Barbara Janas-Dudek "Zakład pracy chronionej", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012, str. 120

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 22 sierpień 2012 Opublikowano: środa, 22 sierpień 2012 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska


KOLEJNE STRONY CIAŁA

Z pozoru proste i gładkie wiersze Barbary Janas-Dudek wcale prostolinijne nie są. Ich przesłanie, uwikłane w specyficzne techniki zapisu, jest głębokie. Tomik Zakład pracy chronionej oparty jest na cyklicznym powtarzaniu pewnych kwestii, dramatycznym powrocie do nich, wielokrotnym dążeniu do repetycji tych samych przeżyć. Autorka zbioru tekstów stosuje liczne zabiegi mnemotechniczne, jak na przykład w wierszu „Alfabet lęku”, po to, aby łatwiej było czytelnikowi oswoić się z jej poetyckim wyobrażeniem rzeczywistości.

Wiele fragmentów pojawiających się w monodramie jest kopiowanych albo umiejętnie wbudowywanych i przetwarzanych w drugiej części jej zbioru w wierszach. Nieobeznany z funkcją jej poetyckich rozważań czytelnik może jednak pobłądzić albo też odrzucić na samym wstępie tę „lekką”, choć dziwną, zagadkową i niekonwencjonalną konstrukcję utworów. Mówiąc wprost, może jej po prostu nie pojąć. Dlaczego? Ponieważ wiersze z tomu wydają się być usytuowane na samych obrzeżach tradycji literackiej. Nie ma w tym jednak nic bardziej mylnego, bowiem utwory te wyrastają właśnie z kanonu poetyckiego. Ważne jest jednak to, aby posiąść umiejętność odczytania ich w odpowiednim kontekście. Zatem jaką warstwę egzegetyczną tych liryków przyjąć? W tomiku Janas-Dudek wszystko wiedzie poprzez kategorię ciała, dlatego też od niej należy rozpocząć komentowanie jej utworów.

Metoda naśladowania świata i odwzorowywania go w poezji łączy się z metaforycznym tytułem tomu. W Zakładzie pracy chronionej zatrudniona jest bohaterka liryczna wierszy. Para się ona jakimś bliżej niesprecyzowanym zajęciem. Wykonuje pracę pod auspicjami jakiegoś zakładu. Czym on jest? Z jednej strony warstwa semantyczna zakładu wiedzie w prostej linii do skojarzeń związanych z wytwórnią przemysłową, pracownią artystyczną czy warsztatem mechanicznym. I każde ze skojarzeń będzie tam samo właściwe. W „Zakładzie pracy chronionej” jest jeszcze jedno ważne kryterium wyróżniające jednostkę z tłumu. Protekcja nad osobą wydaje się bardziej dozorem nad egzemplarzem niż rzeczywistą troskliwością i sprawowaniem pieczy nad osobą. Właśnie to znaczenie sprawowania kurateli bądź kontroli modyfikuje pojęcie „zakład”. Dlatego w rozumieniu Janas-Dudy „zakład” może przypominać więzienie, zamknięte miejsce odosobnienia, w którym trzeba odpracować to, za co zostało się skazanym. Ten wyjątkowy karcer jest obszarem prywatnej adaptacji. Tam ma się dokonywać realizacja drogi osobistej apokatastazy. 

A kim jest bądź staje się w obliczu takiego toku interpretacyjnego sama bohaterka liryczna tomiku? Osobą z licznymi schorzeniami ciała czy jednostką myślącą inaczej niż reszta społeczności? Po części jedno i drugie. Z jednej strony, cierpi ona na liczne dolegliwości somatyczne, odzwierciedla to wielokrotnie w swoich wierszach, z drugiej, akcentuje także potrzeby swojej duszy, wewnętrzne uwarunkowania psychiczne i traumy dzieciństwa, które przekładają się na jej dorosłe życie. Te dwie sfery warto naszkicować bliżej.
W pierwszym przypadku chodzi o kategorię ciała. Jest to główny ośrodek znaczeń w wielu jej lirykach. Postrzega je Janas-Dudek z wielu perspektyw, kawałkuje je i defragmentuje, dzieli na poszczególne części. Nieraz uważa ciało za sztuczne, momentami dostrzega tylko płciowy aspekt jego istnienia a chwilami traktuje po prostu jak zwłoki czy „padlinę”.
W pewnych utworach, na przykład w wierszu „a pan się oparł się o ramię”, dwa ostatnie aspekty zespala w jedno, kreując sadystyczne deskrypcje oglądanych ciał. We fragmencie „przykłówanie się do łóżka” następuje semantyczne pomieszanie dwóch sfer wyobrażeniowych. Słyszącym wers przywiedzie na myśl „kłucie”, czyli  przybijanie do łóżka jakimś ostrym narzędziem. Ale mowa to o „kłóciu” jako neologizmie, czyli wdawaniu się w dysputę. Bohaterka liryczna wdaje się w dialog z własnym ciałem, rozmawia z nim, odwiedza liczne jego zakamarki, szuka „rozcięć między czernią a ustami”, bo być może właśnie tam kryje się ludzka dusza.

Niektóre utwory każą czytelnikowi myśleć, że przedstawione w nich obrazy nie mogą być już bardziej wysublimowane oraz pełniejsze. To przelewanie się znaczenia z czary, którą częstuje nas Janas-Dudek, dostrzec możemy w wierszu „urojenie”. „Ulało się z niej na widok zwłok/ były żeńskie z brzuchem zadartym ku niebu”. Materia ożywiona wskrzesza ludzkiego ducha. Jak to jednak następuje? Makabryczność potrafi autorka umiejętnie połączyć, jak niegdyś czynił to Baudelaire, z sadystyczną i drastyczną wizją rozkładu człowieka. Rozwarstwianie a potem „grzebanie” w gnijącym ciele nie jest czynione przez nią jedynie dla przyjemności, choć i na ten aspekt zadowolenia z „węszenia” w rozczłonkowanym ciele warto u Janas-Dudek zwrócić uwagę. Poszukuje ona bowiem czegoś więcej, jakiejś iskierki nadziei, zapewnienia, że pomimo dokonującego się nieustannie „psucia” czy postępującej destrukcji w nas samych pozostaje jakaś szansa choć nikłego ocalenia odchodzącego wraz z wizją zwłok jestestwa.

W drugim kryterium nawiązującym do tytułu tomiku uwzględniła autorka inność świadomości stworzonej przez siebie bohaterki. Nietypowe myślenie, zupełnie odbiegające od normy potraktowanie otaczającej ją rzeczywistości to tylko niektóre wyznaczniki Zakładu pracy chronionej. W tej wytwórni poetyckiej, warsztacie emocji tworzy się nowoczesna koncepcja człowieka niekoniecznie identycznego z obowiązującym w świadomości społecznej kanonem. Człowiek Janas-Dudek jest niezwykle ciekawym okazem, przykładem odstawania od normy, odchodzeniem od zasady. Jednocześnie autorka buduje nowy model bohaterki, człowieka poszukującego swojego miejsca w świecie, własnych granic ciała, osobistych wymiarów rozumowania.
Nowoczesna i twórcza jednostka jest jednak nieustannie hamowana i ograniczana przez realia. Nie jest w stanie do końca rozwinąć skrzydeł, jest za to tłumiona i hamowana przez system, który jej narzucono. Układ tomiku poetki ma stać się głośną manifestacją właśnie przeciwko tym barierom i blokadom. Zbiór poetycki jest bowiem złożonym organizmem znaczeniowym stworzonym po to, aby organizować się przeciwko zwątpieniu i utracie wiary. Jest on namacalnym dowodem, na którego przykładzie można śledzić wszystkie procesy fizjologiczne duchowego życia bohatera lirycznego.

Jak już nadmieniłam, pojęcie ciała jest u Janas-Dudek naturalnym przekaźnikiem znaczeń. Ciało desygnuje płeć, osobę, procesy zachodzące w jej wnętrzu oraz reakcje otoczenia („namyśliłem się twoim ciałem” z wiersza „pończochy”). Dlaczego ciało jest takie ważne? Ciało demaskuje złudny formalizm wiersza a swoim milczeniem deklaruje prawdziwość rozgrywającego się na estradzie świata życia. Ciało otacza człowieka niczym kokon i chroni go przed sądem świata. Janas-Dudek ustala więc własną jego definicję. Dlatego język uczestniczy w ciele, ciało za to staje się centrum integrującym myśli, takiej prostej zasadzie wierna jest Janas-Dudek.
Ciało posiada również sama natura oraz otaczająca nas rzeczywistość rzeczy martwych, „wchodzę w konflikt z nabrzmiałą żyłą lasu/ czekam aż pękną jej tkanki”. Można wyciągnąć z tego wniosek, iż blisko niektórym tekstom poetki do estetyki z licznych zbiorów Mirona Białoszewskiego. I choć aż tak nie sakralizuje ona rzeczywistości krążących wokół nas rzeczy, to przedmioty nazywa martwą naturą i lubi się nimi otaczać.
Ale rzeczy także wydają człowieka w ręce oprawców: „pończochy krzyczą poza tobą”. To świat przedmiotów dookreśla niedoszłe duchowe stany w człowieku, kreuje jego pragnienia, tworzy złudy i fantazje. Może dlatego przestrzenie poetyckie przemienia autorka tekstów w światy uprzedmiotowione. W takim wymiarze je postrzega i ten sam punkt widzenia oferuje czytelnikowi. Z namacalnością świata spotkamy się na przykład w wierszu  „miód na sukience”. „Zamiatanie sadów”, „skubanie płatków skóry” czy oglądanie „łydek lasu” zbliża nas do świata, gdyż wtedy właśnie „odzieramy” go z tajemnicy, narzucamy mu własny język. Przestrzeń ulega głębszej konkretyzacji, staje się uchwytna, ponieważ okazuje się znajoma, jest stworzona przez nas a nie przez kogoś, kto uczynił to wcześniej.

Bywają też inne sytuacje. W przedmiotach i wobec nich czuje się bohaterka wręcz bezpieczna. Autorka panuje w ten sposób nad światem, który sama stworzyła. Aby natrafić na ślady samej siebie, musi zdecydować się na głębszą perforację rzeczywistości. „Ogarnia mnie drewno (…) spłaszczone sęki i pokryte przeźroczystą/ warstwą bejcy (…) sztuczne futryny i ruchome skrzydła/ najbardziej ciężko zaparte o mnie”, pisze w wierszu „rzeczo wnik II” Barbara Janas-Dudek. Podobnie w innych utworach, m.in. w wierszu „rzecz wnik III”, poszukuje bohaterka realizacji powierzonego samej sobie zadania. Bohaterka utworu próbuje dotrzeć do własnych „szczelin bytu”, szuka ich wszędzie aż w końcu znajduje dopiero tam, w kręgu „przeszperanych” dokładnie rzeczy. Wśród nich odczuwa ulgę, ponieważ odkrywa w nich wariant innego istnienia, swój prywatny model odmienności od innych, podobnych do niej ludzi. Wtedy „przenika ją niemożliwe” i otwiera się przed nią wymiar transcendentny.

Docieranie do „pozamaterialnego bytu”, paradoksalnie, dokonuje się poprzez materię. I dzięki wypełnieniu jeszcze jednego kryterium. Zawieszenie bohaterki lirycznej w atmosferze nieustannej obawy o bliżej nieskonkretyzowany los jest celowym dążeniem autorki. Lęk przez bólem świata pozbawia ten tomik radosnego optymizmu, uzupełnia za to ważniejsze dla czytelnika wymiary egzystencji. „Są dni które trudno przełknąć”, pisze w autorka tomiku w wierszu „zadanie”. Lękiem jest także poruszanie się w nieznanej przestrzeni, właściwie wokół znajomego miejsca, które wiecznie jest obce, jak w wierszu „dom pod lasem – rok po”, w którym autorka pisze: „umarło szaleństwo, żyje szaleństwo/ to dopiero obłęd być tutaj i nie czuć miejsca”. Lęk potwierdza egzystencję bohaterki. W momencie „topienia się” w świecie, rozkładania na części pierwsze i finalnej integracji ze światem, wieczny niepokój jest gwarantem jej podmiotowości. Dlatego lęk jest wartością absolutną i wyjątkową. Bez niego nie można osiągnąć pełni.

Na podstawie wcześniejszych rozważań, spróbujmy zatem określić kwintesencję tomiku Barbary Janas-Dudek. Jedną z warstw znaczeniowych swojego zbioru zamyka autorka w lapidarnych, ale połączonych ze sobą podtytułach. Bohaterka zbioru jest jednocześnie matką, uwodzicielką, pacjentką świata, który nazywa „urzeczowionym”. Kalejdoskop rzeczy, po którym przemieszcza się osoba z jej wierszy to przestrzeń potęgowanego lęku. W monodramie niedaleko poetce do absurdu. Bliżej jej więc do Becketta i jego form zapisu niż do tradycyjnych polskich form dramatycznych. A przecież właśnie dramatem w trakcie czytania poezja Janas-Dudek się staje. Poetka tworzy specyficzne misterium, do którego zaprasza czytelnika. Tomik otwiera się przed nami i odgrywa poszczególne części przedstawienia wedle kolejnych odsłon dramatycznych. Jednak i te kolejne „akty” dziania się jej świata śledzić należy niezmiernie uważnie. Dramatyczność wzmaga się za każdym przeczytanym wersem, za kolejnym odkrywającym się przed nami wierszem.
Gdzie ukrywa zatem autorka punkt kulminacyjny i katharsis? W którym miejscu go szukać? Jej poezja ma tak wiele odczytań, że każdy z interpretatorów najprawdopodobniej odnajdzie go gdzie indziej. Katharsis przyjdzie wtedy samo, wraz z postępującym wypiętrzaniem się słów. Tyle oferuje nam autorka, tyle albo aż tyle, niech każdy sam oceni… 

Barbara Janas-Dudek "Zakład pracy chronionej", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012, str. 120

Anna Łozowska-Patynowska