„Z narożnika mapy” Piotra Michałowskiego
Leszek Żuliński
LAS MIESZANY
To jedna z książek serii „koLekcja eleWatora”, który to cykl redaguje Artur D. Liskowacki, a wydaje szczecińska oficyna Forma. Zresztą Paweł Nowakowski, właściciel Formy, też bardzo w ten cykl jest zaangażowany.
Ta akurat książka jest bardzo „szczecińska”. Jej tytuł – Z narożnika mapy – wynika z osobliwego położenia geograficznego Szczecina. W tym „narożniku” Michałowski siedzi sobie od lat. Pierwszy odcinek cyklu ukazał się już w roku 2003 w piśmie „Pogranicza” i był kontynuowany do roku 2012.
Czy warto było teraz te felietony zebrać i wydać? Co do tego nie mam wątpliwości – takie dokumentacje są po latach na wagę złota. Ten cykl jest na dodatek pisany świetnym piórem. Ktoś, kto zakochany jest w swojej „prowincji”, w „małej ojczyźnie” to „koszałek-opałek” minionego czasu. I właśnie dlatego robota Michałowskiego jest cennym dokumentem. A przy okazji niezłą lekturą.
Autor zresztą własnego narożnika kurczowo się nie trzyma. Zagląda w książki niezłych pisarzy rozrzuconych po całej Polsce – innymi słowy idea regionalizmu nie jest tu sednem autorskiego zamiaru.
W zasadzie to ja nie wiem jak mam tę książkę zrecenzować. To taka silva rerum, że trudno ją ogarnąć. Jedno jest pewne: Michałowski ma swoje królestwo w kulturze. Pisze o książkach, o autorach, o wydarzeniach literackich, tym samym zamieniając swoje felietony w kulturalną kronikę czasu. Teraz, po latach, jest to dokument bezcenny, bo ta cykliczna robota poniekąd staje się annałem czasu i wydarzeń. Co ważne: wielokrotnie mojej lekturze towarzyszył odruch chapeaux bas, ponieważ Michałowski jest kompetentny. A równocześnie ma „dar felietonowy”, tzn. – jak mawia młodzież – nie przynudza. Lekkie pióro – ważka treść, czyli ideał. No i pomyśleć: taki facet siedzi sobie w jakimś narożniku…
Niemal dziesięć lat życia kulturalnego zostało tu opowiedzianych. Autor podkreśla, że pisząc o innych, pisał także i poniekąd własną autobiografię. Istotny cytat: …kompromisowe połączenie tych dwóch form wydaje się najważniejsze, gdyż określa próbę pogodzenia rytmu życia autora z rytmem publikowania. Chciałem, by czas narracji płynął równolegle z nurtem omawianych zdarzeń, a zarazem by kolejne odcinki akompaniowały tematyce poszczególnych numerów pisma. Niełatwo było porządki te pogodzić, toteż w wielu sytuacjach konieczne okazały się retrospekcje, przywołujące pewne fakty z historii i autobiografii, wyjaśniające genezę aktualnie komentowanego zjawiska.
No, to się nazywa „mocna autoświadomość zamiaru”, która nie jest – niestety – czymś powszechnym. W ogóle u Michałowskiego rzuca się w oczy racjonalizm i konkret oraz zdecydowana świadomość tego, po co te teksty pisał.
Oto jeszcze jeden cytat z autora, który „się tłumaczy”: Uruchamiając na łamach „Pograniczy” tę rubrykę, umownie zwaną „felietonem”, założyłem, że „Z narożnika mapy” będzie tyleż realizowało, co odbiegało od praw gatunku, ponieważ każdy odcinek miał stanowić wielotematyczną mozaikę wydzielonych śródtytułami rozmaitych miniaturowych tekstów: impresji, komentarzy publicystycznych, refleksji, mikrorecenzji, reminiscencji. Narastała więc Sylwa obejmująca różnorodność gatunkową, wielość perspektyw i modalności wypowiedzi. Niemniej w tym lesie mieszanym da się rozpoznać jakąś dominantę ekosystemu, a tworzą ją lejtmotywy miejsca: Szczecin i Europa.
Taki – celny! – komentarz autorski poniekąd wyręcza mnie, recenzenta, bowiem tego typu „didaskalia” odautorskie określają zamiar i ideę tych felietonów. A trzeba tu dodać, że mamy zalew książek, których autorzy sami nie za bardzo wiedzą, co piszą. Michałowski wie!
P. Michałowski poza tym był (jest?) akademikiem. Toteż w jego notatkach dalece nie wszystko sprowadza się do „formuły recenzenckiej”. Sporo w tu „refleksji ogólnych”, ale wielce istotnych, jak na przykład ta: Trudno zestroić początek zapisu z tym, co dopiero potem okaże się początkiem epoki. Można przeczuwać nadchodzący przełom, ale trudno go uprzedzić – tak jak ustawić kamerę dokładnie przed miejscem podłożonej przez terrorystę bomby i uruchomić ją na sekundę przed wybuchem. Ale właśnie coś takiego mnie się przydarzyło, gdy w 1980 roku zacząłem pisać diariusz, który z pewnym zamiarem autokreacji nazwałem „Autopowieścią” i prowadzę do dziś, zapisując już tom trzynasty.
Tak, rzeczywiście „sylwiczność” tej książki jest arcyciekawa. Masa wątków tu się przewija i jakiś diariusz minionych lat. Tak sobie Michałowski recenzował i recenzował tamto dziesięciolecie, a opisał coś więcej niż wydarzenia książkowe. Ucapił wiele ważnych kwestii, zostawiając swoje świadectwo tamtego – niedawnego – czasu. Czy ciąg dalszy nastąpi? Bardzo autora do tego zachęcam! Wprawdzie dwumiesięcznik „Pogranicza” już nie istnieje, ale przestrzeń publikacyjna jest obecnie ogromna. Jest o czym pisać i gdzie. Zresztą byłbym zdziwiony, gdyby Piotr Michałowski „oklapł” – co to, to nie! Poza tym ten trzynastotomowy diariusz, o którym autor sam wspomina, chyba nie będzie gnił w szafie? Czy się nie mylę, Drogi Autorze?
Piotr Michałowski „Z narożnika mapy”, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2017, str. 184
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzje książki P. Michałowskiego Narożnikowo, centralnie, pogranicznie. Szkice szczecińskie i europejskie (2014) oraz jego zbioru wierszy Cisza na planie (2011)