„Obiecane miejsce” Michała Piętniewicza
Anna Łozowska-Patynowska
„ŚWIAT JEST MNĄ….”. „DOKTORANT” I WIZJA ISTNIENIA
Przestrzeń zbioru poetyckiego Michała Piętniewicza to sfera zapraszająca swoją specyficzną sakralnością do wysłuchania historii o człowieku poszukującym znaczeń świata. To także miejsce konfrontacji z prawdą o poecie, który nieustannie wypiera się swojego autorstwa, odrzucają dogmaty swojej tożsamości, polemizując z nimi, przyjmując jako jedyne i niezmienne, pragnąc w końcu zapobiec ich utracie. Niniejszy zbór zdaje się zatem syntezą tych sprzecznych skłonności, budzących czytelnicze współczucie, lecz tworzących także enigmatyczność tekstu. „Obiecane miejsce” to zbiór pełniący poniekąd funkcję portretu, który w wielu miejscach jest jedynie poetycką kreacją, przypominający, w wielu płaszczyznach, świat rzeczywisty. Teksty z „Obiecanego miejsca” dotykają ważnych tematów wyodrębnionych z tradycji literackiej. Jednym z nich jest religijność, zaakcentowana niezwykle mocno. Przeszywa ona tomik właściwie na wskroś.
Jednym z ciekawych jej przykładów jest wiersz Do Bogusława, w którym mowa o modlitwie o „zabawienie” nadwątlonej „ludzkiej duszy” bohatera lirycznego. Utwór prowokuje do postawienia pytania o istotę „choroby” człowieka. Jest nią, niewątpliwie, „post-lechoniowa” próba zastanowienia się nad ludzką egzystencją, kruchą i krótką, lecz niezwykle bolesną, wpisaną i ujawniającą się między kartami kodyfikującymi zdarzenia paradoksalne i sytuacje przepojone ironią.
W „Gołębiach” pisze Piętniewicz o bolesnym doświadczaniu świata, którego obserwować można we wzajemnej interakcji sfer natury i kultury, pisząc do „gołębia”, symbolizującego w utworze Ducha Świętego: „w tobie jak i we mnie głęboka rana/ z krzyku ze złości”. Te strukturę ludzkiej osobowości jest w stanie zdemaskować tylko liryka, obnażając „starannie umytego” mieszkańca rzeczywistości, stojącego z prawdą poetycką „vis a vis”. Świat lirycznie ukształtowanych „drgnień i odgłosów” staje się najważniejszą przestrzenią umożliwiającą werbalizację sensu życia i „użycia” świata, co zaznacza podmiot liryczny, równocześnie czytelnik Alejo Carpentiera („Vis a Vis”).
Świat krakowskich kawiarenek, kwitnącego życia literackiego, rozwijającego się światopoglądu poety pochodzącego z XXI-go wieku jest nie tylko tłem wypowiedzi podmiotu („Restauracyjka”). Oto okazuje się, że to nie człowiek jest podmiotem kultury, lecz kultura dokonuje restytucji nowego człowieka, który poprzez trwałe uczestniczenie w tym procesie uświadamia sobie jego istotę. „Nieświadomość” w poezji Piętniewicza odgrywa bowiem kluczową rolę, ponieważ osadza się na niej idea człowieka „przepisującego swoje życie”, wytrwałego badacza-„kopisty”, oczekującego na „zaznajomienie się z oryginałem” u swojego kresu. Istnienie „pomazańca”, alternatywnego Chrystusa, którego poeta nazywa wręcz „synem światła i rany”, zdaje się Piętniewiczowi niezwykle istotne.
Młody liryk, adept sztuki, doktorant czy może już „doktor dokonany” ma wciąż świadomość swojego niedokonania. Ten niepokój wydaje się cechą charakterystyczną, wynikającą ze stwierdzenia: „jestem tutaj o jeden raz za mało”, przenikającą cały zbiór „Obiecanego miejsca”, do którego dąży ów człowiek. Na razie próba poznania siebie nie jest dopełniona. Bohater „Daniela” wciąż poszukuje odpowiedzi na pytanie, kim jest, mówiąc: „pode mną nie ma mnie”. Wyznanie to jest o tyle trudne, o ile podczas jego wypowiadania człowiek ten odkrywa bolesną świadomość kompletnego braku, i siebie i całej aksjologii, która powinna go konstytuować. Mimo to przyjęta przez poetę perspektywa religijna ma na celu utrzymanie dalszej walki o byt. Gorąca modlitwa człowieka o zrozumienie świata jest czymś wyjątkowym („Modlitwa w celi”). Dlaczego? Bo „modli się” on w „dalszym ciągu” do utraty tchu, który właśnie traci. Zbiór jest właśnie pewnego typu spowiedzią liryczną, która nie ma definitywnego końca, ponieważ prowadzona jest nadal do nadejścia „Opadnięcia” – boskiej epifanii.
„Zmartwychwstanie” bohatera „w piekielnych czeluściach psychiatrycznego szpitala w Straszęcinie” to świadectwo korespondencji z wzorcem Nowotestamentowym („Dwa Anioły”). Drugi Emmanuel jest jednak skromną imitacją Chrystusa, o czym świadczy kreacja bohatera lirycznego. „Nie dowierzając żadnej ze stron świata” skazany jest na błądzenie w obcym świecie. Przyczyną obłąkania podmiotu jest rozdwojenie. Odczuwa on wyraźną obecność w swoim życiu sobowtóra („to nie tylko drugi we mnie”). Ma to konsekwencje w prezentacji rozbitej, niekompletnej postaci jego osobowości („Daniel”).
Warto także zadać sobie pytanie o „nieprzypadkowość” tytułu zbioru. „Obiecane miejsce” staje się odniesieniem do biblijnej „ziemi obiecanej”. Starotestamentowe konfrontacje stanowią ważny punkt węzłowy zbioru, niosący w sobie siłę lirycznego przekazu i jednocześnie konkretną aksjologię. W „Śniegu ze Stalowej Woli” mamy do czynienia przede wszystkim z przykładem przedstawienia jednej z ludzkich cech – „niewierności” i nakreślenie drogi dążenia do jej poprawy. Wiersz to także kontaminacja wielu tradycji, od religijnej (płaszczyzna kulturowa), poprzez romantyczną czy międzywojenną, za sprawą przywołania utworów Iwaszkiewicza (płaszczyzna literacka), aż do korespondencji z innymi tekstami kultury (płaszczyzna interdyscyplinarności). Człowiek uwikłany kulturowo, istniejący w gąszczu tradycji, w świecie różnych tekstów, które go określają, traci swoją właściwość.
Ten człowiek „bez właściwości” uczy się żyć w rzeczywistości, która została objawiona. Jej sens, jak twierdzi podmiot liryczny, „nie jest ukryty bo jest głęboko w domu jest na wierzchu”. Ponadto w tym nieskryciu i obnażeniu doszukać się można całkowitej perwersji, gdyż istota egzystencji „jest na wierzchu faluje w falbankach białego stanika”. Zdziwienie człowieka – „niewiernego” Tomasza światem powoduje chwilowe zachłyśnięcie się nim, nadgryzienie „czerwonego jabłka”, jawny grzech „w białej ciemności”. Nauka rzeczywistości jest nieuniknionym błądzeniem, doświadczaniem do głębi, penetrowaniem istoty erotycznej tkanki istnienia a przy tym odkrywanie tajemnicy prawdy i pozoru, różnicy między zmysłowością i pozazmysłowością.
„Lękliwy doktorant”, znający doskonale swoje słabości, poznający dogmaty rzeczywistości, zdaje się prowadzić rozmowę z mającym pojawić się na świecie pierworodnym synem - „Kubą”. Wątki sugerujące zaangażowanie elementów autobiograficznych w tkankę tekstu, m.in. w utworach Kuba i Sandomierz, Rozmowa z Kubą, inicjują głębsze pytanie o cud ludzkiego istnienia. Tradycja kulturowa, szczególnie w wymiarze zilustrowanej tu polskości, zaprezentowana bez nadmiaru i wynaturzeń i ortodoksyjności, pełni szczególną rolę w budowaniu tożsamości bohatera lirycznego. Człowiek ten drobnymi krokami zmierza w kierunku zrozumienia siebie, swojego miejsca w świecie i w końcu pełnionej roli. Alternatywny dla Piętniewicza „Michał” z Popiołu zaprojektował już szlak swoje niby-egzystencji, papierowego trwania, śmierci „rozpisanej na raty” w przestrzeni poetyckiego „Tarnowa”. Wspomnienie, fragmentaryczne pamiętanie rodzi w bohaterze refleksję na temat przemijania, które nigdy nie jest nim do końca i na zawsze: „moje umieranie w tych urnach w tych prochach na cmentarzu w Krzyżu i w Tarnowie”. Zarówno opuszczanie świata, jak i pozostawanie na nim jest czynnością niezwykle bolesną. Pojmuje je Piętniewicz jako zjawiska przynależne do ludzkiej natury.
Bardziej jednak skomplikowane jest istnienie tutaj i teraz, rzutujące na szlak prowadzący do miejsca spełniającej się „obietnicy”. Ta droga krzyżowa, swoista „droga przez mękę” prowadzi poprzez: „moje cierniem zasypianie moje cierniem stanie/ moje cierniem spoglądanie na ziemię czarną ziemię (…)”. Bohater nie jest pewien, na ile jego byt jest ważny. Znajduje się on w sytuacji granicznego wątpienia w jego sens, dlatego osiągnięcie jego prywatnej „ziemi Kanaan” nieustannie się oddala. Spowiedź nad „Popiołami” ma pewien wymiar bluźnierstwa przeciw Dekalogowi: „zraniłem babcię mówiąc że tutaj/ to nie jest życie a umieranie”. Dojrzewanie egzystencjalno-moralne odbywa się powoli. Jak trudny jest to proces wie tylko „Michał” z Tarnowa.
Bóg według tego człowieka („jest zielony i w zieloności mieszka”). „Filozofia religijna” w wydaniu tego człowieka, pragnącego się stać drugim Adamem, ufającego w ogólny plan stworzenia, jest jednak w pewnej formie ograniczona. Lęk „doktoranta” desygnowany jest przez wielokrotne ilustracje zamknięcia ludzkiej egzystencji w „miejscach bezpiecznych”, niejako obiecanych i ofiarowanych przez świat nadnaturalny: „Kuba rodzi się w mojej Ewelince/ Kubuś przychodzi na świat w brzuszku/ i w skałach drzewach zielonościach”. Drugi człowiek w refleksji Piętniewicza staje się „miejscem obiecanym” dla bohatera, najważniejszym celem i w końcu wizją doskonałości. Rozmowa z Kubą zbudowana na kształt monologu skierowanego ku „nienarodzonemu niepoczętemu” przypomina dylematy Abrahama, nazwanego tu Michałem, pragnącego dokonania się spotkania ze swoim jedynym dziedzicem. Historia Izaaka-Kuby oraz opowieść snuta przez „poległego na doktoracie”, który stracił swój cel, buduje zatem cele zastępcze, jak chociażby „jedzenie orzeszków ziemnych”. Utrata nadziei w tekście nadchodzi bardzo powoli, do momentu gdy następuje prośba odbudowania wiary w Siłę Wyższą, bo przecież Kuba zdaje się „bardziej religijny” niż on sam. Rekompensata utraty nadziei, jak zdaje się sugerować Piętniewicz, kiedyś nadejdzie, tymczasem ważniejsze od tego momentu jest trwałe oczekiwanie, wytrwałe śledzenie istnienia, niekiedy przynoszącego więcej pytań niż odpowiedzi.
Zbiór zamyka „Opadanie” nawiązujące poniekąd do wizji apokaliptycznej. Opisywana epifania nie ma wymiaru jednolicie pesymistycznego. Jest to także zakończenie radosne, bowiem świat scalony zostaje przez „trwały nieśmiertelny węzeł”, będący trakcją porozumienia między nieśmiertelnością a „białą poduszeczką dziecka”. Zażegnana katastrofa, desygnowana przez „czerwone komety” odwiedzające ziemię, staje się elementem nastawania poetyckiej paruzji, co stanowi część wieńczącą klamrę kompozycyjną tomu. W „Czarnym czepku” mieliśmy bowiem do czynienia z jej zapowiedzią („świat jest mną i moim złudzeniem”). Bohater-poeta-bywalec świata staje się tutaj w pełni sobą, ustalając punkt docelowy istnienia, nazwany miejscem „donikąd”, przestrzenią pustki, bólu, lecz także nadziei. „Donikąd” to także „miejsce na sen”, świat nieustannego „przedtem” oraz niepewnego „potem”. Wizja rzeczywistości – „obiecanego miejsca” jest to przecież kreacja świata jedynego z możliwych, zatem i najlepsza.
Michał Piętniewicz „Obiecane miejsce”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2018, str. 80
Anna Łozowska-Patynowska