Andrzej Turczyński "Miniatura z gazelą", Agencja MILLENNIUM Bogdan Gutkowski, Koszalin 2012, str. 228

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 23 lipiec 2012 Opublikowano: poniedziałek, 23 lipiec 2012 Drukuj E-mail


Jolanta Szwarc

W POSZUKIWANIU KLEJNOTÓW

                                   Pojawiła się i znikła w zaspie płocha gazela.
                                   Patrzysz za nią, co była i już jej nie ma.
                                   Jak sen złoty znikła, jak zgłoska niema.
                                   Tak życie też zniknie płoche jak gazela.

 Ach, ach, powiedziałam, ocierając pot z czoła po mozolnej lekturze książki Andrzeja Turczyńskiego Miniatura z gazelą. Przyniósł mi ją gołąb biały, nie powiem, że ten sam, ale taki sam jak ten, który krążył między Rezydencją księżniczki Rabi’i, córki emira z Balchu, a wielkim poetą Rudakim, sługą Nasra II Samanidy z Samarkandy a może Buchary. Nie, nie powiem, że przyniósł książkę, bo byłoby to kłamstwo, kiedy dziobem zastukał w szybę okna w mojej kuchni, miał przesyłkę przytroczoną na brzuszku. Pendrive, który przepuszczony przez współczesne urządzenie, stał się książką pisaną na szkle.

Wszystko czarne na białym, na świetlistym ekranie. Litery, gdy je powiększałam, skracały dystans i przybliżały się do mnie. Figiel spłatała mi mowa wiązana. Nijak zapis nie dawał się powiększyć, żaden pryzmat z górskiego kryształu nie zmieniał jego optyki. Dopiero gdy na miniaturze okładki narysowałam fakira i dymek, w którym zapisałam tytuł książki, zobaczyłam z perspektywy czytelnika niebywały pozorny rozgardiasz i usłyszałam śmiech fakira. Śmiał się i mówił, że dał mi pendrive, w którym ukrył: dywany wiekowych wierszy perskich, legendę o poetce Rabi’i nieszczęśliwie, a może szczęśliwie zakochanej w Baktaszu, konflikty twórców nie tylko ze światem, zło przemieszane nieproporcjonalnie z dobrem, wiersz „spadł kiedyś w lipcu śnieżek niebieski, szczekały ptaszki, ćwierkały pieski”, linię czasu, która na imię ma Zawsze, na niej w maleńkim  punkciku siedzącego czytelnika trochę bezradnego, trochę wygłupionego i to wszystko podarował mi nie osobiście, ale żebym nie odmówiła i prezent przyjęła, tego pendrive’a przesłał drogą medialną z liścikiem mniej więcej tej treści: „Tylko, ach, nie bądź dość dociekliwa. Nie zadawaj sobie tyle pytań, nie wydziwiaj, bierz, co ci daję, ale nigdy-przenigdy nie rozsupłuj tego, co zasupłane, nie rozwikłuj tego, co zawikłane, nie rozwiązuj wiązadełek, ciesz się, że masz to, co przez szkło możesz oglądać, a jak bardzo chcesz, przepuść przez drukarkę, tylko uważaj, bo może nie starczyć ci tonera”.
Ponieważ myślę, że papier jest bardziej przyjazny, wszystko przepuściłam przez drukarkę, nie szczędząc kartek. Zadrukowane są tylko po jednej stronie. Może jak wbiję oczy w tekst, przedostanę się na drugą stronę kartki, zdołam odczytać wszystkie sensy nie do pojęcia. Nie będę posłuszna fakirowi, który ostrzegał mnie w liście, bym nie była „dość dociekliwa”. Co to znaczy „dość”? Otworzę cztery okna na cztery strony świata. Niech cztery wiatry przelecą mnie. Ach, ach, co ja wypisuję, mogę być zrozumiana dwuznacznie, a to wcale nie leży w mojej intencji.

Żeby zrozumieć dary Wiatru Północnego, baśnie Szecherezady, żywoty Izold, jednej i drugiej Rabi’i, namaluję cztery pory roku, miniaturki opatrzę literami, słowami i będę się wpatrywała, po to by przemówiły, bym mogła ogarnąć w realu, albo wyśnić prawdę o świecie, dotrzeć do jądra atomu, zrozumieć Pełnię. Słowa spływają z palców na papier. „Dziesięć palców” poety czy zdoła złapać skrzydlate słowo i dobrze osadzić w kontekście, a jak się zdarzą dni puste, nachodzić będą pustostany słów, co robi wtedy wolny niewolnik poezji. Księżniczka Rabi’a się uczy, zgłębia tajemnice liczb, w bibliotece ojca ślęczy nad mapami i miniaturami, czyta. Poznaje życie w haremie i jego przyległościach. To wpatrywanie w miniatury podpowiada jej, jak zbudować parawan, ścianę, jak zrealizować myśl Selimy, służki, która miała być wierna po grób, że najlepiej jest ukryć się za drugim człowiekiem. Miniatura, podpowiedź Selimy doprowadziły ją do chłopczyc, nie pamiętam, były chyba z Lesbos. Nur i Hanife, ich męskie wcielenia to Omar i Tahir. Czworo w dwóch ciałach. W Rabi’i też są dwie, czasami trzy Rabi’e, takie wewnątrz, siostry-cienie. Jak w tym się połapać? Czym, kim jest człowiek? Animus, Anima – czy właściwie dopełniają psychiki mężczyzn i kobiet?

Rabi’i dane było zakochać się w ogrodniku Baktaszu, ach, tylko niewolniku, och, księżniczka. Ściany mają uszy eunuchów, służących, nałożnic białych, czarnych, żółtych i trzeba uważać. Lepiej schować się za dziewczynami z Lesbos, niż przyznać się do ulokowania uczuć w niewolniku, ale ta miłość ją oświetliła i wreszcie dostrzegła to, co ją nurtowało, swoją jedność, niepodzielność. Jest jedną Rabi’ą, te wewnętrzne siostry, z którymi rozmawiała, stanowią jej jejość, jej oność.
Jak żyć, kiedy matka w grobie, ojciec lód, a brat? Ślepy derwisz powiedział jej to, czego nikt nie chciał ujawnić, co się kryje za oknem wychodzącym na północ, a zabitym na głucho, żeby jej książęce oczy nie zobaczyły…  Pokazano jej widok z południowego okna na piękny gulistan, za oknem na wschodnią stronę ciągnęły się ośnieżone szczyty Pamiru, zachodnie zaś brało azymut na Mekkę. To w tę stronę odwrócona słała swe modlitwy Allachowi. Dopiero ślepy derwisz niepytany wcale powiedział: za tym oknem, córko, znajduje się widok na środek piekła i rosnące tam drzewo gagatowe bardziej czarne niż heban, którego kwiaty pod każdym względem żywo przypominają kwiecie pomarańczy, ale miast owoców rodzą głowy najstraszliwszych potworów! o, wśród nich widać twego brata księcia Haaresa ze sztyletami w ustach zamiast zębów, w których trzyma twoje trzepoczące się, okrwawione dłonie! Mówiąc to derwisz wybucha zgryźliwym śmiechem i z wolna przeistaczając się w dym, rozpływa się w powietrzu.

Wszystko się zdarza we właściwym czasie, może to właśnie był właściwy czas, ale Rabi’a chyba nie bardzo się przejęła tą opowieścią, a co, mało takich krąży po świecie. Jakbyśmy się mieli przejmować tym, co w ucho wpadnie, albo rzuci się na oczy, to byśmy się dopiero urządzili. Dziwny jest ten świat. Rabi’a, Rabi’a, niepokorna poetka, która w literach i cyfrach znajduje wolność, buntowniczka, która jeszcze sama nie zdaje sobie sprawy z twego, że nią jest. Nasycona erotyzmem haremu, mimo że zapisała w swoim notesiku słowa Proroka – oczy cudzołożą, a ich cudzołóstwem jest spojrzenie, uszy cudzołożą, a ich cudzołóstwem jest słuchanie, cudzołóstwem języka jest mówienie, cudzołóstwem ręki jest dotyk, nogi cudzołóstwem jest krok, serce zaczyna pragnąć, a w końcu organy intymne robią to lub nie – nie mogła się pohamować i tak bardzo, bardzo chciała poznać własne pragnienia, że nawet nie była zaskoczona, gdy obudziwszy się z ręką u spojenia ud, znalazła ją zakrwawioną, bo przecież nie dostrzegła żadnego związku miedzy swoją miesięczną przypadłością, a nocnym żałośliwym śpiewem słowika, młodym ogrodnikiem i ghalamdanem.

Ghalamdan – odpowiednik dzisiejszego piórnika, ale jak pięknie zdobiony, jakie na nim scenki rodzajowe. Co wyobrażają i co można sobie wyobrazić? Świat jest pełen znaków, symboli, które potrafimy odczytać, albo nadkładamy znaczenia, nadinterpretujemy, domyślamy się więcej, aniżeli jest. Haares, brat Rabi’i, z jakich pobudek ją każe zabić? Skalała ród? Tak naprawdę nie. Czy po prostu z miłości i to wcale nie braterskiej. Ach, mieszam miłość z zazdrością, ale jak śpiewała Violetta Villas „nie ma miłości bez zazdrości”, a miłość ma kilka imion. Tylko prawdziwy poeta potrafi zedrzeć światu maskę, pozbawić ułudy i pokazać jego istotę, prostą czystą formę.  Literą zatrzymać biegnący czas. Tak więc czyjeś życie, czyjaś w świecie obecność albo wydarzenie, a nawet jakiś fragment krajobrazu, jego cząstka – stają się i są moim udziałem, moją rzeczywistością. Zatem to co zapisane, co spisane przybiera nowych mocy i znaczeń, rozrasta się i pomnaża swoje treści, nie tracąc nic ze swego pierwotnego obrazu, jego treści i sensów.

Leila i Madżnun, Tristan i Izolda, Rabi’a i Baktasz to legendarne pary kochanków. Co by było, gdybyśmy naraz ich stracili? Po co nam taki świat, w którym nie ma kochanków? Tristan umiera, płynie do niego Izolda Złotowłosa. Już, już mają się spotkać, gdy zazdrosna Izolda o Białych Dłoniach okłamuje Tristana. Czysta tragedia. Kto wygrał, kto przegrał? O co chodzi?
Rabi’a uśmiercona. Wyrok wydał własny brat, który objął władzę po śmierci ojca (ciekawe w jaki sposób), zakłócona została równowaga. Może gdyby ojciec żył, żyłaby i Rabi’a. Kiedy po dziewięciu dniach rozwalono mur, zobaczono ciało księżniczki czyste i gładkie jak lilia, jak biały jadeit albo górski kryształ, w pomieszczeniu unosił się aromat… Czuję ten piękny zapach jakby przenikał z innych legend. Żadnych ran, krew tylko na ścianie przyciągała oczy do ostatniego jej wiersza, w którym znalazłam słowa: Miłość wszak oceanem bezkresnym. Co warte jest życie, po którym nic nie zostaje, ani jedna litera, ani jeden znak.

Niewiele warte są książki, które przelatują przez człowieka pustymi słowami. Nie mogę narzekać, na prezent, który przyniósł mi gołąb, choć w pierwszej chwili posądziłam autora (za co go przepraszam) o niestaranność, no bo co może sobie pomyśleć czytelnik, kiedy czyta: Na pierwszej stronie okładki zamieszczono miniaturę (…), na czwartej zaś fotografię grobowca Rabi’i Ghazdari w Mazar-i Szarif, Afganistan. Obracam książkę – grobowca nie ma (i słusznie, bo znajduje się on w Balchu). Ach, och, ktoś tu przysnął. Czytam – zamiast Baktrii pojawia się Bakteria. Ach, och, co się dzieje? Czyżby autor… Nie wspomnę o słowniczku, przypisach na końcu książki i tym, co najważniejsze ukrytym w drobnym druczku. Ach, och! O, przewrotności autora.
Na koniec, może częściowo posługując się słowami Rabi’i powiem, że książka Andrzeja Turczyńskiego "Miniatura z gazelą" wszak oceanem bezkresnym. Dalsze myślenie pozostawiam czytelnikom. Niech płyną przez ten ocean, niech nurzają się w głębi skojarzeń i sensów.
Nikt nie obiecuje, że czytanie książek wartościowych nie boli.
Jednak czasami boli pięknie.

Andrzej Turczyński "Miniatura z gazelą", Agencja MILLENNIUM Bogdan Gutkowski, Koszalin 2012, str. 228

Jolanta Szwarc