Cień Chopina
Jerzy Żelazny
Gdzieś przeczytałem, że Norwid ujrzawszy człowieka moczącego nogi w miednicy z gorącą wodą, a w tym czasie żona mu grała mazurki Chopina, był tą sytuacją mocno zgorszony. Uważał bowiem, że muzyki wielkiego kompozytora należy słuchać z szacunkiem, w skupieniu. Wprawdzie moczenie nóg nie wyklucza skupienia, ale jednak to pozycja mało estetyczna, lekceważąca dzieło muzyczne i jego twórcę. Autor Fortepianu Szopena był wielbicielem jego muzyki, wielokrotnie w swych utworach odwoływał się do jego muzyki, w Promethidionie pisał o Chopinie, że jest naczelnym u nas artystą. Słowa Norwida, napisane po śmierci kompozytora, przeszły do historii: Rodem warszawiak, sercem Polak, a talentem świata obywatel. Co by poeta pomyślał o mnie, widząc leżącego w dezabilu na kanapie i słuchającego Koncertu e-moll? W naszych czasach, bardziej zdemokratyzowanych, pewnie nie byłby zgorszony, przecież muzyka Chopina już nie rozbrzmiewa tylko w salach koncertowych, w salonach, ale dzięki urządzeniom technicznych wniknęła w codzienność i nie budzi zdziwienia.
Mam, wprawdzie skromny, zestaw nagrań utworów Chopina, wspieram go nagraniami, które można odnaleźć w komputerze, i gdy najdzie mnie chęć, ba, wewnętrzny nakaz, to włączam płytę lub laptop, kładę się na kanapie i chłonę barwne dźwięki. Jestem wielbicielem muzyki poważnej, zwłaszcza utworów fortepianowych, słucham chętnie Beethovena, Czajkowskiego, Mozarta, Szymanowskiego i innych wielkich mistrzów. Jednakże Chopin najmocniej porusza moją duszę; czasem mam wrażenie, że spływa ta muzyka z pól okrytych zielenią albo posrebrzonych dojrzewającym zbożem lub z pogodnego błękitu, rozbrzmiewa w kroplach deszczu, w szeleście rozkwitłych pod płotem malw... Dzieła Chopina, uwielbiane przez pianistów i melomanów na całym świecie, mają w sobie coś swojskiego, bliskie mi tchnienie, a zarazem tajemnicze, sięgające metafizycznych przestrzeni. Potrafię rozpoznać utwór Chopina po usłyszeniu nawet jednej frazy. Niektóre, na przykład Mazurka a-moll albo Poloneza As-dur, i inne, chętnie sobie nucę, a pieśń Życzenie lubię zaśpiewać nawet przy kielichu. Wiem, wiem, nie wypada! Bo ta muzyka to sacrum.
Moje umiłowanie muzyki Chopina nie wzięło się znikąd - nauczyłem się jej słuchać (tak, tego trzeba się nauczyć!) w szkole średniej. Zapalonymi wielbicielami tej muzyki byli niektórzy nauczyciele (w tamtych czasach bywali tacy nauczyciele!), ale przejąłem uwielbienie dla dzieła wielkiego Fryderyka od kolegi klasowego, Mieczysława Makowskiego, poznańskiego kompozytora, pianisty, teoretyka muzyki i pedagoga. Razem rozpoczęliśmy naukę w szkole średniej w Grudziądzu, razem zdawaliśmy maturę, przyjaźniliśmy się. Już w wówczas był znaczącym pianistą, występował na każdej imprezie szkolnej, na imprezach miejskich, organizowaliśmy specjalne koncerty, na których Mietek Makoś (tak go nazywaliśmy) grał głównie właśnie utwory Chopina. W szkole próbował komponować. Do dzisiaj pamiętam melodię pieśni, którą skomponował do mego dość nieudolnego wiersza.
Moja młodzieńcza znajomość z Mieczysławem Makowskim odżyła w mej pamięci, gdy podczas konkursu chopinowskiego usłyszałem, że Koncert e-moll pianista Dang Thai Son wykonuje na fortepianie Errarda. To instrument historyczny, na nim grywał Chopin. Przypomniały mi się słowa z wiersza Artura Oppmana pt. Koncert Chopina: ... i uderzył w klawisze z taką mocą, aż się wzdrygnął i żachnął fortepian Errarda. Te słowa wiersza odnosiły się do Chopinowskiej Etiudy c-moll, zwanej Rewolucyjną. Recytowałem ten wiersz, a Mietek Makowski ilustrował ją grając na fortepianie fragmenty utworów Chopina. Wiersz opowiada o koncercie, który miał się odbyć w klubie polskich emigrantów w Paryżu. To wyimaginowany koncert, słuchaczami byli nie tylko emigranci, znani z historii – tak się zaczyna ów wiersz;
Polski klub. Na fotelach samych gwiazd elita:
Mickiewicz i Słowacki, książę Adam, świta.
Ksiądz Jełowicki obok księżnej Wirtemberskiej,
Nabielak w krwawych pąsach łuny belwederskiej
I chmurny jak dźwięk jego pieśni ukraińskiej,
Brat ludu, wróg monarchów i książąt - Goszczyński... - Mazurków i preludiów, etiudy Rewolucyjnej i Marsza żałobnego słuchali też: ... ksiądz Robak,
Zmienna Telimena, Konrad z bazyliańskiej celi,
Piast Dantyszek, Wallenrod, Kordian i Anhelli…
Są to więc postacie literackie z utworów Mickiewicza i Słowackiego. Cytuję fragmenty wiersza z pamięci, mogłem coś pokręcić. Podobały się nasze występy, oklaskiwano nas chętnie. Wiersz ten recytowałem w innych okolicznościach, na konkursach recytatorskich. Podczas studiów z jednym z toruńskich pianistów, Jerzym Fonsem, oraz aktorką toruńskiego teatru przygotowywaliśmy - jak to nazwać, koncert? – imprezę?, na której zamierzaliśmy czytać listy Chopina do matki, natomiast Jerzy Fons jako przerywniki grać utwory twórcy nokturnów, a ja dodatkowo miałem zaprezentować ów Koncert Chopina Oppmana. Jednak do występów nie doszło, a mieliśmy nawet wydrukowane i rozwieszone afisze; dyrektorka teatru zabroniła aktorce występów publicznych w towarzystwie amatora, impreza została odwołana. Potem i tak ją wyrzuciła z teatru (nie chcę wymieniać jej nazwiska). Po latach spotkaliśmy się przypadkowo na jednym z festiwali zespołów teatralnych; tak jak ja zajmowała się teatrem amatorskim.
Z Chopinem w szkole średniej wiążę się jeszcze jedna moja przygoda. Otóż z okazji 140 rocznicy urodzin kompozytora (1950 rok) na imprezie jemu poświęconej recytowałem piękny wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera pt. Cień Chopina. Dzisiaj pamiętam tylko pierwszą strofę utworu:
Na wiejskie gaje, na kwietne sady,
na pola hen,
idzie nocami cień blady,
cichy jak sen.
Kilka dni później w dodatku literackim do bydgoskiej Gazety Pomorskiej pod tytułem Nowy Tor ( w tamtych latach wszystko musiało być naznaczone słowem: nowy - wszak budowano nową Polskę!) odnalazłem znany mi wiersz, ale zaopatrzony w tytuł: Cień Janka Muzykanta. Wszystko inne się zgadzało z utworem Tetmajera, tylko autor okazał się kimś innym - występował w tej roli jakiś nieznany człowiek. Czym prędzej wysłałem do redakcji gazety list z informacją, że zdarzyła im się publikacja plagiatu. W następnym numerze dodatku wydrukowali przeprosiny za niedopatrzenie, ale za zwrócenie uwagi nie mnie dziękowali, tylko studentom polonistyki UMK w Toruniu. Być może redaktorom było wstyd, że uczeń szkoły średniej zna od nich lepiej literaturę polską. Bo przecież wiersz Tetmajera był dość znany, znajdował się w zbiorze wierszy poświęconych Chopinowi. Dzisiaj można go przeczytać też w internecie.
Wracając do mojej dawnej przyjaźni z Mieczysławem Makowskim - po maturze nasze drogi się rozeszły, chociaż nie od razu, przez ponad miesiąc mieszkaliśmy w Grudziądzu w wynajętym pokoju, on uczył śpiewu w Liceum Wychowawczyń Przedszkoli, a ja języka polskiego w Szkole Podstawowej na Tarpnie, dzielnicy. o której tak barwnie wspominał poeta Ryszard Milczewski-Bruno, grudziądzki bard. Po ponad miesiącu musiałem wyjechać w Koszalińskie (nakaz pracy), a Mietek rozpoczął studia najpierw w Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie ( przeniesiono ją do Gdańska) potem przeniósł się do poznańskiej Wyższej Szkole Muzycznej. Po kilku latach, będąc w Poznaniu, spotkaliśmy się, ale czas pochłonął dawną serdeczność, już nie potrafiliśmy jej dla siebie odnaleźć. I to było nasze ostatnie spotkanie.
Dzisiaj wiadomości o nim mogę zaczerpnąć z internetu, zapoznać się z jego muzycznymi sukcesami i dokonaniami, zwłaszcza jego kompozycjami, a te są dość bogate. Cóż, jest to tylko wykaz utworów, obejmujący wprawdzie kilkadziesiąt tytułów, ale posłuchać ich nie można. Czy są nagrania na płytach, tego nie wiem, nie szukałem. Pewnie gdzieś są, w radio, kilka razy przypadkiem wysłuchałem nadawanych jego kompozycji na antenie Polskiego Radia, pierwsze bardzo dawno, prezentowany był jako młody kompozytor. Teraz młodym nie jest, ten sam rocznic co ja, a więc...
Chciałem pisać o Chopinie, o ulubionych mazurkach, Koncercie fortepianowym e-moll, Walcu As-dur, który w mych piersiach wywołuje drżenie, jakbym miał w nich urządzenie rezonansowe, czułe na szopenowskie barwy, a napisałem o swym dawnym przyjacielu. Jednak, gdy przypomnę sobie jego młodzieńczą twarz, bujną czuprynę, to słyszę jak gra Scherzo b-moll, a ja stojąc na podeście w auli naszej szkoły, recytuję Koncert Chopina Artura Oppmana, wiersz dość marny, ale pełen bogoojczyźnianego patosu... Byłem tym wierszem wówczas zachwycony, nie tylko ja, wielu, takie czasy. I miło lata te wspominać. Ba, jestem facetem sentymentalnym, wspominki to moja pasja... Na pewno dzięki przyjacielowi z młodości wciąż tęsknię do muzyki Chopina, a gdy nie mogę dać sobie rady z ową tęsknotą, włączam płytę z nagraniem koncertu na przykład Krzysztofa Jabłońskiego i lecą po kolei scherza, potem Barkarola, a na koniec triumfalny Polonez As-dur.
Otwarłem nie tak dawno stronę internetową Mieczysława Makowskiego i dowiaduję się, że zmarł w grudniu 2014 roku. Od lat nie spotykaliśmy się a jednak przykro. I przypominam sobie dalszy ciąg wiersza Oppmana, kiedyś recytowałem:
A Chopin drgającymi w powietrzu rękami
Nie śmie dotknąć klawiszy, by nie trysły łzami,
By się w krew nie rozlały źródliskiem czerwonym,
gdzie szarżuje jak w przepaść szwadron za szwadronem,
Gdzie tracone kompanie i działo za działem,
Runą z okrzykiem „Naprzód!” z ostatnim wystrzałem…
A Mietek grał w tym czasie fragment 3 części Sonaty fortepianowej b-moll, Chopina znany jako Marsz żałobny.
I dowiaduję się z internetu, że zmarł w Poznaniu, ale pochowany został w Górznie, w swym rodzinnym miasteczku, w powiecie brodnickim, w woj. kujawsko-pomorskim. Odwiedziłem go w któreś wakacje w tym prześlicznym miasteczku… Pochodzę też z tego powiatu, w odwiedziny pojechałem rowerem.
Jerzy Żelazny
Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także - w "porcie literackim" - recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014)