O "Pochwale niezrozumiałości" W. Czaplewskiego
"Tytuł i podtytuł prowokują podwójnie: bo Pochwała niezrozumiałości zapowiadać może mętność wywodu, chaos poznawczy, a podtytuł Eseje filozoficzno-literackie nie dość, że wyostrza powyższe obawy (niezrozumiałe eseje? brr!) to sugeruje jeszcze, iż rzecz będzie wielce erudycyjna, trudna. Tymczasem wybór szkiców i felietonów Wojciecha Czaplewskiego - kołobrzeżanina urodzonego w Gliwicach (1964) - mającego w dorobku podręcznik do filozofii Filozofia z przyległościami (2000) i wiele publikowanych na różnych łamach tekstów - to książka konsekwentna, jasna - w najlepszym tego słowa, także metaforycznym znaczeniu, i przyjazna w lekturze. (...)
Do czego przykłada więc Czaplewski swoje miary - filozoficzne, etyczne i poznawcze? Przede wszystkim, zgodnie z podtytułem książki, do literatury. Ale i do naszej codzienności, w społecznym i jednostkowym wymiarze. Pisze więc zarówno o sporze romantyków i klasyków - zastanawiąc się, gdzie przebiega dziś granica między tymi postawami artystycznymi i światopoglądowymi, jak i o roli mediów jako czwartej władzy (tu uwagi o manipulacji, z trawestacją okrzyku Konrada z Dziadów: 'Daj mi rząd dusz!' na: 'Daj mi telewizję!'), o samotności, o leżących w lęku źródłach nienawiści i agresji... A poza wszystkim o bezradności człowieka współczesnego wobec świata. Bezradności pogłębiającej się, gdy oddalamy się od szeroko pojętej transcendencji, mówiąc wprost (choć różnie) od Boga. (...)
Zwraca też uwagę na niebezpieczeństwa, jakie niosą ze sobą niektóre wartości, jakie na ślepo ubóstwialiśmy, rezygnując ze światopoglądowego sporu, ale i unikając każdej dyskusji, prawdziwej rozmowy: 'Powszechnie wyznawana tolerancja staje się maską obojętności. Coraz bardziej asertywni, śliscy i szczelni, obrastamy w samotność. Wobec pandemii choroby sierocej, pomału zostaje nam już tylko jeden sposób na nawiązanie bliskiego kontaktu: przemoc' (s. 132).
Kto jak kto, ale Czaplewski - czasem kontrowersyjny, zgoda - na pewno nie jest 'śliski i szczelny'. Owszem, swój wywód prowadzi - co jest dziś rzadkością - posiłkując się argumentami filozofii (od Heraklita i Platona, po Derridę i Foucaulta) - ale i polemizując z wieloma spośród nich. Tyle że czyni to w formie przystępnej, odwołując się do przykładów bliskich laikowi, potrafiąc w jednym zdaniu połączyć Dostojewskiego z Agnieszką Osiecką. Pisze ze swadą, dowcipnie, przywołuje osobiste doświadczenia - z młodości i dzieciństwa - ubarwiając wykład anegdotą (patrz: życiowe przygody filozofów racjonalistów) i bogactwem literackich - na ogół poetyckich - cytatów. Bywa zresztą i sam poetą, bo wiele z jego tekstów czerpie siłę z urodziwej metafory. (...)
Mozna więc rzec, że Pochwała... (...) to poza wszystkim pochwała literatury i filozofii. Wciąż płodnych i użytecznych - sióstr, które uczą nas samych siebie, i zrozumienia tego, co niepojęte, więc tym bardziej godne namysłu i refleksji."