„Poemat filozofujący” Edy Ostrowskiej
Leszek Żuliński
STRUKTURA KRYSZTAŁU
Pierwszy i jedyny raz pisałem o Edzie Ostrowskiej w roku 2003 (o tomiku pt. Nie znałam Chrysta). Pisałem tak: Och, to jest dopiero manifestacja kobiecości. Gdyby nie istniała kobieta, matka, dziewczyna i kochanka, a na drugim biegunie mężczyzna – nie istniałyby te wiersze. Ale cała istota, cała oryginalność poezji Ostrowskiej polega na mocowaniu się tego stereotypu z szablonem liryki, z nawykami języka, z ulizaniem formy, zasobem skojarzeń itp. Księżyc chodzi z gołą cipką, dlaczego ja nie... – wyuzdanie, prowokacja, nachalny erotyzm? Nic z tych rzeczy. Tu cały czas odbywa się gra konwencji, konfrontacja form i formuł. Często poetka sięga po narzędzie lingwizmu – tu ma się sprawdzić język: czy jest w stanie odtworzyć skomplikowaną fakturę przeżyć i wrażeń?
To samo dotyczy sacrum: autorka często rozmawia z Bogiem, odwołuje się do pojęć narodowych itp., ale unika jak ognia gotowych tworzydeł poezjowania, mówi kodem wewnętrznej, arcyprywatnej, wyjątkowo niepowtarzalnej świadomości. Dlatego te wiersze tworzą zupełnie nowy obraz kobiety i poetki. One poprzez nowy język sztuki docierają do nowego języka egzystencji.
Podtrzymuję tamtą opinię, choć minęły lata.
Nowy tomik Edy Ostrowskiej to książka nieszablonowa. Niewielkiego formatu, cała utrzymana w w granatowej kolorystyce, z osobliwym sformatowaniem tekstu, który układa się w ukośnym przechyleniu. Coś nowego; frapującego. Cacucho edytorskie! Wyrafinowane! Zapis też nieszablonowy: wersy mają króciutką frazę i jak cienki warkocz snują się od początku do końca bez „oddechu”. Bo to jest poemat, czyli jeden utwór w całości wypełniający książkę.
To pierwszy – interesujący – plus. Ale wiadomo, że bardziej liczy się tekst niż zabawa autorska i edytorska.
Jadwiga Mizińska poprzedziła te wiersze solidnym wstępem. W nim między innymi czytamy, że jest to poemat nie filozoficzny, lecz filozofujący. I ona sama popełniła w tym wstępie piękny esik z wieloma didaskaliami, przywołując konteksty odwiecznie literackie, w które Ostrowska – chcąc nie chcąc – się wpisuje. Między innymi pisze: Eda Ostrowska jest poetką wybitnie trudną, trudzi się bowiem badaniem człowieczej „struktury kryształu”, będącej czymś najbardziej zbliżonym do odkrytej przez krytyków „boskiej cząstki” – bozonu. Nie uwłaczając poetom „jasnym”, warto zachwycić się jej poezją „ciemną”. Heraklit uchodzący za filozofa „ciemnego”, najbardziej tajemniczego, pogardzał tłumem goniącym za błyskotkami. (…) Poezja Edy Ostrowskiej da się porównać do Ognistego Krzewu. Wcielenia żywego ognia wytrawiającego twarde drzewo, ale go nigdy nie spopielającego.
Dosyć to pompatyczne sformułowania, ale w zasadzie celne i wynoszące Ostrowską na szerokie wody literatury. Choć w tym sęk, że takie szerokie wody mają wąskie grono pływaków. Ale to nigdy nie jest porażką autora – to jest jego przewaga nad poezją „lekką, łatwą i przyjemną”. To jest jego „wyjątkowość”!
Tak, Eda bez wątpienia jest „wyjątkowa” i „osobliwa”. Zacytuję wam fragmencik poematu: wstawaj / strugaj / wizerunek / utraconego dziewictwa // co osuwa się / węzeł po węźle // niczym kat / i ofiara // na jeden wieczór // przy świecach / dobrana / para // nikt się nie waży / zajrzeć / im w splot // dzikie mięso // ona pięknie ubrana / siada / mu na kolanach // szuka formy / on kulturalnie / pluje jej w twarz / depcze // święte miejsce // węgło domu / kij ruchomy // liczą się / pasje graniaste // wzrok dziki / uspokaja // wkłada / chustę / skrwawioną / kocha się / z powietrzem…
Ten fragment ma – oczywiście – kontekst erotyczny. Ale „duszny”, niespokojny, nie afirmatywny. Bowiem Ostrowska chodzi po swoich piwnicach. Po drugim dnie własnej egzystencji. Jej Ego raczej nie komunikuje się z rzeczywistością przyziemną, z behaviorem, z konkretem. Sen wariatki śniony nieprzytomnie? – jak powiedział klasyk.
Introwertyzm Edy jest oczywisty. Świat zewnętrzny jest z tektury. A w ogóle to go tu nie ma. Ona już na samym początku mówi: Miesza się / i rozdziela / głębokość i i szerokość / istnienia.
Ta głębokość i szerokość to podstawowe torfowisko tego tomiku. Ostrowska wierzy w niebo i w piekło. Ten poemat puentuje tak: piękno / pod czarnym / motylem // klei skorupy // ryje w zielonej / studni // dusze wypija // wśród gwiazd / żuje eter / i farad // ten kłębek / językami / krzyczy // gdy rozpłatasz / rybę / szukaj Boga / w jelitach // miłość / ma boskie / wymioty // rozpina grubo / w środku // przymioty Serafinów.
Tak więc jej poemat filozofujący poetki nie wydaje się nihilistyczny. Jednak w tym wszystkim czuję jakąś gorycz. Bo to buszowanie w piwnicach egzystencjalizmu to ponura sprawa. Pytam się: a gdzie jest eudajmonizm? Gdzie uroda i uroki życia? Gdzie jakakolwiek afirmacja?
Ale rozumiem mroczny sceptycyzm autorki. Jedni wjeżdżają windą na najwyższe piętro, skąd widać błękit nieba, jasność słońca i balet szybujących ptaków. Inni schodzą w dół ziemi, bo tam jest nasza ostatnia Kolchida. Eda ten azymut opowiada w swoich wierszach. Jej „struktura kryształu” jest nieprzeźroczysta.
Eda Ostrowska „Poemat filozofujący”, Wydawnictwo EPISTEME, Lublin 2017, str. 36
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzję zbioru E. Ostrowskiej Baranek zabity. Dedykacje (2006) pióra Elżbiety Juszczak