„Tak. Trzy eseje o poezji” Wojciecha Kassa

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 12 listopad 2018 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

FENOMEN POEZJI

Jak wiadomo ludzie pióra dzielą się na dwie kategorie: doctus i natus. Wojciech Kass należy do tej pierwszej kategorii. Co nie znaczy, że jego wiersze są „zimne”, „sztywne”. Co to, to nie! Chodzi mi jednak o to, że Kass posiada ogromną samowiedzę o pisaniu i wciąż wmyśla się w ten fenomen.
Toteż nie zdziwiła mnie ta nowa (niewielka, ale jakże „napakowana”) książeczka Kassa pt. Tak. Trzy eseje o poezji. Mógł ją napisać w kilka dni, ale te jego wewnątrzliterackie dysputy zapewne toczyły się latami. I oto ich owoc, podzielony na trzy transze: Światło jaśnie gość, Ekstaza i rzemiosło oraz Pomiędzy strofą i katastrofą.
Ta książka to esej o poetyce i powinnościach poezji, ale daleki od scjentyficznego wykładu, jaki mógłby napisać docent z IBL-u. Jej erudycyjność rzuca się w oczy, lecz Wojtek opowiada to wszystko „słowami poety”, dla którego na przykład metafora jest zdumieniem, a nie „figurą”.

Oto jeden z ciekawych wywodów Kassa: Język jest największym spichlerzem pamięci. A jeszcze większym światło. Pierwszy przechowuje i zarazem strzeże to, co raz na zawsze zniknęło, tak jak ocean przechowuje wraki i topielców, swoje podwodne życie i rozmaite skarby. Odkąd ludzka ręka zaczęła na różne sposoby znaczyć, odtąd nowe znaki, mowa rozpoczęły wielką pracę gromadzenia danych związanych z przemianami człowieka i jego dzieł w skali prywatnej i publicznej, jednostkowej i wspólnotowej, gromadzenia katastrof i rozpaczy, miłości i wiary, marzeń i wizji, myśli i idei, pragnień i proroctw, snów i przepowiedni.

Rozważcie zatem jak głęboko Kass wmyśla się w cały ten fenomen. Jego zdaniem poezja – rzecz jasna – należy do „sfery rzemieślniczej”, ale zaraz potem musi pojawić się fenomen sztuki, obrazu, wyobraźni… A więc: Dzieło wiersza jest czymś większym niż człowiek, który je powołuje, a to dlatego, że w powstaniu takiego wiersza-dzieła mają udział siły większe i ukryte, zaczynające się tam, gdzie kończy się choćby wysunięta miara ludzkiego pojmowania.
Zastanawiałem się, czy Wojtek nie zamienia twardej ziemi na grząskie moczary. My po tej ziemi chodzimy, on w nią wsiąka. Ale poeta, który nad tym wszystkim się nie zastanawia, jest być może „powierzchownym poetą”. My rzucamy czytelnikowi gotowy „produkt”, lecz jego tajemnica jest naszą tajemnicą i ona nas prowadzi. Czasami aż do bólu.

W tej niegrubej, niepozornej książeczce dzieje się tyle, że głowa puchnie. Prymitywny czytelnik wzruszy ramionami i pomyśli: o co temu facetowi chodzi; niech się weźmie do roboty… Atlantyda naszego poezjowania jeszcze się nie topi, ale jednak ma swoje poletko na uboczu. Wszak co się okazuje? Ano to, że są „sprawy ważniejsze”. Już Platon chciał wyrzucić poetów na pysk, no i jakoś się nie udało do dzisiaj. A więc pocałujcie nas w tyłek frustraci, pragmatycy, realiści. My piszemy swoje! Choć trochę jak alchemicy – za tajemniczymi kotarami.

W pewnym miejscu książki Kass cytuje fragment listu, jaki dostał od Kazimierza Brakonieckiego. Oto on: …wątpię totalnie w tzw. przetrwanie poetyckie (niemożliwe) i interesuje mnie jedynie sam akt twórczy, który staje się aktem egzystencjalnym, doświadczeniem pozaosobistym nawet, co powoduje, że szukam jego interpretacji w życiu codziennym oraz w budowaniu głębszej świadomości życia.
To ciekawe i celne wyznanie. Expresis verbis czytelnicy naszych książek mogą dowiedzieć się, jaka jest droga wiersza od jego źródeł do czytelnika. Tych źródeł on przecież nie zna. Korzenie ukryte są w nas. Kass nieustannie im się przygląda. Kuchnia poetycka to potrójna drabina freudowskiego it, ego i super-ego. Prawdopodobnie takich rozważań nie ma zbyt wiele, w każdym razie ja po raz pierwszy czytam tego typu psycho-argumenty.

W całej tej książeczce przewija się tyle wątków, że nie dam rady wszystkie je skomentować. W pewnym momencie Kass porzuca duszoszczipatelne zagadki autorskie i przechodzi do „socjotechniki” naszego czasu. Miedzy innymi pisze: Wielka tradycja poetycka, która jest koroną języka w ogóle, a w którym to języku do niedawna odbijały się idee, sny, wizje, proroctwa naszej cywilizacji, jest wabiącym, acz nie do ogarnięcia labiryntem. Piszę „do niedawna”, gdyż cywilizacja zdaje się porzucać język, szukając swojego fundamentu oraz wyrazu w mediach technicznych, nie bacząc na to, że ten fundament zaczyna być suchym jak pień, a ów wyraz wulgarnym oraz zamazany i w prymitywnych instynktach mający źródło.

No i tu jest kolejny ważny temat. Może też problem? Sygnalizuję to tylko, bowiem Kass ogarnia liczne przemiany obecnego czasu. Z początku książka robi wrażenie introwertycznych problemów, a okazuje się, że kwestie kulturowości wplątane są w całość naszej XXI-wiecznej infrastruktury. Socjo- i techno- problemy pojawiają się częściej. Świat się zmienia i Wojciech Kass, wychylając głowę z liryki, wpada we wspomniany, rozbuchany XXI wiek.
Puenta jednak jest pocieszającym wyzwaniem: Bądź łagodnym, cierpliwym, pobłażliwym. Puść wolno strofę, puść wolno katastrofę. Twórz własną strofę, która być może doprowadzi ciebie na największy pułap swojej krawędzi, to jest wyjaśnienia i wybaczenia.

Zacne, ważkie przesłanie. Nie wiem, czy nie nazbyt naiwne, optymistyczne, bowiem świat jak był parszywy, tak i będzie. Poeci jednak są od tego, aby wierzyć i marzyć. W tej książeczce Wojciech Kass dał wyraz swojej niezłomności.

Wojciech Kass „Tak. Trzy eseje o poezji”, Wydawnictwo ATELIER SŁOWA, Gdynia 2018, str. 60

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzje zbiorów W. Kassa Pieśń miłości, pieśń doświadczenia (2006 – wspólnie z Krzysztofem Kuczkowskim), Ba! i dwadzieścia jeden wierszy (2014), Przestwór. Godziny (2015), Pocałuj światło. 89 wierszy (2016), a także Wybiegłem z tego snu. Tom ofiarowany Wojciechowi Kassowi przez żonę Jagienkę i przyjaciół z konfraterni 'Topoi' z okazji 50. rocznicy urodzin Poety (2014)