Janusz A. Kobierski „Niech się stanie”, Oficyna Wydawnicza ŁOŚGRAF, Warszawa 2011, str. 136.

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 20 czerwiec 2012 Opublikowano: środa, 20 czerwiec 2012 Drukuj E-mail


Jolanta Szwarc

I ucho, co słyszy, i oko, co widzi, oba są dziełem Pana.
  (Księga Przysłów 20,12)

Wiele par oczu i uszu stworzył Pan, a każda jest osobna, inna. Po kształcie uszu, jak po liniach papilarnych można poznać człowieka. Różnią się kolory i kształty oczu. To nasuwa mi przypuszczenie, że trochę inaczej słyszymy i widzimy. Nic zatem dziwnego, że na poezję mam inne spojrzenie niż Janusz A. Kobierski, autor poetyckiej książki Niech się stanie. Tytuł ten zaczerpnięty został z wiersza zamykającego tom.

To „niech się stanie” natychmiast przeniosło mnie do opisu stworzenia świata zamieszczonego w Księdze Rodzaju. „I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było dobre.”
Co zatem chce stworzyć poeta? Osobny poetycki świat // Na pustkowiu bełkotu / niech powstaje / oaza słów, / w której prawda, dobro i piękno / pozostawią / ślad. // A jeśli to komuś / wydaje się rajem, / to dobrze. // A jeśli naiwnością, / to tym lepiej, / bo przecież poeci / jak dzieci / wierzą w czarowne bajki // I o dziwo, / nierzadko im się spełniają / ich odważne / sny.

Spróbujmy się przyjrzeć, czy wiersze poety zamieszczone między tytułowym, a kończącym książkę „niech” spełniły jego marzenie i stały się oazą na „pustkowiu bełkotu”. Czy można stwierdzić, że wszystko, co stworzył, jest dobre? Myślę, że jeszcze nie. Nie wystarczy mieć korzenie umocowane w wierze chrześcijańskiej, żeby dobrze pisać. Autorowi wydaje się jednak inaczej. Ostaną się, / oprą się czasowi // ci, co zwrócili głowy / ku Prawdzie // pomijanej. Ten cytat zaczerpnęłam z utworu „Wiersze nieznane”. Byłoby dobrze, gdyby w sympatyczny, poetycki tekst autor nie wrzucił jakby z innej bajki słów – Owszem, zdarzają się / i nieporadne trochę / treściowo, językowo. // Ale w nich widać przymierze / z tą jedyną mową.
Dla mnie teksty ułomne pod względem treści i języka nie wyrosną palmą na oazie, pod którą chciałabym oddychać prawdą, dobrem i pięknem. Nie oczekuję też na te „Nienapisane wiersze”, do których wzdycha poeta – Wiersze moje, wiersze. // To byłaby antologia / nad antologiami. Ksiądz – poeta sprawia wrażenie, że na szczęście wieczne można zarobić wierszami, gdy słowa posiane będą pomnożone (…), że może wystarczy // na plon ostatecznej / nagrody, a w  trochę zarozumiałych „Nienapisanych wierszach” stwierdza – I myślał sobie: / wystarczą. // Ażeby szala wieczności /przechyliła się / w dobrą stronę.

W utworze „Sekrety poety” uchyla rąbka tajemnicy, zdradza nam swoją wizję twórcy. Ot, taki człowiek znacznie różni się od innych. / Trochę zachowaniem, nieco ubiorem, / przede wszystkim myśleniem. Kiedy zalęgnie się w nim wiersz, idzie teraz przez miasto nieco chwiejnie, / jakby odurzony tajemniczą substancją. Co to za substancja? Nikt nie jest w stanie jej odkryć. Pewnie jest pierwiastkiem natchnienia, które, jak wyznaje poeta, dzięki Bogu nie opuszcza go i prowadzi / w rejony najpiękniejsze. / Od czasu do czasu / rzecz jasna.

Czytam, czytam tę książkę w tę i we w tę, i jakoś nie wierzę w szczerość poety. „Spowiedź osobliwa” nie ma w sobie pokory penitenta. Może dlatego jest „osobliwa”, że wyliczane grzechy są jakąś przebieranką w zło. Czuję buńczuczność i nonszalancję. Ach, i to, i owo / jeszcze o sobie / powiedzieć by się dało. // Możecie mnie za to / osądzić, jeśli taka / jest wasza wola. Po takim podszczuciu znalazłam, co prawda z dużymi oporami, wolę osądzenia tego tomiku, zwłaszcza po przeczytaniu ciągu dalszego owej spowiedzi. Dla równowagi / mógłbym wymienić też plusy. / Znalazłoby się trochę / i zalet, i zasług. Jak na spowiedź, skromnością te słowa nie grzeszą. Czytam dalej. Ale to „bajka” już inna / choćby na wiersz, który ktoś / może wszak napisać, / jeśli tylko zechce.
Panegiryku nie napiszę, choćby dlatego, że nie odpowiada mi ten sposób mówienia. Choć nie wykluczam, że u innych czytelników wywołuje on pozytywne emocje. Na dowód, że tak może się zdarzyć, przytoczę utrzymany w sprawozdawczym tonie fragment utworu „Krzysztof Kolberger mówił moje wiersze”. I rzeczywiście mówił. // Treść wierszy przekazywał bowiem, / jakby był ich autorem. / I kreatorem jedynym. / Jakby to on wydobywał z nicości / zdanie po zdaniu (…) Przeniósł nas w inny wymiar, / bo siedzieliśmy jak zaczarowani. // Byliśmy skupieni, / zdumieni, wzruszeni. Bardzo żałuję, że nie dane mi było uczestniczyć w tej uczcie duchowej.

Moje oczy i uszy ciągle płatają mi figle. To wina, a może zasługa uszu, że kiedy czytałam „Skargę na samego siebie”, jakoś sama mi się podłożyła melodia dziecięcej zabawy „Mam chusteczkę haftowaną”. Proszę zaśpiewać – W charakterze by się dało/ sporo coś poprawić. / Radzę sobie to uczynić, / by Chrystus mógł zbawić. // Może wówczas bym podołał / też kogoś nawrócić, / a nie ciągle złościć innych / albo bałamucić. Cóż, mogę pocieszyć, że na tyle mam mocny charakter, że zbałamucić i zezłościć się nie dam.
Tak się stało, że nie poszłam za bałamutną radą poety, doceniłam, mimo wszystko, wagę rozumu i stwierdziłam, że przede wszystkim w sprawach wiary rozum nie musi pójść sobie do kąta / i klęknąć w pokorze. Nie przekonuje mnie, że choć wiara i rozum / to dwa skrzydła życia, // to jednak skrzydło rozumu / nie pomoże nikomu / na wysokościach / wiary. Nieraz widzieliśmy, że bez – albo z uszkodzonym skrzydłem latać się nie da. Każdy samolot spadnie po jego utracie, żaden ptak nie wzleci w niebo ze złamanym skrzydłem, jeśli nie pomoże mu człowiek znający się na rzeczy. W zgłębianiu prawdy szukamy mądrości u autorytetów. Mogę skorzystać z pomocy fachowców z poszczególnych dziedzin, a jeśli zabraknie mi rozumu i wyobraźni, słono przepłacić za drobną usługę. Nie mogę jednak pozwolić sobie na to, żeby nie dociekać, co w życiu każdego człowieka jest najistotniejsze. Nie mogę zrezygnować z pytań o sens, o istotę życia. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio stwierdza, że „wiara, pozbawiona oparcia w rozumie, skupia się bardziej na uczuciach i przeżyciach, co stwarza zagrożenie, że przestanie być propozycją uniwersalną. Złudne jest mniemanie, że wiara może silniej oddziaływać na słaby rozum; przeciwnie, jest wówczas narażona na poważne niebezpieczeństwo, może być sprowadzona do poziomu mitu lub przesądu. Analogicznie, gdy rozum nie ma do czynienia z dojrzałą wiarą, brakuje mu bodźca, który kazałby skupić uwagę na specyfice i głębi bytu.”

Rozum i wiara, ciało i dusza, dobro i zło, szczęście i nieszczęście, wierzący i niewierzący oraz wiele innych podobnych par, które – wydawałoby się – wykluczają się wzajemnie, nie mogą jednak obyć się bez siebie. Skazane są na koegzystencję, a to nakazuje akceptację ich istnienia, a także każe zastanawiać się i dążyć do zrozumienia różnic. Poeta stwierdza – Niedługo będziemy / w bezczasie. // I jak mówią / znawcy problemu: / piękni / i szczęśliwi. Sądzę, że jest to podstawowa prawda każdego wierzącego i zbędne jest w tym cytacie trochę plotkarskie powoływanie się na to, co mówią jacyś tam znawcy problemu. Żeby osiągnąć to doskonałe szczęście już bez opozycji nieszczęścia, grajmy Panu naszemu. On przecież zasługuje / na piękny teatr życia. Więc nie marudźmy bez przerwy, że idziemy „Pod wiatr”, że ciało nas uwiera i jak głupi osiołek, / przeszkadza jak tylko może.

Jadąc na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, bądźmy bardziej refleksyjni i spostrzegawczy. Nie powtarzajmy z zachwytem banałów, że oto stąpamy po śladach Boga. Nie ustawiajmy się w opozycji my – oni. My je odnajdujemy / w trudzie pielgrzymki,  oni – Zacierają ślady, / które Bóg zostawił. Czas też zaciera, ale takie jego prawo. Nie widzę różnicy w zachwycie nad cudem tworzenia „Biblijnych gór”, a moich ukochanych Pienin, czy Masywu Śnieżnika. Gdyby nie tytuł, nie wiedziałabym, że o tamte właśnie chodzi. Może to i dobrze, bo przecież Bóg z ogromną pieczołowitością, z dbałością o każdy szczegół tworzył cały świat. Nie tylko ziemię, na której narodził się Chrystus, niczego nie ujmując pozostawionym tam przez Niego śladom. Różnorodność rzeźby terenu, fauny, flory, ale i ludzi jest wspaniała. Naturalnie, że Europejczyka zadziwić mogą inne religie i sposoby na życie, jak na przykład Amiszów mieszkających w Stanach Zjednoczonych, czy ultraortodoksyjnych Żydów z jerozolimskiej dzielnicy Me’a Sze’arim. To, co mnie zaciekawiło, poeta kwituje  - Enklawa mieszcząca świat inny / od reszty. / I nieco zabawny, / oryginalny wszak. Drażni mnie to słowo „wszak”, choć wszak je znam, ale kontynuujmy. Taka część miasta tu jest. / I dobrze, że jest. // Na pociechę mieszkańcom. // Turystom ku ciekawości, / albo i radości. Myślę jednak, że ta dzielnica w Jerozolimie nie powstała, by dostarczać wrażeń gapiom. To nie arabska wioska zbudowana do zwiedzania na pustyni, ani skansen, w którym pokazuje się życie na niby.

Ale idźmy, wszak widzi nas / miłosierny Pan. Idźmy za poetą, który z jednej strony narzeka – A ja ciągle tutaj jestem / i ułomny, i bezdomny, / czyli na wskroś taki biedny / jak kościelna mysz. Z drugiej strony, podążając w ziemskiej podróży niesie do tego świata / czułe przywiązanie. Do świata przypominającego Niniwę, choć poecie nie chodzi o wielkość i piękno jej ogrodów, tylko o tragiczny koniec. Szala zła gwałtownie się przechyliła. Ciężar grzechów wszystko zdominował. Egzorcyzmować go trzeba – ostrzega i grozi poeta.
Świat, światem, ale bliższa koszula ciału. Kraj. Jemu też  nie po drodze ze szczęściem. Ludzie oczekują szczęścia w wymiarze sprawiedliwości (…) widoki na nie / są takie, siakie, / nijakie – puentuje autor.
Uważam, że wiersz „W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej” zasługuje na ciekawsze rymy niż: rocznice – bicze, ofiara – dana, trzeba – nieba, krwawi – zbawi.

Poeta – ksiądz bardzo lubi pouczać. „Wytyczne” jako żywo przypominają utwór Maxa Ehrmanna „Dezyderata”. Z wiersza „Szkoda czasu”, w którym na jednym oddechu czytamy: Szkoda czasu / na wojny, / bo same z nich nieszczęścia // a także na pisanie kryminałów / i romansów, / bo niepotrzebnie mamią / ludzi słabych swą diaboliczną iluzją, wychyla się o. Marian Pirożyński, któremu wydawało się, że zdrowo ocenił 1000 autorów i 3500 dzieł. O wielu pisał: „Takie sobie”. Inni zasługiwali na większą uwagę.
Goethe Jan Wolfgang. Poeta niemiecki. Za młodu prowadził życie hulaszcze i rozpustne. Na kanwie tych przeżyć napisał w r. 1774 Cierpienia młodego Wertera; on się w niej zakochał, ona wychodzi za mąż, on się nadal w niej kocha i kończy życie samobójstwem. Romans ten był w stylu epoki – rozczulanie się, płakanie, analizowanie siebie – opanował więc współczesne umysły i narobił wiele złego.”
Buet Karol. Pisarz francuski bardzo na miejscu. Z życia wiejskiego proboszcza”.

Oj, szkoda czasu i atłasu / na wiele, wiele / innych głupostek i śmiesznostek. // Czas jest zbyt krótki, / żeby go  tracić / na byle co. Tą mądrą uwagą autora kończąc, powtórzę za ks. Adamem Bonieckim: „Ks. Janusz A. Kobierski poeta nie pisze ani jak Miłosz, ani jak Gałczyński, ani jak Herbert. Tak jednak pisze, że do ludzi trafia.” Podobno.

Janusz A. Kobierski „Niech się stanie”, Oficyna Wydawnicza ŁOŚGRAF, Warszawa 2011, str. 136.

Jolanta Szwarc