„Stany nagłe” Jerzego Fryckowskiego
Leszek Żuliński
POETYCKOŚĆ TOTALNA
To już, od czasu debiutu w roku 1989, osiemnasty zbiór wierszy Jerzego Fryckowskiego. Można chyba go uznać za „autora płodnego”. A już na pewno Jurek zdobył sobie sławę jako jeden z „kosiarzy” konkursów poetyckich. Niektórzy kontestują ten konkursowy zapał Fryckowskiego. Ja nie, bo co jest dostępne regulaminem konkursu, to jest… dozwolone. Tak więc ci, którzy mu to wymawiają, po prostu niech go prześcigną. Wszystko sprowadza się do oczywistej formuły: wygrywają najlepsi. Peleton musi doścignąć czołówkę.
Na plecach okładki kilka cytatów innych autorów. Np. Tadeusz Buraczewski napisał: Nie czytajcie tego – będziecie szczęśliwsi.
No, tyle rytualnego wstępu, więc teraz przejdźmy do rzeczy. Otóż ten nowy tomik Fryckowskiego to książka ładnie i solidnie wydana (format A5). Z kolorowymi ilustracjami, z edytorską pieczołowitością. I tyle mojej pochwały edytorskiej. Zaś co do reszty, to muszę przeskoczyć w następny akapit.
Są to otóż wiersze niezwykle „gęste”. Dalekie od „mówienia wprost”, trzymające się przyziemnego konkretu, a jednak napakowane taką aurą, że wszystko wydaje się paraboliczne. Konkretne, ale jednak ponad konkretem. Szczególne uświadamia nam to sześcioczęściowy ni to wiersz, ni to quasi poemat (pt. Bezsenność w Płocku) o tym, że życie zostawia ślady na przegubach. Fryckowski jest mistrzem reizmu – on nie uprawia abstrakcji, sceneria bierze się z realizmu, jednak mimo to jakiś somnambulizm wdziera się w to wszystko. I w końcu łapiemy się na tym, jak ów reizm, codzienność, przyziemność meblują nasz introwertyzm.
Zaraz potem czytam dziesięcioczęściowy poemat pt. Słubice. To powrót na tzw. ziemie odzyskane. Czasy dzieciństwa naszych roczników. Ale czasy nadal pogmatwane kulturowo – resztki tych, którzy nie uciekli i ci, którzy na nowo tu się osiedlili. Wiesz, Jurek, przeżywałem to samo na Śląsku Opolskim, dokąd repatriowali się moim rodzice z Kresów. Ten amalgamat historii i nowej codzienności nas tworzył. Popatrz, byliśmy jeszcze dzieciakami, a do dziś mamy pod powiekami tamten czas. Świetnie to wszystko opisałeś. Dzwoni to w tobie… We mnie też.
Brnijmy dalej… Oto kilka wierszy poświeconych Broniewskiemu. Przytaczam w całości wiersz pt. Broniewski do Wandy Sz. Październik 1926: Byłem w Tobie tyle razy ile razy Płock przechodził z rak do rąk / nie świstały nad nami kule i nikt nie wiązał dłoni stułą / a jednak czuję się spętany jak rumak na popasie // Każesz mi wybierać a Polska jest jedna / straszysz brzuchem gdy już dałem na zapowiedzi / i Janka pewnie zagryzie paznokcie // Moja rogatywka pokazuje kierunki gdzie mogę umierać / a Ty mówisz że miłość wyda owoce // Wando Jestem szmatą odznaczona Virtuti / cynikiem pozwalającym okradać litewskich chłopów / i grabić Żydów bez względu spod jakiej są gwiazdy // Usuń nasze dziecko / Wyskrob się / Zapomnij.
Boże, jaki to piękny i zarazem smutny wiersz. Jak mocno włażący w Broniewskiego. Od tej strony Fryckowskiego nie znałem. A w tym zbiorze więcej takich „wycieczek” w przeszłość, w minionych ludzi, we współprzeżywanie tamtego czasu – aż po Sarbiewskiego.
Z jednej strony historia i rekonstrukcja dawnych powidoków, z drugiej zaś wzruszająca przyziemność, jak w tej oto strofie: To już trzecia pralka jak zwykle na raty / nie zrobiliśmy sobie kawy jak przy pierwszej / by spokojnie patrzeć na wirujące skarpety / z potem pamiętającym drogę do Wasiliszek / gdzie z płyt analogowych słuchaliśmy Niemena. Już chociażby ten wyimek świadczy jak „zwyczajnie” i „normalnie” Fryckowski potrafi stąpać po ziemi. Ale nie dajcie się nabrać: to nie jest stąpanie ot takie sobie.
Ha!, podróże sentymentalne? Ano tak, droga młodzieży – w pełni zrozumiesz to po 60-tce. Podróże w czas utracony prędzej czy później przychodzą. Fryckowski dużo zapamiętał; widzę, że ma o czym opowiadać. Prostota tych opowieści jest znakomita. A przecież – jak wiemy – prostota jest trudniejsza do wypowiedzenia niż euforia, a już – nie daj Boże – egzaltacja.
Ostatni cykl tego tomu dzieje się w domu opieki – starzy, chorzy ludzie i siostry – jakby nie było miłosierdzia. Czytałem to uważnie, bo od dwóch lat moja 94-letnia matka w takim domu przebywa. Chodzę tam nieustannie. Być może Jurek też tych wierszy nie wymyślał, tylko je „doznał”. Już nie wchodzę w szczegóły – tu poetyka znowu inna i jakże inny „światoobraz”. To zamienianie behavioru w poezję wychodzi mu znakomicie; najważniejsze jest to, że różne tematy i opowieści mają u Fryckowskiego swoją istotność. To są wiersze myślące, to są wiersze umiejące opowiedzieć każdą sytuację. W gruncie rzeczy w jakiś sposób Fryckowski jest uniwersalny, ale to szerokie spectrum świadczy o jego „poetyckości totalnej”. O jego żywej wrażliwości wobec czasu minionego i aktualnego. On tematy czerpie z rzeczywistości. To jego siła. On wmyśla się w zdarzenia, w przeszłość, w ten czas, jaki naszemu pokoleniu jest dany. To bardzo ważna poezja!
Ten tomik trudno się recenzuje. Złożony z kilku cykli, posiada swoje osobne archipelagi. Jednak to nie przeszkadza – to są opowieści z różnego czasu, miejsc i spraw. Ale spaja je jedno: nieustanna waga tematów, bowiem wiersze Jerzego Fryckowskiego to mądra opowieść o nas, o czasach, o zdarzeniach, o tym zakichanym, acz ukochanym życiu.
Jerzy Fryckowski „Stany nagłe”, Wydawnictwo Jasne, Pruszcz Gdański 2017, str. 96
Leszek Żuliński
Przeczytaj też wiersze J. Fryckowskiego w dziale „poezja” naszego portalu, a także recenzje zbiorów poetyckich w „porcie literackim”: Jestem z Dębnicy (2010) i Zanim zapomnisz. Wiersze wybrane (2010) pióra Wandy Skalskiej, tomu Chwile siwienia (2013) pióra Agnieszki Kołwzan oraz Niebieska (2016) autorstwa Leszka Żulińskiego