„Liryka” Krzysztofa Gąsiorowskiego
Leszek Żuliński
„ESENCJA EGZYSTENCJALNA” KRZYSZTOFA GĄSIOROWSKIEGO
Salon 101 to był prawdziwy salon literacki, który przez lata prowadziła w Warszawie siostra Krzysztofa Gąsiorowskiego (1935-2012) Małgorzata Bocheńska (1949-2018). Byłem tam kilka razy, a potem Małgosia wyjechała za granicę i już nie wróciła. W ostatnich latach swego życia utrzymywała kontakt z Andrzejem Wołosewiczem, który przez niemal dekadę studiował dorobek „Gąsiora”, by jakoś go nam przekazać.
I oto ledwo co ukazała się książka pt. Liryka. W zasadzie nie książka, a księga licząca ponad 500 stron. Wiersze, wiersze, wiersze… Książkę zamykają trzy rozmowy z Gąsiorowskim: Ireny Wiszniewskiej, ś.p. Ryszarda Ulickiego i Przemysława Szubartowicza.
Gąsiorowski był dla nas kimś ważnym. Kiedy ja wchodziłem w literaturę (lata 70-te), on już był dla nas autorytetem. Chociaż chyba by mnie wyśmiał za to określenie, bo przecież był luzakiem, umiarkowanym alkoholikiem i powsinogą.
Debiutował w roku 1962 tomikiem pt. Podjęcie bieli – czyli stosunkowo późno. W tym samym czasie był współzałożycielem Orientacji Poetyckiej Hybrydy, która to grupa okazała się ważną, kreatywną formacją.
Ja poznałem go właśnie w latach 70-tych. Pracowałem wtedy na rogu ulicy Wilczej i Poznańskiej, na czwartym piętrze w Krajowej Agencji Wydawniczej, a na dole kamienicy mieściła się redakcja miesięcznika „Poezja”. Tam schodziłem na pogaduszki do znajomych, tam widywałem „Gąsiora” – poetę jakby z czasów bohemy.
„Szaławiła Gąsior” nie był jednak pospolitym menelem; o nie! O takim skojarzeniu zapomnijcie. Miał ogromną wiedzę i oczytanie. Był intelektualistą dużej klasy. Toteż jego wiersze cieszyły się atencją czytelniczą i krytycznoliteracką. Krzysztof był – podkreślam – „ważnym poetą”, liczącym się, uznanym. Tak więc ten opasły zbiór wierszy warty jest szczególnego miejsca na naszych domowych półkach.
Krzysztof nie był poetyckim narcyzem. Zwierzył się: Ja raczej już się do literatury polskiej nie przedrę. A jednak możemy dziś stawiać go na tej samej półce z Herbertem, Przybosiem, Różewiczem… Inne pokolenia, inne doświadczenia, inne dykcje, inne biografie, ale waga przesłań równie ważna. U Gąsiorowskiego szczególnie „esencja egzystencjalna”. I jednak jakaś szamotanina, jak np. w krótkim wierszu pt. wybrałem: Moja wizjo świata, moja / nieuchwytna, wieloznaczna, / pełna sprzeczności ideo – / wybrałem ciebie, będę wierny. / Wybrałem, w wolnych / i niewymuszonych rozterkach, // wybrałem, ale doprawdy / straszliwie małą większością / głosów wewnętrznych. Hmm, taki epigramacik, a ile w nim się dzieje… Jedno jest pewne: eudajmonia nie była Muzą tej poezji.
Gąsiorowski nie miał łatwego życia. Po pierwsze, „żył niehigienicznie”, czyli niekomfortowo. Po drugie, wlokły się za nim do jakiegoś czasu PRL-owskie demony. Na szczęście to wszystko transformowało się w „egzystencjalny ból”, którym znakomicie karmił się jego talent.
Czytam: Krytyka wielokrotnie podkreślała zdumiewający rozdźwięk pomiędzy tym, co Gąsiorowski prezentuje na zewnątrz swoim życiem, a o czym zaświadcza swym dziełem. To jakby dwie, nieprzywiedlne do siebie osobowości. Tak bardzo dzieło zdaje się, w każdym wymiarze, przerastać swego twórcę. O tyle być może odeń dojrzalsze.
Moim zdaniem musimy nauczyć się rozdzielać talent od biografii. Jeśli chcecie mieć poetów-aniołów, to wszystkich ich poznacie w Niebie. Tu, na Ziemi macie ból, gorycz i pobłąkanie. Tak wyglądały ostatnie lata Gąsiora.
Znałem Gąsiorowskiego i nie pamiętam, by miał poczucie humoru. Ale po tej lekturze zmieniłem zdanie. W rozmowie z Ireną Wiszniewską Krzysztof mówi: W Salonie była dobra publiczność. Raz robiono ze mną wywiad i dziennikarz dopominał się, żebym mu wymyślił epitafium na nagrobek. Kombinowałem, kombinowałem, że znalazłem: „Mogło być gorzej…”
Krzysztofowi wiodło się raz lepiej, raz gorzej. W literaturze naszego czasu zostanie kimś ważnym.
Chcę jeszcze zacytować kilka ważnych słów, które Gąsiorowski powiedział Ryszardowi Ulickiemu (który – niestety –zmarł w 2016 roku).Oto one: Tak czy owak gasnę, mój świat poetycki zaczyna się odrealniać, coraz więcej w nim snów i bez-snów, tam jeszcze żyję: sam już nie wiem, czy to, co napisałem jest coś warte; niekiedy w to wierzę, niekiedy tracę i tę wiarę.
Oto smutna prawda o poetach, którzy mimo sukcesów kończą w matni.
Na koniec: książka ta rodziła się przez kilka lat we współpracy Andrzeja Wołosewicza z Małgorzatą Bocheńską. Ona też książkę sfinansowała. Niestety już jej nie zobaczyła. Zabrakło mi jednak właśnie jakiegoś szerszego opisu Wołosewicza – on sam z siebie miałby też więcej do opowiedzenia i interpretacji niż zrobił to we wstępie. Tak czy owak, jego wkład w tę książkę jest fundamentalny.
Krzysztof Gąsiorowski „Liryka”, Salon 101, Warszawa 2018, str. 522
Leszek Żuliński