie plasująca się po stronie nowoczesności. Klimat krakowski XXI wieku wydaje się tajemniczy i niejednoznaczny, z kolei główny bohater przepełniony melancholią, a jak się w rezultacie okazuje, pozbawiony chęci do działania i znudzony rzeczywistością. Nie tylko jednak te elementy konstytuują świat tej mikroopowieści. Jak bardzo skomplikowana jest przestrzeń toczącej się historii, dowiaduje się czytelnik na każdym kroku. Flu game można podzielić na trzy części: mentalne dojrzewanie bohatera – Kamila Wojtasa, wycofanie się bohatera z wyzwania odnalezienia sensu życia, kryzys egzystencjalny jednostki związany z obserwacją nieautonomiczności świata, w którym bohater trwa. Szkatułkowość rzeczywistości (i kompozycji tego tekstu) polegająca na istnieniu człowieka w rękach wszechmocnej władzy, uścisku drugiego człowieka to największy problemat poruszony przez Klęczara. Dlatego głębszą analizę powieści należałoby zacząć nie od początku, podążając za porządkiem przyczynowo-skutkowym tekstu, czyli za chronologią, lecz rozpoczynając do samego zakończenia, narzucającego interpretację całości Flu game, stanowiącego ze wstępem rzeczywistą spoistość, a przy tym odsłaniającego ważność znaczeń ludzkich problemów egzystencjalnych.
Prywatny „krakowski spleen” Klęczara wydaje się przenikać tekst, mający charakter wielopoziomowy. Spleen, czyli poczucie beznadziejności, marazmu wiąże się także z tytułem powieści, z przestrzenią Krakowa projektowanego przez umysł Kamila, tak dalekiego od wizji Warszawy, nazwanej przez kolegę bohatera „ziemią obiecaną”. Flu game to gra w życie czy też może z życiem, rozgrywająca się w atmosferze mglistej, rozmazanej, „zakatarzonej”, czyli majaczącej niczym w malignie. Słowo ‘flu’ zdaje się zatem anglojęzycznym odpowiednikiem metafory określającej powieściową rzeczywistość. Niemalże modernistyczna struktura przestrzeni, podbudowana atmosferą tajemniczości, staje się osłoną dla rozmów w spelunach, przy piwie i wódce o różnych rzeczach dozwolonych i niedozwolonych, jak wielorakie używki, przede wszystkim jednak wymianą zdań o płaskiej i szarej codzienności, niepowodzeniach i braku samorealizacji, o życiu, które układa się inaczej, niż można by było się tego spodziewać. „Flu-like symptoms” odsłuchiwane przez bohatera z głośnika, podczas meczu w wykonaniu Michaela Jordana, stało się symbolem minionej kultury, która jednak powraca w przypomnieniu, w ułamkowych odsłonach przeszłości, historii młodzieńczej sędziego-Kamila. Dlatego Flu game to świat „postchłopców”, reprezentowanych przez bohatera, którego twarz jest „bez wyrazu” i żadnych emocji, przypadkowo wrzuconych w rzeczywistość, istniejących w chaosie wydarzeń. Krakowska „epidemia zaginięć”, zagadka ostatnich dni, związana jest prawdopodobnie z przerzucaniem ludzi do „Pensjonatu” Jana. Tam porwani ze świata właściwego są „leczeni”, wracają do siebie, realizując swoje pasje, zabliźniając swoje rany, niszcząc kompleksy, o czym uprzedzony zostaje czytelnik dopiero w zakończeniu tego antykryminału. Chorobowy stan niezrozumiałej ‘flu’ porwanego Kamila prowadzi do stwierdzenia, iż zastana rzeczywistość to jedynie „asocjacje w mózgu”, typowe dla przepracowanego prawnika o „analitycznym umyśle”.
Literackie reminiscencje bohatera w postaci powrotu do fragmentów Pamiętnika z okresu dojrzewania kształtują ciekawą formułę narracji Flu game. Specyfika wyraźnej aluzji do międzywojennego zbioru opowiadań Witolda Gombrowicza o tym samym tytule, poprzedzonego w pierwszym wydaniu dzieła mottem „To nic nie znaczy”, znajduje swoje odzwierciedlenie w kreacji głównego bohatera, nie tyle zmęczonego rzeczywistością, co wewnętrznie obranego ze znaczenia, choć wcielonego w prestiżową rolę sędziego. Kamil Wojtas wydaje się więc istnieć w przebraniu, nakłada maskę, zasłaniając faktyczny brak zainteresowania światem, mówiąc o „wielkiej nudzie” i „braku sił”. Ponadto oddziaływania międzytekstualne związane są z tematyką inicjacji, dojrzewania, poznawaniem tkanki świata, co okazuje się w konsekwencji niemożliwe, dylematyczne i zawiłe, czego konsekwencją jest znalezienie się bohatera w nieznanym mu Pensjonacie. Tradycja Gombrowiczowska rysuje także paralelę z kreacją „odmieńca” czy też „odklejeńca”, jak nazywa go Wojciech Klęczar w trzeciej części książki. Rysopis człowieka pragnącego rozpoznać strukturę świata jest równoznaczny z dochodzeniem do świadomości własnej egzystencji, czym kończy Klęczar swoją opowieść, wzorując się prawdopodobnie na idei Gombrowiczowskiej.
Jak wspominał Kamil, odnalezienie przypadkowo w pudełku „autobiograficznej” powieści Pamiętnik… staje się ważną wskazówką interpretacyjną filozofii tej postaci. W tym kontekście ważne wydają się cytowane z utworu słowa Kamila: „Wszędzie czuję się tak, jakbym był gdzieś obok”. Wysoka samoświadomość bohatera-artysty i czytelnika-krytyka, oceniającego teraz swoje dzieło, została jednak zdławiona. Owe „pęknięcie” poznawcze, pojawiające się między Kamilem „tamtym” a „Kamilem nowym”, staje się soczewką, przez którą obecny bohater, „mieszczański i ułożony, z perspektywami”, zdaje się postrzegać świat. Odczytanie odnalezionego po latach tekstu zamiast pomóc bohaterowi w obraniu właściwego szlaku realizacji, narasta labiryntowość rzeczywistości, broniąca dostępu do prawdy. Oprócz tego odwołania pojawiają się w tekście wątki poboczne, dookreślające atmosferę przestrzeni powieściowej. Kamil okazuje się dawnym czytelnikiem „mistyka Swedenborga”, który miał „wpływ na Williama Blake’a”, odwiedzał w przeszłości liczne księgarnie, wynosząc z nich wartościowe książki. Jego wyprawa do jednej z wrocławskich księgarń, jak ją nazywa „skansenu” przeszłości, wydaje się jedną z dróg prowadzących do samego siebie („Przeglądam, kartkuję, sam się sobie dziwiąc…”). Niedalekie wyprawy Kamila stają się kolejnymi, po czytaniu Pamiętnika…, „miejscami spotkań” z sobą byłym, minionym, a ty samym realizacją ważnego dla bohatera procesu „odklejania się od rzeczywistości”. Kamil mówił o sobie, że „wszystko wydarzało się u niego przez przypadek”, nie chciał nawet „zmieniać świata”, nie miał wielkich ambicji. To chyba nietypowe jak przystało na człowieka XXI-ku wieku.
„Odklejeniec” Kamil został „porwany” przez agentów Jana. Ta dziwna historia zrodziła w nim wiele wątpliwości. Bohater zastanawia się nad możliwością wymyślenia tego faktu pod wpływem zażywanych środków, o których pozyskiwaniu od kolegi-dilera pisze w pierwszej części książki. Czy jest to zatem tylko wymysł jego umysłu czy może prawda, wobec której istniejemy, choć nie została nam ona jeszcze odsłonięta? Nad tym problemem zdaje się pochylać Klęczar. Wprowadza do tego zagadnienia już wcześniej. Wstępem do niego mogłaby być zasygnalizowane zagadnienie wymiaru sprawiedliwości (Kamil jako modelowy sędzia) i jego nieautentyczności (bohater noszący na sobie maskę kogoś, kim być nie chce), a także jego wykładni moralnej, która od oceny wewnętrznego ‘daimoniona’ jest niezwykle daleka. Hipokryzja rzeczywistości przedstawionej we Flu game, szereg układów, dzięki którym nielicznym „się udało”, jak Janowi-założycielowi Pensjonatu, jest jeszcze dalej pogłębiona. Obraz niedoszłego samobójcy, nad którego losem deliberują przechodnie, co widzi i sonduje Kamil – świadek zdarzenia, jest tego doskonałym przykładem. Po pierwsze trwamy w ryzach systemu, który zdaje się dyktatem naszej woli, a w rzeczywistości niewoli. Po drugie istniejmy w świadomości i komentarzach innych ludzi, systemie ich ocen, szeregu „aksjologicznych” zakładów o nasze życie, które kształtują nieuchronnie naszą osobę. A gdy pragniemy stanąć na „kładce” jak zilustrowany przez Klęczara samobójca, zadajemy sobie najpierw pytanie, czy role, do których odgrywania nas zmuszono i do których przywykliśmy, nie zostaną przez to nadwątlone? Więc może lepiej zachować pozory niby-szczęścia i nie ryzykować dyskredytacji naszej osoby?
Świat kultury początków XXI wieku, obarczony melancholijną perspektywą głównego bohatera, wydaje się przestrzenią niezwykle powierzchowną. Nie ma tu miejsca na głębsze przemyślenia, od których także stroni Kamil, nie ma czasu na samotność, do której bohater podąża. Postacią kontrastującą, lecz także wykazującą niemałą spójność światopoglądową z Kamilem, jest bliżej bohaterowi nieznana Pani Bożena, po której dziedziczy majątek-kamienicę. Zadziwiające jest jednak to, że nabycie spadku nie jest dla niego powodem do euforii, bez znaczenia dla niego samego okazuje się także podobieństwo świadomościowe z Bożeną, z wielką obojętnością podchodzi Kamil do jej samobójstwa, ze skrajną nieczułością stara się uczestniczyć w jej uroczystości pogrzebowej. Kim zatem jest Kamil? Nie jest na pewno optymistą, nie wydaje się także pesymistą. Linia jego życia zdaje się toczyć równolegle do stwierdzenia, że tam, gdzie nie ma cierpienia, brakuje także nadziei. Skazanie na jałowość i obojętność zdaje się mieć swoją przyczynę. Kamil, który nie odczuwa „żadnego typu lęków”, jest outsiderem, któremu los ofiarował powodzenie, i choć to dostrzega, to ma świadomość przerostu formy nad treścią.
Problematyka istnienia bezrefleksyjnego bohatera staje się płaszczyzną rodzącą wiele kolejnych pytań uniwersalnych. Kim jest człowiek żyjący w naszej kulturze, w społeczeństwie XXI-go wieku, jaka jest jego istota, czy na kształtowanie jego tożsamości oddziałują czynniki zewnętrzne czy tylko wewnętrzna substancja jego osobowości? Powieść skrywa także aluzje prowokujące do analizy stanowisk politycznych, gdy młody prawnik, Kamil analizuje fragment artykułu pochodzącego z „Więzi” pt. „Prawo kontra sprawiedliwość”. Rodzi to pytania o odniesienie do aktualnych zdarzeń i systemu prawodawstwa w ogóle, każąc czytelnikowi zaangażować się w mentalną konfrontację dwóch porządków: litery prawa i prawniczej kategorii sumienia, które bohater, zgodnie z przyzwyczajeniem, „modelował” na własny użytek. Zagadnienie to ilustruje z jednej strony uniwersalizm ludzkich zachowań, z drugiej sprawia, iż ta krótka powieść, oddająca ducha aktualności, każe zaangażować się głębiej czytelnikowi-sędziemu rzeczywistości w moralne opowiedzenie się po którejś ze stron i rozstrzygnięcie tej sprawy.
Wojciech Klęczar „Flu game”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2018, str. 130
Anna Łozowska-Patynowska
Przeczytaj też u nas recenzję powieści Wielopole (2016) W. Klęczara – autorstwa Irminy Kosmali, a także fragment omówionej wyżej prozy