„Między wczoraj a dzisiaj” Jolanty Szwarc i „Tańce do końca” Stanisława Szwarca
Leszek Żuliński
TANDEM LITERACKI
Małżeństwa literackie nie są żadnym ewenementem. Zdarzały się i zdarzać będą. Dla mnie takim najciekawszym małżeństwem literackim byli Mieczysława Buczkówna i Mieczysław Jastrun (i na dodatek pozostawili jeszcze po sobie syna-literata, Tomasza).
Ta para, o której tu mowa, ma też już swój spory dorobek, co – rzecz jasna – nie znaczy, że piszą na „to samo kopyto”. Łóżko w małżeństwie może być wspólne, lecz biurka osobne. Dykcje też.
Jolanta Szwarc jest osobą aktywną w prasie literackiej. Pisze o sobie, że jest poetką, prozatorką i recenzentką. Wydała do tej pory cztery książki; była tłumaczona. No więc powiem kolokwialnie: nieźle, nieźle… W ogóle to małżeństwo literackie wygląda mi na zapaleńców. Dla przykładu: Państwo Szwarcowie od sześciu lat prowadzą Stolik Poetycki w poznańskiej PoemaCafe. Domyślam się, że przy tym stoliku odbywa się czytanie wierszy i pogaduszki na wiadomy temat.
Ta najnowsza książka Pani Szwarc to proza – książka nosi tytuł Między wczoraj a dzisiaj. Ale nie jest to proza powieściowa. Raczej wspomnieniowa, przypominająca wehikuł minionego czasu. Tych wspomnień oraz opowiastek jest tu ponad 25; na ogół krótkie, ale „smaczne”, mające ten spleen zaprzeszłości z całym bogactwem szczegółów.
Oto – dla przykładu – próbka tej aury z opowiastki pod tytułem… Nie, te opowiastki nie mają tytułów. Są tylko opatrzone cytatami z różnych autorów –od Mickiewicza po Barańczaka. No to po tym wyjaśnieniu rzucam kawałek cytatu: Pamiętam dobrze, jak tato z bratem zbudowali łódź. Brat znalazł w „Młodym Techniku” opis jej wykonania i namówił tatę, bo jakże mieszkać przy łąkach z kanałem i nie mieć łodzi? Jedna osoba mogła ja zabrać nad wodę, jeśli zamontowało się do niej koło od roweru. Ojciec nauczył wszystkich jak bezpiecznie spuścić ją na wodę i do niej wsiąść. Kanały miały ze trzy metry głębokości, muliste dno i prostopadłe do niego brzegi, czasami podmyte wodą, a my nie umieliśmy pływać. Zofia uśmiechnęła się lekko, kto teraz by same dzieciaki wypuścił na głębokie wody. Całe wakacje przesiedzieli na łódce, bacznie obserwując żaby, dzikie kaczki wyprowadzające młode, łyski, rzucające się ryby. Tam też, zaszywając się w trzcinach, spokojnie można było czytać.
Ot, niby nic ważnego, a jednak w tych opowiastkach przegląda się Czas oraz aura lat. Miasta są gdzieś daleko, życie zadyszane pracą jest gdzieś daleko, a tu wszystko „takie swojskie”, pobratyńskie.
Przy innym tekście motto z Seneki Młodszego: Boimy się nie śmierci, ale wyobrażenia, jakie o niej mamy. Śmierć dziadka jest tu poprzedzona taką refleksją: Człowieczy los, przeznaczenie, fatum, szczęście, nieszczęście, smutek, archetypy, banalności, -ości, -izmy, fantazje, fanatyzmy, cierpienie, schorzenia, brak recepty na życie i na umieranie. Taki właśnie, między przeróżnymi wspomnieniami, drobiażdżkami, wydarzeniami, no i codziennym behaviorem Jolanta Szwarc umie „haftować” cudne i ważne refleksje.
Inny przykład, poprzedzony mottem z Blaise Pascala: Człowiek jest tedy jeno maską , jeno kłamstwem i obłudą; i w sobie, i wobec innych. No i tu poznajemy uczennicę, która jest ambitnym wzorem kindersztuby, uczniowskiej pasji i grzeczności, przykładem dobrego wychowania. Złote dziecko! Wzór dla innych. Jednak morał tego opowiadanka nie jest lukrowany. Ta uczennica nie znała (bo też znać nie mogła) tej dewizy Pascala. Moralitet polega więc na tym, że taki „wzorzec dziewczęcia” bywa niekoniecznie idealny.
Pani Szwarc opowiada życie. Od mądrej zwyczajności chce nas nauczyć mądrego życia. Te opowiastki – przecież różnotematyczne – są jakby niebelferską nauką mądrości. Takiej zwyczajnej, normalnie stąpającej po ziemi. Moje chapeau bas dla tej prozy. Niby „miniaturowej”, a jednak mającej sporo do powiedzenia.
*
Stanisław Szwarc – doktor chemii – też dał się odurzyć fluidom literatury. Sporo swoich wierszy publikował w almanachach i w prasie. Dwie książki wydał wspólnie z żoną (Na skrzyżowaniach myśli i Przerwę w podróży), ponadto: Jeszcze nie i Obrazki z Edenu. Idźcie do poznańskiej PoemaCafe, przysiądźcie do stolika Państwa Szwarców, to dowiecie się więcej.
A ja teraz parę słów o wierszach Pana Stanisława…
Tomik Stanisława Szwarca pt. Tańce do końca zaczyna się od okładki z grafiką Francisco Goi z cyklu No te escaparás (Nie uciekniesz).
Już pierwszy wiersz, otwierający tomik, pt. Narodziny jest dobrą zapowiedzią lektury. Cytuję: Witaj! / Z niczego nieomal powstałeś, / jeśli tak nazwać można / to wielkie uczucie, co cię przywołało. / Witaj więc. // Czeka tu ciebie wszystko. / Czy wiesz co to znaczy? / To ból kolana zdartego na sęku / i serca, którego być może nigdy nie pozbierasz. / Pałace i lepianki. / Radość z cierpień wroga, / lecz także jednego spojrzenia kobiety. / Przesyt aż do mdłości / i głód na grubość kromki chleba od śmierci. / Banalny zachwyt nad zachodem słońca / i bezsensowny lęk… / To właśnie wszystko. // Widzę, że się boisz, / ale, mój mały, już nie ma odwrotu. / Chodź więc razem z nami / w tę dziwną plątankę / dróg, ścieżek, ulic / perci i bezdroży, / które i tak wszystkie zbiegną się na końcu. // Chodź mały w życie, / jakoś da się przeżyć.
Cenię tego typu wiersze. Ich komunikatywność, prostota i przesłania są na wagę złota w deszczu dzisiejszych wygibasów i zapętleń językowych. Powrót do takiej szlachetnej prostoty jest cenny. No i cymes w tym, że wiersz dźwiga – jak wspomniałem – ważne przesłania. Opowiada coś mądrego.
Tych jazgotów i piruetów mam już po uszy. I to właśnie Pan Cogito nauczył nas powrotu do szlachetnej mowy. Podejrzewam, że ten wiersz jest dedykowany wnukowi. Jeśli tak, to także mnie to uwodzi.
Przewróciłem pierwszą kartkę – i znów to samo, tzn. wiersz (pt. Powiadają): Andrzej powiada że poezja / to ustawianie słów / jak ustawić słowa / do wąsacza który właśnie mignął na harleyu / liści osiki na wietrze roztrzepanych / najtrudniej do serca / naraz w miłości i nienawiści // Jerzy mówi że poezja / jest naturalna jak oddech i krok spokojny / jaki jest oddech światła / i krok kamienia / najtrudniejszy serca / naraz w miłości i nienawiści // A ja wciąż nie wiem i nie wiem / i w dodatku cudzymi słowami.
Wiersze Szwarca są szlachetnie komunikatywne, lecz mają swój „ciężar”. Powtarzam: mają coś istotnego do powiedzenia.
Jeszcze jeden przytoczę (pt. Pierwszy): skończyłem się niedostrzegalnie / skończyłem się nie wiadomo kiedy / skończyłem się / jak tyle rzeczy na tym świecie / stary pomost schodzący z wolna w głąb jeziora / ulica która kłamliwie nagle / okazuje się wiejska drogą / góry których nie dzieli od równin / żadna granica / skończyłem się / po raz pierwszy / ile jeszcze / bo już jestem zmęczony.
Mamy w poezji ostatnich kilku dekad galimatias dykcji jak w Wieży Babel. Nie znaczy to, że cała ta poezja była kiepska. Jednak jazda po bandzie tak zwanego nowatorstwa spuściła z tonu. I chyba dobrze. Dla mnie wiersze Szwarca są sygnałem tego, co uświadomił nam przed latami Staff, pisząc, że poezja powinna być: jasna jak spojrzenie w oczy i prosta jak podanie ręki. No ale jeszcze trzeba mieć coś do powiedzenia. A te wiersze są tego przykładem. Ta proza też.
Tak więc chylę czoła przed literackim trudem Państwa Szwarców.
Jolanta Szwarc „Między wczoraj a dzisiaj”, Wydawnictwo KONTEKST, Poznań 2018, str. 72; Stanisław Szwarc Tańce do końca, Wydawnictwo KONTEKST, Poznań 2018, str. 40
Leszek Żuliński
Przeczytaj również recenzje zbiorów poetyckich J. Szwarc Tik-tak drobny mak (2014) i S. Szwarca Obrazki z Edenu (2014) pióra Agnieszki Kołwzan oraz wiersze autora w dziale "poezja", a także jego opowiadanie w dziale "proza".